REKLAMA

Max ma dla nas fantastyczny prezent na długi weekend. Świetny thriller trafił tam prosto z kin

Do oferty Max trafił właśnie jeden z ciekawszych filmów, które mogliśmy oglądać w tym roku w kinach. „Towarzysz” to mix dreszczowca, czarnej komedii i sci-fi, o którym przed seansem najlepiej nie wiedzieć zbyt wiele. Bez obaw: opowiem wam o nim bez spoilerów.

towarzysz film max opinia
REKLAMA

Niełatwo jest opowiadać o „Towarzyszu” nie rujnując przy okazji jednego z większych twistów filmu. Choć ma on miejsce jakoś po pierwszych 20 minutach i nie stanowi emocjonalnego filaru całej historii, to wybrzmiewa ona zdecydowanie bardziej, gdy pozwolimy się zaskoczyć. O zwykłej frajdzie nie wspominając.

Spróbujmy jednak. Na początku filmu poznajemy intrygującą młodą kobietę, Iris (Sophie Tatcher), która snuje się bez celu po alejkach supermarketu, pchając przed sobą wózek zakupowy. Jest wystylizowana niczym kobiece postacie na technikolorowych pocztówkach z lat 50. - na pierwszy rzut oka to prawdziwe uosobienie idealnej amerykańskiej gospodyni domowej z przedmieść. Aż prosi się o filmowe, przypadkowe spotkanie z przyszłym partnerem gdzieś w dziale owoców. Do którego, rzecz jasna, dochodzi.

Drobny wypadek, rozsypane dojrzałe pomarańćze, kilka nieśmiałych spojrzeń i już, mamy to. Jakiś czas później szczęśliwa para wyrusza, by spędzić weekend z jego przyjaciółmi w pięknym domu na odludziu. Josh (Jack Quaid) wydaje się łagodny, nieco nieporadny. Iris jest wobec niego niemal obsesyjnie opiekuńcza, troskliwa i uległa zarazem. Widać, że najbardziej na świecie zależy jej na jego szczęściu. Można by powiedzieć: miłość, jasne, a jednak kilka niuansów, nietypowych zachowań tych dwojga sugeruje, że coś tu nie gra. Wkrótce dowiemy się co - a później rozpęta się chaos. 

Max: film na weekend. Towarzysz - opinia o filmie

REKLAMA

„Towarzysz” bawi się konwencją, czasem wyprowadzając nas w pole, regularnie puszczając oko do widza. Nie unika przy tym brutalności. Przemoc jest tu przerysowana, a sceny rozlewu krwi - choć dawkowane z wyczuciem - bywają niemal komiksowe w swojej bezceremonialności. Wszystko to służy jednak celnej krytyce społecznej, tym razem wymierzonej w gamergate’owe środowiska mizoginistycznych wielbicieli technologii, kina i gier wideo, zafiksowanych na punkcie tzw. wokeness. To właśnie w nich reżyser Drew Hancock wymierza najpotężniejsze działa.

Towarzysz

Nie jest to, rzecz jasna, obraz zbyt subtelny w swym przesłaniu, które drwi sobie z problemu toksycznej męskości. Z drugiej strony: bardzo ciekawie rozkłada ją na czynniki pierwsze, podśmiewując się przy okazji z niechęci do nowoczesnego społeczeństwa i paskudnych marzeń o odrodzeniu standardów życia z lat 50., kiedy to nikt nie musiał czuć się za nic odpowiedzialny. Przy okazji - twórca nie wrzuca wszystkich do jednego wora. Choć każdy ma tu coś na sumieniu, ich winy nie są sobie równe. Hancock oparł się pokusie generalizacji.

Reżyser zadaje też przewrotne pytanie o to, czym (i kim) w ogóle jest „towarzysz” w dzisiejszym świecie. Stawia dość niepokojące tezy: czy faktycznie nie wkraczamy w epokę, w której każdy może sobie zamówić związek „na własnych warunkach”? Czy to, czego pragniemy w miłości, to nie tyle bliskość, co kontrola?

Jest tu też trochę o sposobie postrzegania kobiet oraz o tym, w jaki sposób wiele z nich jest warunkowanych co do swojego stosunku do mężczyzn. O samostanowieniu, kulturowych kodach, toksycznych, kontrolujących związkach, dynamice władzy i trudach ucieczki z nich. O manipulacji, gaslightingu i people-pleaserach. Wszystko pięknie skomponowane.

Czytaj więcej:

Jeśli wolicie filmy o bardziej stabilnej tonacji, „Towarzysz” może nieco wybijać was z rytmu. Film nieustannie przeskakuje między komedią, akcją, suspensem, horrorem i eksplozjami krwawej przemocy - czasem mniej, czasem bardziej zgrabnie, ale zawsze skutecznie utrzymując uwagę odbiorcy. Osobiście lubię taką żonglerkę, ale wiem, że niektórzy mogą czuć się za jej sprawą nieco zagubieni. Kwestia preferencji.

Dodajmy do tego aktorstwo z najwyższej półki i świetną realizację. Dzięki żywej palecie kolorystycznej, odpowiednio dobranej ścieżce dźwiękowej i momentami groteskowo pastelowej estetyce, thriller buduje złudzenie beztroski - po to tylko, by w najmniej spodziewanym momencie zaatakować. 

Jest tu też trochę o sposobie postrzegania kobiet oraz o tym, w jaki sposób wiele kobiet jest warunkowanych w kontekście swojego stosunku do mężczyzn. O samostanowieniu, kulturowych kodach, toksycznych, kontrolujących związkach, dynamice władzy i trudach ucieczki z nich. O manipulacji, gaslightingu i people-pleaserach. Wszystko pięknie skomponowane.

Jeśli wolicie filmy o bardziej stabilnej tonacji, „Towarzysz” może nieco wybijać was z rytmu. Film nieustannie przeskakuje między komedią, akcją, suspensem, horrorem i eksplozjami krwawej przemocy - czasem mniej, czasem bardziej zgrabnie, ale zawsze skutecznie utrzymując uwagę odbiorcy. Osobiście lubię taką żonglerkę, ale wiem, że niektórzy mogą czuć się za jej sprawą nieco zagubieni. Kwestia preferencji.

Dodajmy do tego aktorstwo z najwyższej półki i świetną realizację. Dzięki żywej palecie kolorystycznej, świetnie dobranej ścieżce dźwiękowej i momentami groteskowo pastelowej estetyce, „Companion” buduje złudzenie beztroski - po to tylko, by w najmniej spodziewanym momencie zaatakować.

„Towarzysz” to kino przewrotne, pozornie lekkie, ale podszyte egzystencjalnym lękiem. Niegłupia, ironiczna opowieść o relacjach, które przypominają kontrakt. Choć nie jest wolna od narracyjnych uproszczeń, siła kreacji Sophie Thatcher i przenikliwość społecznych obserwacji czynią z tego debiutu Hancocka pozycję wartą uwagi. A poza tym: to naprawdę fajna rozrywka.

REKLAMA
Film obejrzysz tutaj:
Max
TOWARZYSZ
Max
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-04-18T19:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-17T19:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-17T14:24:28+02:00
Aktualizacja: 2025-04-17T13:21:49+02:00
Aktualizacja: 2025-04-17T10:27:10+02:00
Aktualizacja: 2025-04-17T08:50:22+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA