„Psy z Essex” to brutalna powieść historyczna, którą chce się czytać

Patronat Medialny

Brud, marsz, walka i plądrowanie – tych czterech słów użyłbym, gdybym miał w telegraficznym skrócie opowiedzieć, o czym są „Psy z Essex”, powieść brytyjskiego historyka Dana Jonesa.

psy z essex

W ciężkim żywocie żołnierza powszechne są zawsze dwa elementy: marszowa rutyna i brutalność starć z wrogiem. Relatywnie nowe, a przynajmniej trwa to od momentu, gdy powszechną wyobraźnią zawładnęła wojna w Wietnamie, przedstawienia konfliktów zbrojnych przyjmują perspektywę jednostki. Przez jednostkę znacznie bowiem łatwiej pokazać mechanizmy. Głęboki humanizm, jaki płynie z tych opowieści, stara się przedstawić wojnę w najlepszym wypadku (na przykład, gdy jest to wojna obronna), jako przykrą konieczność, a w najgorszym – jako bezsensowną rzeź. W tej optyce odpowiedzi na pytania o jej ludzki wymiar zawsze będą dołujące.

Gdy do tej współczesnej, i wydaje się słusznej perspektywy, dodamy jeszcze czasy dawne, na przykład mające bardzo zły PR średniowiecze, to obok wszelkich trudów wojny dochodzi jeszcze brud, ciemnota i dominujące życie społeczne reguły feudalne. Dan Jones, który jest historykiem specjalizującym się właśnie w wiekach średnich, w swojej powieści „Psy z Essex” („Essex Dogs”) wyraźnie zmienia akcenty i choć byłoby przesadą powiedzenie, że odczarowuje historię, to do jej opisania wykorzystuje inną paletę kolorystyczną niż ta, do której przywykliśmy.

Psy z Essex – recenzja

Jones w centrum akcji umieścił tytułowe Psy, czyli najemników, którzy za garść monet użyczają swoich mieczy, młotów i łuków temu, kto akurat odpowiednio dużo zapłaci. Rzecz jasna ich brytyjskie pochodzenie obliguje ich do służenia królowi Edwardowi III i wykonywanie rozkazów. A że są doświadczonymi wojennym rzemiosłem hultajami, zadania dostają niezwykłe i często samodzielnie, niczym oddziały specjalne znane z nowszych wojen. Autor skupia się tu na ich losach, opisuje długie i nudne postoje, ciągły marsz i trudy wojskowego życia. Najciekawszym wydarzeń są tu dość nieliczne walki i częste plądrowania miast i wsi, które mają to nieszczęście, że stoją na drodze armii.

Ten zwykły żołnierski trójbój (marsz-obozowanie-plądrowanie) jest rzeczywiście żmudny i Jones bardzo dużo uwagi poświęca temu, aby czytelnik to odczuł, a jednocześnie sam nie poczuł się znużony.

Dlatego „Psy z Essex” są nie tylko opowieścią żołnierską, ale również społeczną.

Tła i dawne losy bohaterów wybijają się co jakiś czas na pierwszy plan, a połamane żołnierskie żywoty są tu punktem wyjścia do kolejnych napięć. Miejscami czuć tu nuty opowieści awanturniczej czy literatury sowizdrzalskiej. Jones balansuje tu między realizmem, a niskim komizmem skupionym raczej w pobliżu humoru, że tak powiem, żołnierskiego.

To w ogóle bardzo widoczne cecha tej powieści, że niczego nie próbuje udowodnić, ale jednocześnie nie wpada w koleiny wyjeżdżone przez literaturę historyczną. Jest tu więc niezbędny naturalizmy, brutalność świata sprzed praw człowieka, ale są też sowizdrzalskie, pogodne wtręty. „Psy z Essex” nie usiłują również na siłę odkłamywać mitów, a kontrze proponują nieoczywistych bohaterów (jak na przykład szalonego księdza, który z religią ma tyle wspólnego, że żyje w piekle swojego szaleństwa), a także wielobarwność późnośredniowiecznego krajobrazu.

Wyraża się on nie tylko w świetnym operowaniu detalem (jak wtedy, gdy jeden z bohaterów plądruje opustoszałą aptekę), ale również w nastroju. Piękno rozwijających się miast widzimy tylko oczami pazernego żołnierza, kościoły – oczami zdegenerowanego księdza. Nawet żywot najemnika, który jest udziałem głównego bohatera, jest schyłkowy, bo Loveday przestaje rozumieć, dlaczego robi to, co robi.

Powieść historyczna bez zadęcia

psy z essex
Psy z Essex - okładka

Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi mi do głowy, gdy mam porównać „Psy z Essex” z jakąś inną powieścią, jest nietypowe, bo trudno o bardziej odmienną literaturę. Jednak czuję, że między Italo Calvino i jego „Wicehrabią przepołowionym” a Danem Jonesem i „ Psami z Essex” jest pewne podobieństwo. Obaj autorzy chcą opowiedzieć o przeszłości. Cele mają odmienne, Włoch romantyzuje, Jones obiecuje doświadczenie realnego świata. Obaj jednak bardzo chętnie wykorzystują historyczny kostium bardzo instrumentalnie, z wyczuciem podsuwając czytelnikowi te aspekty świata, które są wygodne dla zrealizowania tych celów. Obaj uciekają od kwiecistości opisu, którą złośliwie można nazwać pustosłowiem, obaj odmierzają z aptekarską dokładnością składniki swojej historii, aby szukać oryginalnego, a może autorskiego, spojrzenia na przeszłość. U Jonesa widać to przede wszystkim w prostym, suchym, a nawet spieczonym języku, u Calvino w bardzo umiejętnym regulowaniu nastroju.

Na tym zatrzymam to porównanie, bo jasne jest, który z pisarzy ma już status legendy. A mimo to „Psy z Essex” to doskonały powieściowy start Jonesa. Książka twarda i surowa. Znakomicie napisana i przede wszystkim bezwzględnie angażująca.

Książkę Dana Jonesa znajdziesz tutaj.

O książkach przeczytasz więcej na łamach Spider's Web:

Patronat Medialny
Najnowsze
Zobacz komentarze