Netflix dowozi. Od dziś na platformie najlepszy film science fiction z 2024 roku
Platformy streamingowe słyną z rozpieszczania subskrybentów swoimi szerokimi ofertami filmowo-serialowymi. Netflix podbił stawkę do astronomicznych rozmiarów - od jutra jego subskrybenci będą mogli obejrzeć "Diunę: Część drugą"

Pierwsza część "Diuny" trafiła do kin w 2021 roku, jednak biorąc pod uwagę pandemiczną rzeczywistość, zapewne nie wszyscy zdążyli ją zobaczyć na dużym ekranie. Osobiście nadrobiłem ją na niedługo przed seansem sequela i byłem zdewastowany wysokim poziomem tego filmu. Czuć było, że stanowi on wprowadzenie do kolejnej historii, ale i tak było to dzieło spełnione. Podobnie uznali członkowie Akademii, którzy nagrodzili ten film sześcioma Oscarami. Niestety "Diuna: Część druga" nie doczekała się aż tylu nagród - odebrała dwie statuetki i to wyłącznie w kategoriach technicznych (dźwięk i efekty specjalne). Niestety, ponieważ to jeden z najlepszych filmów we współczesnej historii kina science-fiction i jedno z największych dzieł ostatnich lat.
Diuna: Część druga - wielkie widowisko z wielkimi aktorami
Po wydarzeniach z pierwszej części pozostajemy przy głównych bohaterach. Książę Paul Atryda (Timothee Chalamet) wraz z matką, lady Jessiką (Rebecca Ferguson) uciekli przed Harkonnenami i prowadzą pustynne życie wśród społeczności Fremenów. Młody Atryda staje się częścią grupy, zakochuje się w Chani (Zendaya), ale do głosu coraz mocniej dochodzi jego przeznaczenie jako mesjasza, a także przepowiednia świętej wojny.
O ile pierwszy film świetnie rozrysowywał mapę przyszłych wydarzeń i rozstawiał postacie na fabularnej szachownicy, o tyle "Diuna: Część druga" to trzygodzinna, widowiskowa i emocjonująca rozgrywka, w której krzyżują się ze sobą wręcz szekspirowska tragedia, polityczno-religijne wpływy i ich oddziaływanie, kwestie własnej tożsamości i przeznaczenia, a także wystawiona na próbę miłość.
Denis Villeneuve pokazał, że jest prawdziwym mistrzem kina - zarówno jeśli chodzi o scenariusz, jak i o reżyserskie oko. W przypadku tego pierwszego znaczna większość postaci ma swoje do zagrania i wykorzystuje te momenty by popisać się świetnym warsztatem. Jeśli zaś mowa o reżyserskim oku...to po prostu trzeba zobaczyć. Współpraca kanadyjskiego artysty z operatorem Greigem Fraserem opłaciła się - mało które słowa opiszą zapierającą dech w piersiach spektakularność i piękno, które wylewa się ze strony wizualnej tego filmu.
Oprócz statusu technicznego arcydzieła, "Diuna: Część druga" jest też wielkim aktorskim koncertem. Pierwsze skrzypce gra tu Timothee Chalamet - jego rola w tym filmie to pokaz najwyższych umiejętności. Złoty chłopiec Hollywood zmężniał, dojrzał, a jego monolog w ostatnim akcie "Części drugiej" powinien być studiowany przez przyszłych adeptów sztuki aktorskiej.
Bardzo dobrze wypada również Zendaya - jej Chani to postać o silnym charakterze, ważna dla historii postać, której emocje aktorka znakomicie wygrywa. Trochę mniej czasu dostał główny antagonista - Feyd-Rautha, natomiast Austin Butler perfekcyjnie oddał jego bewzględną diaboliczność. Nie ma tutaj słabych występów, niezależnie od czasu ekranowego - Josh Brolin, Rebecca Ferguson, Florence Pugh, Dave Bautista, Christopher Walken, Lea Seydoux, Stellan Skarsgard, Javier Bardem, Charlotte Rampling - każdy członek tego aktorskiego zespołu zagrał ponadprzeciętnie i wykorzystał swoją obecność w filmie.
"Diuna: Część druga" to niezwykłe filmowe widowisko, jeden z najlepszych filmów ubiegłego roku. Z jednej strony żałuję, że wyszedł tak wcześnie (w lutym) bo Akademia zapomniała o doskonałym scenariuszu i aktorstwie zaprezentowanych w tym filmie. Z drugiej strony jednak, nie trzeba dostać worka Oscarów, by móc poszczycić się mianem wybitnego dzieła. A takim właśnie jest "Diuna: Część druga".
"Diuna: Część druga" od środy (21 maja) jest możliwa do obejrzenia na Netfliksie.
Więcej informacji ze świata kina znajdziecie na Spider's Web: