Ekranizacji prozy Kinga jest tak dużo, że spokojnie można założyć, iż każdy jakąś widział. Mało tego – pewnie zdecydowana większość oglądała ich przynajmniej kilka i ma na ich temat wyrobioną opinię. A biorąc pod uwagę liczbę i różnorodność tych ekranizacji, właściwie trudno nie oceniać ich ambiwalentnie.
King w kinie
Łączna liczba filmów, przy których Stephen King maczał palce, przekracza setkę. W zdecydowanej większości są to po prostu adaptacje jego książek bądź opowiadań. Warto przy tym zaznaczyć, że jest on bezpośrednim autorem tylko 13 filmowych scenariuszy, a przy pozostałych pełnił jedynie funkcję konsultanta. King był też producentem, w dziewięciu produkcjach wystąpił w roli aktora i – ciekawostka – zdarzyło mu się także wyreżyserować jeden film. Mowa o „Maximum Overdrive” („Maksymalnym Przyspieszeniu”), przy którym zresztą pełnił funkcję człowieka orkiestry, będąc jednocześnie scenarzystą (sam scenariusz nota bene oparty był na jego wcześniejszym opowiadaniu) oraz grając kierowcę ciężarówki.
Część produkcji, szczególnie tych wcześniejszych, doczekała się remake'ów – przoduje tu "Carrie", pierwsza adaptacja Kinga w ogóle, która swoją premierę miała w 1976 roku, a po raz drugi ukazała się w roku 2002. Trzecia adaptacja tego tytułu zapowiedziana jest na jesień bieżącego roku. Z kolei najwięcej sequeli, bo aż siedem mają „Dzieci kukurydzy” (które swoją drogą też doczekały się remake'a). I to nie włączając w to krótkometrażowego filmu „Disciples of the Crow”, także opartego na tym opowiadaniu.
Stephen, łapy precz!
Według dość powszechnej opinii, filmowa adaptacja prozy Kinga jest tym lepsza, im mniej był on w nią zaangażowany. Choć i tak nie sprawia to, że automatycznie będzie ona dobra, wszak z tego oceanu ekranizacji dużo trudniej wyłowić dzieło naprawdę udane, niż coś zwyczajnie kiepskiego.
Przyznaję się bez bicia – nie czuję się wystarczająco kompetentny, żeby oceniać, czy im bardziej scenariusz był bliski książkowemu pierwowzorowi, tym produkcja była gorsza. Z prostej przyczyny – nie jestem fanem pisarstwa Stephena Kinga i te utwory, które zdarzyło mi się przeczytać, poza kilkoma wyjątkami, zniechęciły mnie do zapoznania się z pozostałą częścią jego twórczości. Ale weźmy takie „Lśnienie”. Pewnie większość z was słyszała, że powstały dwie jego wersje – wyreżyserowana przez Stanleya Kubricka, z pamiętną rolą Jacka Nickolsona z 1980 roku oraz miniserial z 1997 roku.
Scenariusz do serialu napisał sam King i jest on bardzo wierny powieści o tym samym tytule. W przeciwieństwie do wersji Kubricka, na którego to pisarz zresztą się obraził i kazał usunąć swoje nazwisko z plakatów promujących film. Jeżeli mielibyście wskazać, która z nich jest lepsza, co byście wybrali? No właśnie. Idę o zakład, że wybór większości padłby na obraz z 1980. Trudno zresztą nie zauważyć, że wśród wszystkich filmowych scenariuszy napisanych przez Kinga, znalezienie dzieła naprawdę dobrego jest zadaniem trudnym, czy wręcz niemożliwym.
W najlepszym wypadku niektóre z nich można określić jako przyzwoite („Smętarz dla zwierzaków”), a pozostałe są po prostu słabe („Oko kota”, „Maksymalne przyspieszenie”, „Czasem oni wracają”). Najlepszą rękę do adaptacji Kinga ma chyba Frank Darabont. To on odpowiedzialny jest za najgłośniejsze i – w opinii wielu – najlepsze ekranizacje, czyli „Skazanych na Shawshank”, i „Zieloną milę”. Fakt faktem, miał nieco łatwiej niż dajmy na to Tobe Hooper, bo tematem jego filmów nie była mordująca ludzi maglownica...
