REKLAMA

"Love Never Lies" wciąga, ale po tym programie może odechcieć się wam związków

Już jest. Długo wyczekiwany pierwszy polski reality show Netfliksa "Love Never Lies" trafił na platformę 25 stycznia. Do programu trafiło sześć par, które wystawiają na próbę swój związek, a za pomocą wykrywacza kłamstw zbadana zostaje ich prawdomówność. Po pierwszych odcinkach można napisać, że w "Love Never Lies" słowo emocje odmieniane jest we wszystkich przypadkach, a ilość toksyn w relacjach par sprawia, że zwyczajnie odechce wam się, przynajmniej na jakiś czas amorów.

"Love Never Lies"
REKLAMA

Bikini reality to rodzaj programów reality show, które cieszą się ogromną popularnością. Wystarczy popatrzeć na kolejne edycje "Hotel Paradise" czy "Love Island" w komercyjnych telewizjach. Zazwyczaj jest tam ta sama struktura: piękni, młodzi i wolni ludzie zostają zamknięci w w willi z egzotycznym widokiem, aby zakochać się i wygrać spore pieniądze. W tego typu formatach nie brakuje dram, konfliktów, ale i też gorącej namiętności.

REKLAMA

Gdy Netflix ogłosił, że rusza z polskim reality show opartym na zagranicznej licencji, wiele osób zastanawiało się, czym będzie różnić się od pozostałych show, bo młodych i atrakcyjnych ludzi, którzy po tego typu formatach zostają influencerami, już widzieliśmy w show TVN i Polsatu. W przypadku nowej produkcji Netfliksa znaczną różnicą jest to, że do "Love Never Lies" zgłosiły się pary, z bardzo różnym stażem znajomości: Od roku po pięć lat bycia razem. Znaleźli się w programie z różnych względów: jedni zwyczajnie podkreślają, aż za bardzo, że chcą wygrać, a w ich związku nie ma tajemnic, drudzy chcą z pomocą tego programu i wykrywacza kłamstw, sprawdzić swoją relację i zweryfikować, w którą stronę ma ona pójść.

Znajomość par zostaje wystawiona na próbę, a twórcy fundują uczestnikom emocjonalny rollercoaster.

Przez kilka tygodni prawdomówność par została zbadana tzw. eye detectorem, urządzeniem, który dzięki analizowaniu fizjologicznych reakcji organizmu człowieka, jest w stanie wykryć czy dana osoba mówi prawdę, czy też kłamie. Uczestnicy za każde kłamstwo stracą, a za mówienie prawdy zyskają pieniądze. Program wygra para, która będzie ze sobą najbardziej szczera. Pierwszy odcinek był nieco sztuczny, dialogi par, jakby żywcem wzięte z paradokumentów, a Maja Bohosiewicz jako prowadząca wygłaszała formułki, bez żadnego luzu i emocji. Uśmiech pozornie szczęśliwych par zaczął gasnąć w momencie tzw. ceremonii, na której każdy z nich odpowiadał na jedno pytanie dotyczące swojego związku. Wtedy wyszło szydło z worka: zdrady, skrywane tajemnice, zazdrość czy brak zaangażowania. Po takim koktajlu emocji aż chce się zobaczyć, co jest dalej.

Trzeba przyznać, że kolejne odcinki rozkręcają się, tym bardziej, że twórcy reality show co rusz serwują uczestnikom emocjonalny rollercoaster, gdzie rozdzielają pary, zabierając ich drugie połówki do willi, w której zamieszkują z seksownymi singlami. Ci kuszą ich, podrywają, przekraczają granice, wiedząc, że są zajęci, ale też wcielają się w rolę słuchacza i obserwatora. Również Maja Bohosiewicz coraz lepiej sprawdza się w roli prowadzącej, wykazuje się empatią, kiedy trzeba potrzyma za rękę płaczącą uczestniczkę, albo sprowadzi na ziemię gościa, który non stop gada o wygranej i pieniądzach.

Do zdrowych, partnerskich relacji daleko brakuje uczestnikom "Love Never Lies"

"Love Never Lies" ma to do siebie, że wkręca na maxa, ale po jego obejrzeniu człowiek zastanawia się, dlaczego ci ludzie w ogóle są razem. Wiadomo, Netflix zaprosił do udziału pary, które wiele przeszły. W ich relacjach nie brakuje niewierności, zazdrości, czy nawet słownej agresji. Niektóre z nich otwarcie przyznają, że ich związki są toksyczne. Po trzech z sześciu obejrzanych odcinkach zastanawiam się, czy niektóre z tych par "nie pozabijają" się w programie, a co dopiero będą budować razem przyszłość.

Obserwując na ekranie relację Bernadety i Dominika, ma się ochotę powiedzieć, dziewczyno, dlaczego ty w ogóle jesteś z takim pajacem. Nie będę zdradzać, co wyrabia w programie jej partner, natomiast sama Bernadeta po kilku eksesach jej faceta wreszcie wypowiedziała zdanie: Ja nie wiem, co ja w ogóle robię z tym gościem. Żeby nie było tylko w jedną stronę, że czepiam się facetów. Są też dziewczyny, jak m.in. Ida, którą chciałoby się potrząsnąć i powiedzieć, że jej zachowanie jest bardzo nie w porządku, a wyniosłość i wyższość, którą prezentuje, jest porażająca. Patrząc na relacje uczestników "Love Never Lies" rzuca się ogromna ilość toksyn. Oczywiście jako widzka, podglądam malutkie fragmenty tych związków. Jednak z obserwacji można wywnioskować, że parom daleko do partnerskich relacji i szczerości. Bardzo często brakuje tam otwartej komunikacji i rozmawiania o swoich potrzebach. Budowanie zdrowych relacji na pewno nie jest proste. Wymaga dojrzałości, szczerej rozmowy, również o emocjach i chęci otwarcia się na drugiego człowieka. Osoby biorące udział w show, w większości są przed 30. rokiem życia. Niektórzy z nich mają jedynie po 20 lat i dopiero wchodzą w dorosłość, więc programowe emocje są dla nich bardzo trudne. Zresztą w "Love Never Lies" słowo emocje odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Dla każdego z bohaterów wszystko to, co dzieje się w programie jest szalenie emocjonalne, a niejeden z nich uronił łzę.

REKLAMA

Netflix wie, jak przyciągnąć ludzi do nowego reality show. Każdy odcinek jest tak skonstruowany, że chce się oglądać kolejny, angażując w losy par, którym w większości można napisać w statusie na Facebooku: To skomplikowane. Twórcy show zaserwowali sześć odcinków, natomiast finał programu pokazany zostanie 1 lutego. Na Instagramie programu z komentarzy ludzi można wyczytać, że "Love Never Lies" spodobał się, a niektórzy z internautów "połknęli" całe sześć odcinków w jeden wieczór i noc. Obejrzałam wszystkie 6 odcinków dziś i jakie było moje rozczarowanie na wieść że finał dopiero pierwszego lutego - napisała jedna z internautek.

Wygląda na to, że Netflix nowym miłosnym formatem trafił do osób w różnym wieku. Choć niektórzy z was po jego obejrzeniu z pewnością będą mieli refleksję, że bycie w zdrowym, satysfakcjonującym, partnerskim związku jest koszmarnie trudne, ale jednak przecież możliwie. Innych niektóre zachowania bohaterów mogą zmobilizować do pracy nad sobą. Jeszcze inni zwyczajnie docenią swoje singielstwo i niezależność. Bo jednak nie warto być na siłę w związku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA