Trudno znaleźć drugą popkulturową markę, z której moglibyśmy być tak dumni. Proza Andrzeja Sapkowskiego była chętnie tłumaczona na inne języki, chociaż dopiero gra sprawiła, że Wiedźmin Geralt stał się postacią znaną i dość popularną na świecie.
OCENA
Dla wielu saga i opowiadania były pierwszym istotnym kontaktem z literaturą fantasy. I - powiedzmy sobie to szczerze - był to kontakt wyjątkowo przyjemny.
Jak grom z jasnego nieba uderzyła kilka lat temu informacja o Sezonie burz. Sam Sapkowski przez lata zarzekał się, że nie będzie więcej pisał o Wiedźminie. Powieść została niezbyt dobrze przyjęta przez czytelników i krytyków, a ja podpisuję się pod negatywnymi opiniami. Tymczasem pojawia się kolejna książka, która ma zabrać nas do wiedźmińskiego uniwersum. Nie jest to jednak powieść Andrzeja Sapkowskiego, a fanów, których twórczość została wyłoniona w konkursie organizowanym przez Nową Fantastykę. Okazja była dość oczywista. W grudniu 1986 roku w czasopiśmie Fantastyka pojawiło się opowiadanie, które zaczęło całą historię, a Szpony i kły to zbiór opowieści napisanych na konkurs.
Przez jakiś czas niemałą konsternację budziła okładka, która już na samym początku świeci nazwiskiem autora sagi.
Trudno było się nie obruszyć na takie zagranie, chociaż jest dość zaskakujące, że Andrzej Sapkowski udzielił swojego błogosławieństwa temu zbiorowi. Autor znany jest z tego, że niezbyt pochlebnie wyraża się o tych, którzy eksploatują jego pracę. Nieraz zazdrośnie mówił, że to on jest autorem Wiedźmina, nikt inny.
W przypadku zbioru Szpony i kły trochę go rozumiem.
Bo już od pierwszych stron widać, że opowiadania inspirowane są wiedźmińskimi historiami. Nie mam tu na myśli tylko oczywistych nawiązań fabularnych. Sposób budowania narracji, ukryte smaczki, próba naśladowania osobliwego słowotwórstwa, mieszanka archaizmów ze współczesnymi zwrotami, nawet sposób organizacji tekstu (pamiętacie te charakterystyczne kropki?) - wszystko jest tu tak jak u Sapkowskiego.
Nie dziwię się więc, że Szpony i kły mogły się podobać twórcy wiedźmina.
To naśladowanie ma swoje zalety, bo od początku możemy poczuć klimat wiedźmińskich opowieści. Pierwsze kilkadziesiąt stron wchłoniemy naraz, ciesząc się, że znowu możemy zanurzyć się w ten specyficzny świat. Niestety, momentami to trzeszczy, bo nie każdy z autorów ma taki polot i władzę nad językiem, aby móc umiejętnie bawić się słowem. Widać to często w dialogach, gdy bohaterowie silą się na żart lub gdy autor próbuje wywołać komiczną sytuację. Często wychodzi to mało zabawnie i sztucznie. Dobrym przykładem jest tu Jaskier, który, gdy tylko się pojawiał, wzbudzał uśmiech i radość. Błyskotliwe wstawki i niefrasobliwość barda niosły ze sobą niesamowity komediowy potencjał. W Szponach i kłach jego postać jest blada, pozbawiona pierwotnego uroku.
Fabularnie Szpony i kły wypełniają luki w twórczości Sapkowskiego.
Wątek śmierci Coena, pierwsze spotkanie z czarodziejką Koral, rozwój relacji Triss i Lamberta już po zakończeniu fabuły sagi, wszystkie te historie bazują na niedopowiedzeniach, które budowały klimat twórczości Sapkowskiego i aż prosiły się, aby je zapełnić. Często twórcy korzystają z kilku słów, które pojawiły się w sadze lub w opowiadaniach, budują w pobliżu nich wątki, historie, bohaterów. To wypełnianie dziur i luk jest chyba najmocniejszym punktem zbioru. Zwłaszcza, że samego Geralta nie ma tu zbyt wiele. Jasne, są opowiadania poświęcone jego przygodom, pojawia się w dialogach czy przemyśleniach postaci, ale jest go zbyt mało, aby ucieszyć się z jego obecności, a przy okazji nie znudzić się tym - piszę to z bólem - dość bezbarwnym zabójcą potworów.
Szpony i kły są zbiorem opowiadań, więc już na początku miałem zawyżone oczekiwania.
Fani Sapkowskiego dzielą się zwykle na dwie grupy. Pierwsza lubi opowiadania zawarte w tomach Ostatnie życzenie i Miecz przeznaczenia, a druga zaczytuje się w sadze. Ci pierwsi doceniają krótkie formy za ich spójność, dopracowanie, a także za smutne i wyjątkowo mocne pointy. Pociągający był tu również brak chronologii i oderwanie od klasycznie pojmowanej konsekwencji fabuły, która powinna przedstawiać typową podróż bohatera. Ot, był Geralt, miał liczne przygody, ale trudno było je jednoznacznie ze sobą połączyć. Wyjątkiem był tu oczywiście wątek Ciri, a raczej przeznaczenia, przed którym nie ma ucieczki.
Opowiadania konkursowe zawarte w tomie Szpony i kły nie mogą niestety równać się z Mniejszym Złem czy Ziarnem Prawdy.
Znacznie bliżej im do awanturniczego Ostatniego Życzenia. Opowieści pełne są przygód, tajemnic, ale daleko im do zaskakiwania błyskotliwymi pointami, czy do zbudowania satyry na problemy współczesnego świata. To historie dobre, czasem mądre, często świetnie pomyślane. Nie oczekujcie jednak po nich powrotu do Miecza Przeznaczenia, bo możecie się rozczarować.
Nie zmienia to jednak faktu, że Szpony i kły są niezłą protezą, która z powodzeniem może wypełnić pustkę po wiedźmińskiej literaturze.
Są fikcjami fanowskimi na naprawdę wysokim poziomie. Nie mogę powiedzieć, że dały mi tyle samo radości, co twórczość Sapkowskiego, ale potrafią przywołać najmilsze wspomnienia, gdy po raz pierwszy poznawałem przygody Geralta, humor Jaskra i chłód Yennefer.