Wybrałam rejs zamiast zwykłych wakacji. Bez dobrej komunikacji, nawet nie myśl o wejściu na pokład
Sezon wakacyjny powoli się rozkręca. Każdy z nas ma inny sposób na spędzanie wolnego czasu. Jedną z urlopowych opcji są rejsy, zorganizowane na własną rękę lub przez odpowiednie biura podróży. Choć to specyficzna forma podróżowania, rejsy wkręcają, sprawiając że chce się wracać na łódkę. To właśnie tam, jak nigdzie indziej, można nawiązać głębsze relacje, bo płynąc, sporo się ze sobą rozmawia, ale też poznaje ludzi w wielu sytuacjach. Można też nieźle pokłócić się, bo czasem na małej przestrzeni wspólnego jachtu konflikty są niemal nieuniknione.
Rejsy wycieczkowe są popularną formą podróżowania, choć nie dla wszystkich. Ci, którzy boją się choroby morskiej, nie do końca odnajdują się w grupie, nie lubią wody i nie potrafią spać poza hotelem czy apartamentem, nie będą zachwyceni. Mimo wszystko wakacyjna oferta rejsowa jest gigantyczna.
Rejs zorganizowany, czy na własną rękę?
Wpisując w Google hasło rejsy wycieczkowe, wyświetla się niezliczona ilość ofert rozmaitych rejsów na całym świecie: Po Morzu Śródziemnym, po Wyspach Greckich, po Fiordach Norweskich, czy Wyspach Kanaryjskich. Wodną wycieczkę możemy więc powierzyć w ręce osób, które nam wszystko zorganizują i zapewnią bezpieczeństwo, lub też zająć się całą logistyką na własną rękę. Żeby ta druga opcja mogła wypalić, potrzebna jest oczywiście odpowiednia ilość osób, tak, aby podzielić koszty wynajęcia łódki. Gdy już wybrany zostanie kierunek i zebrana zostanie ekipa, trzeba zadbać o obecność sternika ( ang. skipper), który będzie dowodził wodną podróżą i dbał o bezpieczeństwo ekipy. Jeśli na pokładzie znajdują się osoby, które mają również patenty sternika, czy uprawnienia kapitana, tym lepiej, gdyż łatwiej wtedy o pomoc oraz współpracę na jachcie żaglowym.
Zresztą współpraca to bardzo ważne słowo w kontekście rejsu. Przekonałam się o tym sama, gdyż niedawno popłynęłam w pierwszy w życiu rejs, aby doświadczyć nieco innego podróżowania od tego, jakie znałam do tej pory. I mimo że były to przecież wakacje, wyglądały znacznie inaczej od klasycznych, tych na lądzie. Spędzając większość czasu na łódce z innymi osobami, w przypadku mojej podróży, na pokładzie poza mną, znajdowało się jeszcze dziewięć osób, trzeba dzielić się obowiązkami, współpracować ze sobą, czy opiekować się nawzajem, zwłaszcza, gdy większość ekipy dopada choroba morska, która, co jak co, ale na rejsach zdarza się bardzo często.
Jacht jest twoim domem: tu śpisz, gotujesz, odpoczywasz
Jacht przez pewien czas, u mnie był to tydzień, jest po prostu domem, gdzie gotujesz, sprzątasz, czy też po prostu spędzasz ten czas razem z innymi. Funkcjonować na jednej, niewielkiej przestrzeni w dziesięć osób nie jest łatwo. Są konflikty, nieporozumienia, większe czy mniejsze niesnaski, lecz im szybciej się je wyjaśni, tym wiadomo, wszystkim jest łatwiej i po prostu lepiej. Kluczem jest oczywiście szczera komunikacja, choć czasem nie jest łatwo wyrzucić, co nam leży na sercu, w obecności naszych rejsowych współtowarzyszy.
Dlatego moja refleksja po tygodniowym rejsie w Grecji jest taka, że choć oczywiście zawsze można pokłócić się podczas urlopu z przyjaciółmi, znajomymi, partnerem bądź partnerką, to jednak mam wrażenie, że na rejsie odczuwa się to znacznie mocniej. Z drugiej strony pamiętajmy też, że podczas rejsu nie tylko płyniemy, lecz też sporo zwiedzamy, zatrzymując się na lądzie. Więc to też, nie jest tak, że jesteśmy na tym jachcie uwięzieni. Bo gdy zatrzymamy się w porcie, każdy może przecież korzystać z lądowego czasu, jak chce, mając swoją prywatność i móc również odetchnąć od pozostałych pasażerów.
Mimo wszystko uważam, że rejsy mocno zbliżają do siebie ludzi. W końcu przez ten określony czas widzimy naszych współtowarzyszy w wielu rozmaitych sytuacjach. Podczas wodnej podróży, gdy czas zupełnie inaczej, znacznie wolniej płynie, poświęca się go więcej na wspólne rozmowy, niż w przypadku innych form podróżowania. Możemy więc nieco więcej dowiedzieć się o naszych znajomych, lub też osobach, które poznaliśmy dopiero podczas rejsu.
Choć rejsy, to wygodna i ciekawa forma podróżowania, bo w ciągu tygodnia można zwiedzić sporo miejsc, a wodna podróż sama w sobie jest ciekawa, to może zniechęcić. Zmęczyć mogą nas pozostali ludzie, ale też choroba morska, która potrafi nieźle dać w kość. Zresztą skutki obecności na łódce można odczuwać jeszcze długo po podróży. To tzw. "syndrom zejścia na ląd", gdzie towarzyszą specyficzne odczucia, takie jak uczucie kołysania, trudności z utrzymaniem równowagi czy zawroty głowy.
Mimo wszystko rejsy morskie i żeglarskie cieszą się z roku na rok coraz większą popularnością i korzystają z nich nie tylko żeglarscy zapaleńcy, ale też laicy, tacy jak ja. Choć był to mój pierwszy rejs, na pewno nie będzie ostatnim. Mimo że momentami nie było łatwo, to dałam się wciągnąć w wir morskiej przygody, szantów, specyficznego słownictwa na jachcie czy zupełnie innej atmosfery, towarzyszącej podczas tzw. klasycznych wakacji autem lub samolotem.