The Walking Dead rozstawia ostatnie pionki na szachownicy przed finałem - recenzja Spider's Web
The Walking Dead szykuje nas na finał. Grupa Ricka się zbroi, sąsiedzi Aleksandrii powoli dojrzewają do tego, by stawić czoło Zbawcom, a Negan torturuje kolejnego z bohaterów. Tylko czy faktycznie to właśnie tego jako widzowie potrzebowaliśmy?
OCENA
W tekście znajdują się spoilery z ostatniego odcinka The Walking Dead.
Przedostatni epizod siódmej The Walking Dead to jak zwykle wstrzymanie oddechu przed finałem. Jak zwykle nic istotnego się nie stało, a twórcy wykorzystali tę godzinę by przemieścić bohaterów w odpowiednie miejsca, dać im odpowiednią motywację do dalszej walki i zapewnić im środki do jej przeprowadzenia.
Znamienne, że tytuł dzisiejszego odcinka The Walkinig Dead to Something They Need.
Tytuł który można tłumaczyć jako To, czego im potrzeba budzi konsternację. Im, czyli komu? Oczywiście najpewniej chodzi o bohaterów, którzy szykują się do ostatniego starcia. Cynicznie mógłbym stwierdzić, że "oni" w tytule to też jednak prędzej scenarzyści, a nie sami widzowie.
Ostatni odcinek nie broni się sam w sobie. Mamy tutaj znany z poprzednich recycling motywów. Negan znów znęca się nad więźniem, a Rick i spółka znów wybierają się w odwiedziny do sąsiadów. To przerażające, jak przy tym przypominają Zbawców, a Rick - samego Negana.
Co znamienne, Rick ruszający by tę broń odzyskać, nie różni się zbyt wiele od Zbawców.
Do tej pory to zbiry Negana terroryzowały okoliczną ludność. Teraz jednak to mieszkańcy Aleksandrii wyruszyli do Oceanside z propozycją nie do odrzucenia. Dali mieszkańcom ultimatum celując w nich z karabinów - albo przyłączą się do nich w walce ze Zbawcami, ale broń zostanie im odebrana.
Rozumiem to, że Rick jest zdesperowany. Niestety walcząc z wrogiem, stosuje jego taktyki, a z jego winy może zginąć wielu niewinnych ludzi. The Walking Dead zmusza tym samym widza do zastanowienia się, na ile cel uświęca środki. Dziwi, że Tara na ten plan przystała. Nie pasuje mi to do tej postaci.
Poza tym The Walking Dead stało się strasznie przewidywalne.
To smutne, że serial szokujący wcześniej niespodziewanymi i bardzo brutalnymi scenami śmierci głównych bohaterów i zaskakujący prowadzeniem wybranych wątków stał się taki schematyczny. 15 odcinek to w każdym calu logiczne następstwo tego, co widzieliśmy do tej pory i w rezultacie oglądając The Walking Dead, ziewam zamiast się ekscytować.
Rick potrzebuje broni, a Tara znalazła osadę, która posiada jej całkiem sporo. Rosita uciekła, ale dostrzegła w oddali postać z kuszą. Jeśli byłby to Daryl, to po co ta cała maskarada? Sasha w pojedynkę weszła do siedziby Zbawców. Jak inaczej mogło to się skończyć, niż pochwyceniem jej przez Negana, skoro jej śmierci nie pokazano na ekranie?
Zapowiada się na to, że dopiero w finale Sasha pożegna się z życiem.
Ten wniosek nasuwa się nie tylko ze względu na to, co widać na ekranie, ale też patrząc za kulisy. Oczywiście mogą wysłać ją z misją i bohaterka wróci za dwa sezony, ale trudno w to uwierzyć - a w serialu dawno żaden z głównych bohaterów nie spotkał się z kostuchą i Sasha to obecnie najlepsza do tego kandydatka.
Takie wrażenie można odnieść nie tylko ze względu na to, jak rozwija się akcja serialu. Odgrywająca bohaterkę aktorka podpisała bowiem kontrakt na udział w nowym Star Treku i najpewniej zniknie z The Walking Dead, ale tym bardziej trudno było uwierzyć, że Sasha nie pojawi się w ostatnim odcinku.
Jak na razie wygląda na to, że twórcy wszystkie karty jakie mają trzymają w rękawie i zamiast nimi zagrać, zbierają ich coraz więcej. Cały czas mam wątłą nadzieję nadzieję, że finał The Walking Dead wynagrodzi nam ostatnie kilka tygodni nudy, ale obawiam się, że tak się nie stanie, a napięcie rosnące co odcinek od tygodni znajdzie swoją kulminację dopiero za rok.