"Sandman" powraca na Netfliksa z 2. sezonem. Czekaliśmy na niego trzy długie lata. Czy było warto? Czy pierwsze odcinki finałowej odsłony zapowiadają godne zakończenie opowieści?

Oficjalna wersja jest taka: to pierwotny zamysł twórców "Sandmana". Stwierdzili oni, że dwa sezonu to wystarczająco, żeby opowiedzieć losy Snu. Jakimś dziwnym trafem Netflix ujawnił to niedługo po tym, jak grupa kobiet oskarżyła Neila Gaimana - autora komiksowego pierwowzoru i współtwórcę serialu - o molestowanie. Niezależnie czy powody były kreatywne, czy raczej PR-owe, po trzech latach doczekaliśmy się wreszcie 2. i zarazem finałowej odsłony produkcji. Na start dostaliśmy sześć odcinków, po obejrzeniu których poczujecie ulgę, że koniec zbliża się wielkimi krokami.
Nie żeby "Sandman" był serialem tragicznym. 1. sezon wypada całkiem zgrabnie i przyjemnie płynie się z jego onirycznym rytmem. Oglądamy w nim historię Snu - władcy Śnienia, krainy, gdzie formują się nasze sny i koszmary - który po ponad 100 latach niewoli wreszcie wydostaje się na wolność. Po kolei odzyskuje insygnia władzy, walczy z koszmarami na gigancie i odbudowuje swoje królestwo. Skoro z tym już się uporał, teraz w 2. odsłonie serialu szuka odkupienia.
Sandman - recenzja 2. sezonu serialu fantasy Netfliksa
Na pierwszy strzał w 2. sezonie twórcy biorą tom "Pora mgieł". "Samobójstwo" - krzyknie każdy, kto oryginał czytał. I rzeczywiście jakoś się to ogląda, tylko dzięki temu, co pozostało z pierwowzoru - bohaterom żywcem wyjętych z różnych mitologii. Bo poza tym to samo gadanie. Najpierw Sen rozmawia z rodzeństwem, aby Śmierć przypomniała mu o dawnej ukochanej, którą zesłał do piekła. Kiedy wyrusza tam, aby ją odzyskać, Lucyfer oddaje mu klucz do swojego królestwa. A kiedy główny bohater wraca do siebie, u jego drzwi pojawiają się petenci, domagając się oddania im władzy nad krainą potępionych. I znowu wszyscy gadają. Idzie przy tym usnąć.
Tyle dobrego, że nie czuć tu, aby twórcy mieli na złamanie karku pędzić ku końcowi swojej opowieści. Nigdzie się nie śpieszą. Pozwalają Odynowi w pełni wyartykułować swoje intencje, aby zaraz potem wybrzmiały groźby piewców chaosu, czy oferta nie do odrzucenia złożona przez demony. Ale przepisują przy tym oryginalne dialogi, odzierając je z poetyckiej, pełnej podtekstów i nawiązań gaimanowskiej frazy. Żadna to "Gra o tron", a jednak ciągnie się niczym intrygi Lannisterów.
2. sezon "Sandmana" rozkręca się po trzech odcinkach, kiedy to twórcy przeskakują do fabuły tomu "Ulotne życie". Sen wraz z siostrą Maligną ruszają na poszukiwania brata Zniszczenie. Kiedy opuszczają swoje fantastyczne wymiary i przenoszą się do naszego świata, fabuła nabiera tempa. Aczkolwiek zachowuje senny rytm - bohaterowie ze stoickim spokojem wypowiadają kolejne kwestie, a twórcy nie stronią od dłużyzn. Nawet jeśli wprowadzają kolejne interesujące postacie, jak łowczyni demonów Johanna Constantine, czy bogini Isztar, i cały czas rozwijają mitologię świata przedstawionego, daleko tu do brawurowego pokazu kreatywności, jakim był pierwowzór.
Senna atmosfera, którą 1. sezon wprawiał widzów w letarg, zmienia się w irytującą manierę. Niby wszystko pozostaje na swoim miejscu, bo strona wizualna wciąż potrafi zachwycić intensywnością barw. Co prawda to ciągle plastic fantastic CGI, które przywodzi na myśl wczesnego Zacka Snydera, ale się broni. Tylko nie ma już tego charakterystycznego uroku. Przy tak miałkim scenariuszu z dopisywanymi na siłę wątkami specjalnie pod algorytm Netfliksa, staje się nieuzasadnioną pozą. Z każdym odcinkiem coraz bardziej razi swoją sztucznością, przez co trudno w tym świecie przedstawionym przebywać.
Mówiąc wprost: 1. część 2. sezonu "Sandmana" jest nudna i męcząca. Nie pomagają próby ożywienia opowieści za pomocą czarnego humoru. Jednakże przy tak monotonnej narracji, nawet starania Kaina, który gdzieś w tle bawi się w czarodzieja gore, próbując nas przekonać, że serial ma jakiś charakter, spełzają na niczym. Bo barwni bohaterowie to nie wszystko. Trzeba jeszcze umieć wpleść ich w dobrą historię. A w tym wypadku dostajemy przydługą kołysankę. Dobranoc.
Więcej o nowościach Netfliksa poczytasz na Spider's Web: