Krzysztof Gonciarz mówi, kto stał za nagonką na niego. To bliska i znana osoba
W swoim najnowszym nagraniu Krzysztof Gonciarz zdecydował się odpuścić tę bardziej przekorną i naszpikowaną dowcipem formę, by z pełną powagą opowiedzieć o tym, co jego zdaniem naprawdę wydarzyło się za jego plecami, gdy Daria Dąbrowska zaczęła publikować oskarżające filmy na jego temat. Z jego opowieści wynika, że osobą w głównej mierze odpowiedzialną za nagonkę i szczującą na niego inne dziewczyny była Kasia Mecinski.
Kilka miesięcy temu Krzysztof Gonciarz wrócił do regularnego wrzucania filmów na swój kanał na YouTube. W serii nazwanej „CODOHUYA©” YouTuber w dużej mierze komentuje cancel, którego padł ofiarą, oraz odnosi się do medialnej nagonki, licznych pogłosek na swój temat, kanałów commentary i całej tej burzy, która jakiś czas temu się wokół niego rozpętała. Stopniowo, krok po kroku prezentuje kolejne aspekty swojej perspektywy, jednocześnie zwracając uwagę na niesprawiedliwie wyciągnięte wnioski, bezmyślnie powtarzane oskarżenia i kilka potworności, które spotkały go w ramach Pandora Gate. Wydaje się, że z czasem do jego słów - otoczonych żartem, o tonie zdecydowanie bardziej pewnym siebie, stanowczym i rozczarowanym, niż proszącym o wysłuchanie i przebaczenie - przekonuje się coraz więcej widzów, o czym świadczy choćby konsekwentnie rosnąca liczba pozytywnych komentarzy.
Jego najnowszy film pt. „Pracowałem na kasie” odrzuca - jak sam autor podkreśla - pole siłowe żartu. Gonciarz wraca w nim do tematu byłej dziewczyny, influencerki Kasi Mecinski, i opowiada o jej działaniach, które miały na celu jego zdyskredytowanie i odcięcie od wspólnie prowadzonej firmy.
Krzysztof Gonciarz o Kasi
W dużym skrócie: w opowieści Gonciarza Mecinski okazuje się szarą eminencją, która wcześniej wiedziała o wycelowanych w niego materiałach - co więcej, sama na niego szczuła i manipulowała dziewczynami, udostępniając rozmaite wiadomości i materiały mające stanowić „dowody” przeciw niemu. Jednocześnie kryła swoje zamiary przed Krzysztofem, normalnie się z nim komunikując, a w pewnym momencie niespodziewanie zaczęła konsekwentnie odsuwać go od osób w ich firmie. Skutecznie poinstruowała pracowników, by nie odpisywali youtuberowi i ignorowali go; podobnie było z księgowością. Za jego plecami zmieniła adres siedziby, by wreszcie poinformować go, że chce zamknąć spółkę.
Jestem tak zawiedziony światem - że świat to łyknął w dużej części. Sporo ludzi napisało o Kasi, że „nagle ci się przypomniało sześć lat po rozstaniu, że koleś jest przemocowcem? Czy w ogóle macie tę firmę w Japonii, co ty w ogóle robisz, czy tak się załatwia sprawy jako wspólnicy?”. A druga część świata łyknęła to na zasadzie, że tamte dziewczyny to może nie, ale Kasia to jest głos rozsądku i autorytet w sprawie wypowiadania się, kim tak naprawdę jest Krzysztof Gonciarz. W jakim, kur*a, świecie żyjemy, że osoba, która jest byłą dziewczyną i wspólniczką jest autorytetem do moralnej oceny mężczyzny? Przecież to jest ostatnia osoba, która będzie obiektywna w takiej sytuacji. Ponieważ jest to jedyna osoba, która ma jakieś materialny, finansowy interes. (...) Interes był taki, żebym zgodził się zamknąć firmę w najgorszym życiowym momencie. Jak na torturach
- opowiada Gonciarz.
Krzysztof Gonciarz podsumował całość mówiąc, że to, co robił przez ostatnie miesiące, to historia wstawania z kolan, godności i znalezienia w sobie wewnętrznej siły w momencie, kiedy „cały świat jest przeciwko tobie, ale ty wiesz, jaka jest twoja prawda”.