Informacja o ekranizacji "Trylogii marsjańskiej" powinna ucieszyć zarówno miłośników literatury science-fiction, jak i fanów dobrych seriali. Powinna, gdyby nie jeden element, który rzuca długi cień na tę produkcję.
Serialowej adaptacji nie podejmie się bowiem HBO, Showtime czy NBC, a należąca do medialnej korporacji MTV Networks, stacja Spike TV, której budżet jest jeszcze skromniejszy od tego, którym dysponuje Syfy. A chyba nie trzeba tłumaczyć, jak istotny jest to czynnik przy produkcji science-fiction. Oczywiście nie należy jeszcze o niczym przesądzać, ale nie brzmi to szczególnie optymistycznie.
Oparty na "Trylogii marsjańskiej" serial prawdopodobnie otrzyma nazwę po jej pierwszej części - "Czerwonym Marsie". Współpracy przy tym projekcie podjął się Vince Gerardis, producent wykonawczy "Gry o Tron". Sharon Levy, wiceprezes Spike TV, powiedział, że stacja dołoży wszelkich starań, aby możliwie jak najlepiej oddać treść książek, które stawiają pytania dotyczące tego, co to znaczy być człowiekiem i tego, czy możliwe jest zachowanie człowieczeństwa w skrajnych warunkach.
Kim Stanley Robinson uznawany jest za jednego z czołowych twórców amerykańskiej literatury fantastyczno naukowej. "Trylogia marsjańska" to historia kolonizacji Marsa przez Ziemian, którzy próbując przystosować planetę do zamieszkania doprowadzają do totalnej katastrofy. Została nagrodzona najważniejszymi branżowymi nagrodami, m.in. Hugo (za drugą i trzecią jej część) i Nebula (za część pierwszą).