REKLAMA

Ten wyjątkowy film Netfliksa naprawdę mnie wzruszył, choć nie lubię melodramatów

Argentyński melodramat "Goyo" to produkcja, która nieoczekiwanie poruszyła moje najczulsze struny. Mimo że film wpadł na Netfliksa już w minionym tygodniu, nie udało mu się trafić do TOP-ki serwisu, dlatego apeluję: obejrzyjcie go, by nie zniknął w czeluściach netfliksowej biblioteki. Zasługuje na o wiele więcej uwagi.

goyo recenzja netflix
REKLAMA

Muszę przyznać, że melodramaty to nie moja bajka i raczej staram się unikać produkcji z tego gatunku. Postanowiłam jednak nieco nagiąć tę regułę, kiedy podczas przeglądania nowości Netfliksa zatrzymałam się przy tytule "Goyo". Muszę przyznać, że szansa, którą dałam filmowi w reżyserii Marcosa Carnevale wcale nie była zmarnowana i dziwię się tylko, że jest o nim tak cicho - to produkcja wręcz stworzona pod TOP-kę Netfliksa. A dlaczego? Już tłumaczę.

REKLAMA

Goyo: recenzja filmu Netfliksa

Tytułowy Goyo (Nicolas Furtado) jest miłośnikiem sztuki, szczególnie Vincenta van Gogha, a swoje zamiłowanie do malarstwa przekuł w pracę - bohater jest bowiem przewodnikiem w Państwowym Muzeum Sztuk Pięknych w Buenos Aires, gdzie w najmniejszych szczegółach opowiada turystom o dziełach sztyki. Goyo to również osoba autystyczna, która w wyjątkowy dla siebie sposób postrzega świat i innych ludzi, a jego dni przebiegają zgodnie z ustaloną rutyną. Pewnego dnia życie mężczyzny diametralnie zmienia się za sprawą nagłego przypływu uczuć do koleżanki z pracy, Evy (Nancy Duplaa), która jest strażniczką w muzeum.

"Goyo"

Eva jest matką dwójki dziecki, która znajduje się w trudnym momencie swojego życia - wskutek problemów w małżeństwie podupadła nie tylko jej wiara w miłość, ale również w siebie samą. Kiedy Goyo w pokraczny dla niej sposób stara się wyrazić swoje emocje, kobieta początkowo czuje się nieswojo. Z biegiem czasu okazuje się, że nieoczekiwana bliskość między bohaterami pozwala im odkryć na nowo, jak to jest kochać i być szczerze kochanym. A to wyjątkowe uczucie było tak bardzo potrzebne im obojgu.

"Goyo" to nie jest opowieść, która autyzm potraktowała po łebkach. Marcos Carnevale w piękny, ale też brutalny sposób pokazał, z czym na codzień mierzą się osoby autystyczne. Owszem, główny bohater posiada imponującą wiedzę i dba o każdy najmniejszy detal, ale czuje również potrzebę liczenia każdego kolejnego stopnia w drodze do metra, jest wrażliwy na bodźce ze środowiska, niemal dusi się w pełnym ludzi metrze i jest szczery do bólu - nawet w sytuacjach, kiedy ta szczerość może budzić w kimś pewien dyskomfort. Goyo przejechał się ze mną na roller coasterze emocji, a przeważającą była ogromna sympatia do tego wyjątkowego bohatera, którego Nicolas Furtado zagrał bezbłędnie.

Film próbuje również odpowiedzieć na pytanie, które brzmi: jak traktować osoby z autyzmem? W produkcji mamy dwa obozy: jednym z nich jest rodzina bohatera, która w dużej mierze stara się chronić go przed całym światem, a drugim jest Eva, która uruchamia w mężczyźnie lawinę emocji i traktuje go jak człowieka, którego bodźce z zewnątrz tak bardzo nie dotykają. Z biegiem fabuły zdajemy sobie sprawę, że w tym wypadku trzeba znaleźć złoty środek, by nieszczęśliwy bohater nie został zamknięty pod kloszem.

"Goyo" nie jest produkcją, która narzuca widzom litość do przewodnika w muzeum, a wręcz przeciwnie - mimo że są momenty, kiedy nasze współczucie sięga zenitu, to właściwie widzimy go również oczami Evy, kiedy w kilku sytuacjach kobieta czuje się po prostu nieswojo i nienaturalnie. Czasem jest nawet zdrowo wkurzona, do czego również ma prawo. Te i inne fragmenty pokazują, że "Goyo" nie jest laurką dla osób z autyzmem i nie narzuca widzom konkretnych emocji - to produkcja, która podeszła do tego tematu w sposób różnorodny i bez faworyzowania którejkolwiek ze stron.

O produkcjach Netfliksa czytaj w Spider's Web:

REKLAMA

To, co na co chciałam zwrócić jeszcze uwagę, to wyjątkowe i artystyczne kadry, które cieszyły oko podczas seansu. W tej produkcji zadbano również o muzykę, która nadawała produkcji osobliwego klimatu. Zdarzały się oczywiście momenty nużące, podczas których obecność głównego bohatera nieco przytłaczała, ale to chyba właśnie o to reżyserowi chodziło - by pokazać autentyczność bez zbędnych ulepszaczy. "Goyo" to nieoczywista perełka w bibliotece Netfliksa - nie pozwólcie jej zginąć w tłumie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA