Drodzy Czytelnicy, co powiedzielibyście na smaczną jajecznicę ze świeżutkich jajek, z szyneczką, kawałkami cebuli, pomidorem, wszystko to na masełku i oczywiście nie usmażone, a "przemielone" we własnej buzi z dodatkiem… wymiocin? Ohyda, prawda? A może zabawa z rozwścieczonym bykiem, będąc ubranym w czerwoną koszulę i na dodatek mając związane oczy? Straszne! No to może dalibyście się zamknąć wraz z kolegami w zupełnie ciemnym pomieszczeniu i dla zabawy porzucalibyście się piłkami lekarskimi? To jest głupota, macie rację. A chociaż dalibyście wypalić sobie na pośladku znaczek w kształcie penisa? No, oczywiście, że nie, mogłem się tego spodziewać. Jednak te i wiele innych czynności to chleb powszedni dla Johnny'ego Knoxville'a i jego dzielnych, a raczej lekko stukniętych, przyjaciół. Panie i Panowie, przed państwem Jackass, a konkretniej Jackass 2.5!
Zaraz, zaraz, ale kim oni właściwie są? Tym, którzy MTV nie posiadają i nie dane im było zapoznać się z tą jakże szaloną gromadką, już spieszę z wytłumaczeniem. Popularni "jackassi" to grupa osób lubiąca robić sobie… źle. Często ich popisy ocierają się o masochizm, kiedy to panowie przebijają sobie twarz igłami, wkładają w wiadomą część ciała różne przedmioty (np. zabawkowy samochodzik), zjeżdżają na nartach we własnym domu, strzelają z pistoletów na farbę w nagie ciało lub też zabawiają się z niebezpiecznymi zwierzętami. Choć wiele z tych "akrobacji" kończy się dla nich źle, widać, że oni lubią to robić! I przez te wszystkie lata, od kiedy Jackass jest w telewizji, bariera między obrzydzeniem wynikającym z oglądania ich numerów a dobrą zabawą nigdy nie została przekroczona, bo panowie doskonale wiedzieli, czego nie należy robić, żeby publiki nie zniechęcić. Tak było do czasów Jackass 2.5, ale zacznijmy od początku.
Najpierw był serial w MTV, który pozwolił wypłynąć na szerokie wody grupie młodych i chcących zrobić coś oryginalnego mężczyzn. Program zrobił dużą furorę, popisy kaskaderskie "jakcassów" rozbawiały oglądających do łez, a chłopcy dorobili się sporych pieniędzy. Z czasem ktoś wpadł na pomysł, żeby sukces telewizyjny przenieść na ekrany kinowe. Jackass: The Movie był zbiorem najlepszych skeczy, jakie wykonała grupa w swojej dotychczasowej "karierze". Najlepsze jednak miało dopiero nadejść. Jackass Number Two to coś, czego żaden fan "jackassów" nie mógł przegapić. Zupełnie nowe numery, pokazujące prawdziwą moc Jackass! Skoro te dwa filmy okazały się sporym sukcesem, nie powinno nikogo dziwić, że w planach pojawiła się część trzecia. Jednak okazało się, że wcześniej na rynku pojawi się Jackass 2.5. Ktoś postanowił wyciągnąć raz jeszcze pieniądze od fanów? Okazało się, że nie, a przynajmniej niezupełnie…
Otóż dwie firmy, które odpowiedzialne są za produkcję nowego "Jackassa" (Paramount Pictures Digital Entertainment oraz MTV New Media), postanowiły, że Jackass 2.5 nie trafi na sale kinowe! Zainteresowani mogli obejrzeć film przez pewien czas w Sieci, nie płacąc za niego ani grosza! Następnie film trafił do serwisów typu wideo na żądanie oraz "pay per view". Na półkach amerykańskich sklepów oraz wypożyczalni pojawiło się też specjalne wydanie DVD zawierające wiele materiałów dodatkowych. No dobrze, starczy już tego gadania o historii, czas zająć się samym filmem.
Jackass 2.5 dość znacznie różni się od poprzednich części. Przede wszystkim nie można powiedzieć, że jest to zupełnie nowy, kręcony od początku, film. Otóż materiały, które obejrzymy, to numery, które nie załapały się do wspomnianej wcześniej "dwójki". Oprócz kilku popisów (bardzo słabych, ale o tym zaraz) znajdziemy też sporą dawkę przeróżnych wywiadów z ekipą tworzącą Jackass. Dowiemy się, jak film powstawał, co przeszkadzało "pracującym", a także poznamy kilka ciekawostek z życia ekipy. Niby całkiem przyjemna sprawa, tyle że te wywiady zajmują połowę filmu. Ja rozumiem, że to tylko osobny dodatek do Jackass Number Two, ale oglądając go, mamy wrażenie, że to bardziej dokument o Jackass niż zbiór niewidzianych wcześniej materiałów.
