Czy 3. sezon „Domu z papieru” był potrzebny? 6 rzeczy, które się udały i 4 rzeczy, które się nie udały w nowej serii
3. sezon „Domu z papieru” to dla jednych doskonały powrót, a inni uważają, że serial stał się jeszcze bardziej absurdalny, niż był na początku. Prawda – jak zwykle – jest gdzieś pośrodku. Co się udało, a co się nie udało w nowej odsłonie „La Casa de Papel”?
Uwaga na spoilery – czytasz na własną odpowiedzialność!
„Dom z papieru 3” to osiem nowych odcinków, w których spotykamy naszą grupę ulubieńców, m.in. Profesora, Tokio, Denvera, Nairobi, Rio czy Helsinki. Każdy z nich próbuje ułożyć sobie życie po wielkim skoku w różnych miejscach na świecie. Głupota jednych oraz pechowa sytuacja, w jakiej się znajdują – są przecież wciąż poszukiwani – doprowadza do nowego spotkania, podczas którego nie obejdzie się bez dużych emocji i wyzwań.
Z rąk wymiaru sprawiedliwości trzeba odbić jednego z nich, a pomóc w tym ma wielki skok i ograbienie miejsca, którego podobno „nie da się okraść”.
Po pierwszych trzech odcinkach „Domu z papieru” byłam do nowej serii nastawiona całkiem pozytywnie, chociaż nie obyło się bez wytknięcia wad. Zobaczyłam już cały 3. sezon i wiem jedno: nie pomyliłam się w mojej ocenie. „La Casa de Papel 3” to wciąż dobry, a przynajmniej niezły serial, choć ma trochę za uszami, a powodem tego jest najpewniej próba zbliżenia się do pierwszych części, ale też podkręcenia wszystkiego, co składa się na nowe odcinki: tempa, skali wydarzenia i szaleństwa bohaterów. Ja już wiem, co się udało, a co nie.
6 rzeczy, które udały się w 3. sezonie „Domu z papieru”:
Powrót Berlina
Berlin – choć potrafił napsuć krwi niczym Joffrey Baratheon z „Gry o tron” – jest postacią, bez której trudno sobie wyobrazić „Dom z papieru”. Cyniczny, zamknięty w sobie, głodny wyzwań, niebezpieczny i nieobliczalny – nadaje temu serialowi wyjątkowego charakteru. Bohater potrafił antagonizować inne postaci i narobić niezłego zamieszania. Niestety, w 2. części „Domu z papieru” Berlin zostaje postrzelony podczas ucieczki gangu z mennicy. Rany okazują się być śmiertelne – nieodżałowany brat Profesora umiera wcześniej, niż wymusiła to na nim nieuleczalna choroba. Mężczyzna w nowej serii pojawia się w retrospekcjach – w czasie jeszcze sprzed napadu, który oglądaliśmy w dwóch pierwszych częściach serialu. Nowy skok z 3. sezonu, plan na niego, powstał właśnie z udziałem Berlina, który obmyślił wraz z Palermo – nowym bohaterem „trójki” – szczegóły napadu.
Budowanie napięcia i granie na emocjach
3. część „Domu z papieru” to udany sezon. Dajcie mu tylko czas, aby się rozkręcił – pisze Ania Nicz w swojej recenzji i ja się z nią zgadzam! Początkowo wydaje się, że nowa odsłona „Domu z papieru” jest mniej emocjonująca, nie do końca umiemy się wczuć w nową sytuację, brakuje nam niektórych twarzy, a nowe nas nie przekonują. I choć pewne rzeczy się nie zmieniają podczas seansu całego 3. sezonu, to nie można temu serialowi odmówić tego, że potrafi zmusić widza do tego, aby ten wstrzymał oddech. Alex Pina, twórca produkcji, potrafi zaskoczyć, wzbudzić emocje w publiczności. W „Domu z papieru” po prostu musi się dziać! I dzieje się sporo, chociaż nie zawsze z sensem, ale to już osobna kwestia, do której jeszcze wrócę.
Inspektor Alicia Sierra
W dwóch pierwszych częściach silną postacią po drugiej stronie barykady jest Raquel Murillo. Teraz policjantka przybrała pseudonim Lizbona i u boku Profesora steruje napadem na Bank Narodowy Hiszpanii. Jej miejsce poniekąd zajmuje inspektor Alicia Sierra – bezkompromisowa, aż chce się powiedzieć, twarda sztuka, która potrafi być bezwzględna i która nastawiona jest na cel. A jej cele to pokonać Profesora i ukrócić to całe szaleństwo związane z kultem przestępców w czerwonych kombinezonach.