Dobre, złe i jeszcze gorsze
Gdybym miał wskazać ekranizacje, które faktycznie mi się podobały, myślę, że wybrałbym ich siedem. Poza wymienionymi już „Skazanymi na Shawshank” (nota bene 1. miejsce w rankingu IMDB oraz Filmweba) i „Zieloną milą”, byłyby to „Misery”, „Stań przy mnie”, „Secret Window”, „1408” i „Mgła”. Co je łączy? Fakt, że są filmami po prostu dobrymi – w większości z niezłą obsadą, przemyślanym i sensownym scenariuszem, świetnie zrealizowane. O wielu pozostałych niestety nie można tego powiedzieć – albo zabije je aktorstwo (choćby przetragiczna siódma część „Dzieci kukurydzy”), albo nadmiar kiczu („Creepshow”), albo zły scenariusz („Thinner”), albo wszystko to naraz.
King pisze świetnie, aczkolwiek niektóre jego pomysły wołają o pomstę: weźmy choćby wspomnianą już maglownicę; bunt ciężarówek, które chcą przejąć władzę nad światem; samochód, który zakochuje się w swoim właścicielu; czy wywołujący krwiożerczy szał sygnał rozsyłany przez telefony komórkowe. Za dużo u niego też przesady – zamiast wprowadzać elementy nadprzyrodzone subtelnie, ładuje ich od groma, psując tym samym kompletnie odbiór.
Jeśli więc fabuła literackiego pierwowzoru jest kiepska, trudno oczekiwać, że film na jej podstawie, sztywno się jej trzymający, będzie w stanie kogokolwiek zachwycić. Inna rzecz – King w swoich książkach tworzy często ciekawych, pełnokrwistych bohaterów, którzy potrafią sobą zainteresować, przyciągają. Najczęściej jedynie ułamek ich osobowości jest potem przenoszony na srebrny ekran – w końcu czas projekcji jest mocno ograniczony, a trzeba jeszcze pokazać jakąś akcję, potwory z kupy i inne nieudane cudactwa. Widz zostaje więc sam z niczym, bo wszystko to jest słabe, a tego, co mogło uratować film – nie ma prawie w ogóle.
Powieść w odcinkach
King przyczynił się również do powstania kilkunastu seriali telewizyjnych – część z nich opierała się na jego literackiej twórczości, do pozostałych napisał scenariusz. Wśród tych ostatnich są między innymi „Szpital „Królestwo””, „Czerwona Róża”, „Bastion”, wspominane już wcześniej „Lśnienie”, King był także autorem scenariusza do dziesiątego odcinka piątego sezonu „Z Archiwum X” - „Chinga”.
Na podstawie książki o tytule „Pod Kopułą” powstał serial z 2013 roku, „Under the Dome”, o którym na łamach sPlay pisał już Kuba Kralka. I choć żaden z wymienionych tu obrazów nie rzuca na kolana, ich poziom jest wyższy od poziomu ekranizacji filmowych. Ogląda się je jakoś przyjemniej. Może to kwestia tego, że do produkcji wybrano pierwowzory bardziej sensowne, a może tego, że serialowy format pozwala im bardziej rozwinąć skrzydła.
Jeszcze ciekawostka a propos seriali – Stephen King pojawił się w jednym z odcinków „The Sons of Anarchy”, gdzie wcielił się w postać Bachmana (to także literacki pseudonim pisarza).
King online
Mimo tak imponującej liczby ekranizacji, na polskich serwisach VOD można znaleźć raptem kilka z nich. Na Onecie znajdziecie "Skazanych na Shawshank" i "Sprzedawcę śmierci" (oba za darmo), a na Ipla.tv "Mgłę" (za piątaka). Oczywiście dużo większą ofertę ma Amazon, gdzie dostępne są między innymi wszystkie odcinki "Under the Dome", "Lśnienie" Kubricka albo "Dzieci kukurydzy" z 2009 roku.
Cóż, niewiele tego, ale po prawdzie - strata dla widza też niewielka.