Problem Jackass 2.5 to jednak nie wywiady, ale fatalne numery, które w tej części się znalazły. Jak już wspominałem, są to skecze, które do dwójki się nie załapały. Aż dziw bierze, że ludzie, którzy zrobili mnóstwo fantastycznych rzeczy do Jackass Number Two, w tym samym czasie nakręcili taką "kichę"! A może o to właśnie chodziło twórcom? Specjalnie zrobili Jackass 2.5 żeby pokazać, jak Jackass Number Two jest świetnym filmem! No cóż, jeżeli o to im chodziło, to fakt, udało się panom, oj udało!
Ale co jest w tych popisach złego? Granica, o której była mowa na wstępie, została przekroczona. Jackass 2.5 przestaje śmieszyć, a zaczyna po prostu szokować swoją wulgarnością oraz… ohydztwem! Większość numerów polega na wkładaniu czegoś w wiadomo co. I dlatego spora część filmu wygląda tak: wywiad, włożenie latawca w pupę, wywiad, włożenie ręki w drugi zadek, wywiad, włożenie rurki w inną pupcię. Od czasu do czasu trafi się coś śmiesznego, ale na Boga, czy to jest to, co fani "jackassów" lubią? Czy w ten sposób Jackass zdobył taką popularność? Gdzie tu humor, absurdalne sytuacje, szalone pomysły? Dałoby się to przełknąć, gdyby na cały film trafiłby się jeden, góra dwa numery z, że tak to ujmę, "akcjami odbytniczymi", ale nie aż tyle! Zdecydowanie przesadzili, niestety. Oprócz tego jest też jeden wyjątkowo obrzydliwy numer, który powoduje, że chcemy zwrócić śniadanie/obiad/kolację - Steve-O pojechał do Indii, aby spotkać się z mężczyzną, który posiada najdłuższe paznokcie na calusieńkim Świecie. Nie trzeba dodawać, że nie są to ładne, estetyczne i zadbane paznokietki? Po paznokciach spuszczona zostaje woda, która cały bród zabiera ze sobą i wpada prosto do buzi Steve-O. Domyślacie się jak ten na to reaguje? Niby i takie numery się wcześniej "jackassom" zdarzały, ale… Moim zdaniem jest za ostro.
Żeby nie było - w filmie znajdziemy również kilka zabawnych gagów. Ot, chociażby skecz pt. "Dizzy boxing", kiedy to Dave England i Ehren McGhehey kręcą się na fotelu, po czym z niego zeskakują i zaczynają ze sobą walczyć. Dziwny pomysł? Zgadza się, ale właśnie tego od "jackassów" oczekuję. Mamy też dość nietypowy tor przeszkód, który ekipa musi, a właściwe chce, pokonać. Najpierw muszą przeczołgać się obok aligatorów, następnie wbiec do zagrody ze świnkami, potem dać się ostrzelać przez zawodowych paintballistów i na koniec wypić szklankę ze śliną. Nie najgorsza jest też wizyta w markecie na małych motorkach - widok dorosłych mężczyzn ścigających się na motorach dla dzieci między półkami z płatkami owsianymi może śmieszyć. I tyle. Trzy-cztery śmieszne numery na godzinny film to dużo? Raczej nie, bo jesteśmy przyzwyczajeni do takiej liczby, ale słabszych popisów. Doskonale to obrazuje, że Jackass 2.5 jest po prostu średnim filmem…
Na całe szczęście tylko średnim. Nie polecałbym go jednak tym, którzy chcieliby dopiero zapoznać się z "jackassami", bo po prostu zostaliby odrzuceni. Ci, którzy wcześniej przy "jackassach" płakali ze śmiechu, powinni, tak z ciekawości, zobaczyć, bo można się kilku ciekawych rzeczy dowiedzieć, a także kilka razy pośmiać się. Cóż, nie jest to szczyt możliwości "jackassów", jednak należy też pamiętać, że to tylko tak jakby dodatek. Miejmy nadzieję, że Jackass 3 będzie już świetny.