Wycieczka na stare śmiecie
Poza kilkoma wadami, o których jeszcze napiszę, „Dom z papieru 3” to powrót do czegoś, co dobrze znamy, a co wciąż potrafi nas zaskoczyć. Właściwie fakt, że potrafi nas zaskoczyć, jest tym „bezpiecznym” elementem, bo to wpisane jest w naturę tego serialu. Miło znowu po czasie zobaczyć te same twarze – Profesora, irytującą Tokio, skrytą Nairobi i nieśmiałego Helsinki.
Dobra zabawa zamknięta w kilku godzinach
Pytaniem prawie filozoficznym pozostaje, jak ocenić serial – czy jeśli mam świadomość jego wad, ale po prostu dobrze się bawię, oglądając produkcję, powinnam dać jej wysoką notę? A może powinnam odrzucić nieco na bok własne zadowolenie i spojrzeć obiektywnie na wykorzystywanie pewnych klisz czy dziury fabularne? W ocenie „Domu z papieru” kłócą się te dwa podejścia, ale faktem jest, że seans 3. sezonu to po prostu dobra, niewymagająca rozrywka.
Finał
Finał jasno zapowiada 4. część, która – według hiszpańskich mediów – jest już pewna. I trzeba przyznać, że sprawia, iż z niecierpliwością wyczekuję kolejnych odcinków. Mam jednak pewne obawy – widać wyraźnie, że przy tworzeniu 3. i tej potencjalnej 4. części Netflix zastosował ten sam schemat, co przy dystrybucji dwóch pierwszych sezonów. Trochę się boję, że takie rozmienianie się na drobne, zamiast od razu wypuścić jeden większy sezon otwierający i zamykający napad, znowu nie wyjdzie serialowi na dobre. Czas pokaże.
4 rzeczy, które nie udały się w 3. sezonie „Domu z papieru”:
Tempo narracji
Tak jak zgodziłam się Anią, że temu sezonowi należy dać czas, aby potem maksymalnie się – mówiąc kolokwialnie – w niego „wkręcić”, tak to stwierdzenie kryje pewną wadę nowej części. „Dom z papieru 3” jest po prostu nierówny. Początek jest dość rozwleczony, trudno nam zaakceptować nową sytuację. A potem, gdzieś od piątego, szóstego odcinka akcja rusza jak szalona i nie chce się zatrzymać, a my oglądamy serial z wypiekami na twarzy. Szkoda, że nie jest to wszystko bardziej poukładane, zwarte.
Pomysł na powrót
Powtórzę to, co pisałam już w mojej recenzji – największym absurdem i niestety największą wadą 3. serii jest zawiązanie się akcji, która doprowadza do napadu. To naprawdę naiwne myśleć, że ludzie, którzy przeszli piekło, a teraz całkiem wygodnie mogą sobie żyć – poza oczywiście ciągłym dbaniem o anonimowość i strachem, że zostaną odnalezieni – jak gdyby nigdy nic przywrócą swoje demony z przeszłości przez cudzą głupotę. Fakt, że wszystkim przychodzi to tak gładko, bez właściwie chwili zastanowienia decydują się na ryzykowny skok, jest nie do uwierzenia. To po prostu nie trzyma się kupy – już na samym początku powinni uporać się z jakimiś przeciwnościami. Bez mrugnięcia okiem zabijają policjantów i mierzą z broni do niewinnych ludzi, ale nie przychodzi im do głowy, żeby np. zlikwidować Tokio?
Niewiarygodne wydarzenia, które trudno jest „kupić”
Te niewiarygodne wydarzenia to ciąg dalszy poprzedniego zarzutu. Bo tak, jest ich więcej. Kolejną największą głupotą jest pojawienie się Arturito, który wbiega w ostatniej chwili do banku, żeby znowu być zakładnikiem. Serialu, ogarnij się!
Brak nowego lidera
Palermo, który miał – jak mniemam – zająć miejsce Berlina, jest postacią nijaką i denerwującą. W zamyśle miał być nowym liderem przestępców – to przecież on odpowiedzialny jest poniekąd za to, co dzieje się w banku i może podejmować decyzje, jeśli grupa straci kontakt z Profesorem. W praktyce to postać zupełnie niepotrzebna, która na siłę zapełnia lukę po bracie Profesora. Niestety, nieudolnie.