REKLAMA

„Czas łowów” to ładne zdjęcia i mnóstwo zmarnowanego potencjału. Dystopijny thriller już na Netfliksie

Neonowy świat przedstawiony pochłania bez reszty. Bez przerwy fascynuje i nawet na chwilę nie pozwala oderwać się od ekranu. To jednak za mało, aby określić „Czas łowów” mianem dobrego filmu.

Czas łowów na Netflix Polska. Oceniamy koreański film
REKLAMA
REKLAMA

Sung-hyun Yoon przenosi nas do dystopijnej Korei w niedalekiej przyszłości. Nie ma tu futurystycznych dekoracji, ale są mroczne zakamarki. W pokrytych niechlujnymi graffiti budynkami znajdują się podrzędne kluby czy nielegalne kasyna. Miejsca i postacie często skąpane są w jaskrawym, neonowym świetle, co w połączeniu z zakrzywiającymi perspektywę ustawieniami kamery nadaje im fantasmagorycznego wymiaru. Świat przedstawiony jest odrealniany za sprawą zabiegów formalnych i wygląda niczym piekło. I chociaż rzeczywistość do jakiej trafiamy wydaje się odległa, sprawia jednocześnie wrażenie niebezpiecznie bliskiej.

Reżyser pokazuje świat, w którym jedyny los, jaki czeka młodych ludzi to fizyczna praca za marne grosze albo bezdomność.

Jak dowiadujemy się z medialnych doniesień, rząd nie robi niczego, aby pomóc maluczkim zmienić swoją beznadziejną sytuację. Ci organizują więc kolejne, skazane na niepowodzenie protesty lub pałętają się bez celu. Z tego względu w fabule „Czasu łowów” znalazłoby się wiele powodów, aby skomentować kwestie różnic klasowych dzielące nie tylko koreańskie społeczeństwo, tak jak robił to Joon-ho Bong w swoich dystopijnych dziełach. Zamiast tego wszystkie artystyczne ambicje zaprezentowane w pierwszym akcie, w kolejnych zostają poświęcone na ołtarzu prostej opowiastki o fatalistycznym determinizmie, kierującym ludzkim życiem, oprawionej zachwycającymi wizualnie zdjęciami.

Kiedy Jun-seok wraz z trójką przyjaciół obrabia kasyno, okazuje się, że to nie koniec, a dopiero początek ich problemów. Będą musieli walczyć o życie z depczącym im po piętach mordercą Hanem, który staje się czymś na kształt personifikacji przeznaczenia. Reżyser podkreśla metaforyczny wymiar swojej opowieści kilkoma onirycznymi scenami snów protagonisty. Brakuje w nich jednak ciężaru znaczeniowego, są proste i nic nie wnoszą do fabuły, powielając znane nam już informacje. Tym samym Yoon bardzo szybko rezygnuje z pogłębiania motywacji psychologicznych swoich bohaterów i ucieka w gatunkową rozrywkę, jaką ma zapewnić konwencja caper movie z wykorzystaniem motywów horroru. W tym celu mnoży kolejnych uczestników tytułowych łowów i co chwilę przechyla szalę zwycięstwa w inną stronę.

Czas łowów/Netflix

Sposób i tempo narracji wyjęte są z „Krwi na betonie”, ale reżyser zamiast z każdą sceną poszerzać świat przedstawiony i wzbogacać go o nowe konteksty, wraz z rozwojem akcji zawęża prezentowaną rzeczywistość i odziera ją z dodatkowych znaczeń. S. Craig Zahler symultanicznie prowadził kilka linii fabularnych, aby tworzyć podwaliny pod finał swojej historii, a u Yoona kolejne wątki pojawiają się i znikają, kiedy mu wygodnie. Bardziej niż troską o wielowarstwowość i spójność przekazu, motywowane są wymogami przyjętej konwencji gatunkowej.

Nie spodziewajcie się jednak, że widowiskowe sceny akcji będą w stanie wam to wynagrodzić.

Wszelkie strzelaniny czy inne atrakcje odzierane są ze swoich rozrywkowych konotacji. Yoon niemiłosiernie rozciąga je w czasie za pomocą głębokich tylko w zamyśle dialogów. Razem ze skromnymi zabawami z chronologią prezentowanych wydarzeń i operowaniem neonowymi światłami, daje nam to znać, że reżyser próbuje w duchu ambientu dekonstruować gatunek. Nie dajcie się zwieść jego staraniom. Próżno szukać tu zacięcia Nicolasa Windinga Refna, który korzysta z konwencji, jednocześnie obnażając zasady rządzące kinowym widowiskiem. U koreańskiego twórcy pokazują jedynie braki warsztatowe, które w swoim natężeniu składają się na bełkotliwy ton.

Czas łowów/Netflix
REKLAMA

Sung-hyun Yoon staje gdzieś w rozkroku między arthousem, a kinem gatunkowym. Nie potrafi jednak korzystać z nich na tyle, aby połączyć je w sensowną całość. Artystyczne ambicje utykają w sferze pretensji, a obietnica rozrywki okazuje się niemożliwa do spełnienia. Z tych powodów „Czas łowów” to momentami hipnotyzujący, a momentami irytujący bałagan, w którym łatwo się połapać, ale znaleźć w nim, co nas interesuje i jeszcze dobrze się przy tym bawić zupełnie nie sposób.

„Czas łowów” już dostępny na Netflix Polska.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA