REKLAMA

Czy to pierwszy udany film z Megan Fox w roli głównej? Pięć powodów, dla których warto obejrzeć „Aż do śmierci”

Nie mogłem się nadziwić zagranicznym recenzjom: czy to możliwe, że doczekaliśmy się filmu, w którym główną rolę gra Megan Fox i jest on całkiem niezły? Postanowiłem przekonać się na własne oczy – i obejrzałem „Aż do śmierci”.

aż do śmierci 2021 megan fox recenzja
REKLAMA

Nie da się ukryć: filmy, w których Megan Fox gra pierwsze skrzypce, raczej ciężko zaliczyć do udanych. Zdarzało się, że kilka ciepłych słów można było powiedzieć o tych obrazach, w których zagrała mniejsze role, choć i tutaj ciężko mówić o solidnym kinie. Powodów tego stanu rzeczy jest, rzecz jasna, kilka. Oczywiście, ostatecznie to aktorka decyduje się na udział w danym tytule; można się śmiać, że ani ona, ani jej agent „nie mają nosa”, ale wszyscy dobrze wiemy, że sytuacja jest znacznie bardziej złożona. Tak czy inaczej: przyszedł czas na nieoczekiwaną zmianę tego stanu rzeczy.

Debiut reżysera S.K. Dale'a – thriller „Aż do śmierci” – zebrał już całkiem sporo pochwał od zachodnich krytyków. Zbadałem sprawę (nie wnikając w szczegóły wybrałem się na seans, przyznam, sceptyczny) i, ku własnemu zaskoczeniu, bawiłem się całkiem nieźle. Nie zagłębiając się w fabularne szczegóły: małżeństwo wyjeżdża na weekend do domku nad jeziorem. Pierwszy wieczór jest bardzo romantyczny, niestety, następnego dnia Emma budzi się skacowana i przykuta kajdankami do martwego ciała swojego męża. A to dopiero początek festiwalu krwawych nieprzyjemności.

REKLAMA

„Aż do śmierci”: pięć powodów, dla których warto dać filmowi szansę

1. Ten film jest „o czymś”. To znaczy, nie oszukujmy się: „Aż do śmierci” nie jest obrazem z najwyższej półki, ale bazuje na całkiem solidnym, przemyślanym scenariuszu. S.K. Dale i Jason Carvey podejmują kilka interesujących tematów i choć brakuje im wnikliwości, to nie popadają w banał: nie sposób nie docenić pomysłowości twórców. Uwięzienie w toksycznym związku, konfrontacja z traumą, autodestrukcja, kobieta w obliczu rzeczywistości okrutnej, poniżającej, druzgocącej resztki odporności psychicznej – znajdziemy tu kilka ciekawych motywów.

2. Emocje. Tak, „Aż do śmierci” potrafi zbudować napięcie; czasem potyka się przy kolejnych próbach, ostatecznie jednak ma swoje momenty, które wbijają w fotel. Całość wciąga, a zaangażowania nie rujnują, o dziwo, nawet coraz bardziej niedorzeczne zwroty akcji. To całkiem niezły thriller ze zręcznie rozpisaną zabawą w kotka i myszkę i finałem, który być może nie zaskakuje, ale jest niewątpliwie satysfakcjonujący.

REKLAMA

3. Główna bohaterka. Abstrahując od aktorskiej kreacji Megan Fox, Emma to naprawdę sensownie napisana postać, o której stopniowo dowiadujemy się coraz więcej – a nasze zainteresowanie rośnie. Nie licznie na kolejną nudną, kartonową final girl. Zresztą, pozostali bohaterowie również wypadają całkiem nieźle, choć to na Emmie spoczywa cały ciężar dramaturgiczny. Spokojnie: chce się jej kibicować.

4. Megan Fox. Nie to, że przeszła spektakularną metamorfozę w dobrą aktorkę (bo nie przeszła), ale ewidentnie starała się nieco bardziej, niż zwykle; widać, że trafiła na reżysera, który wyczuł, jak powinien ją poprowadzić. Koniec końców cała obsada spisała się naprawdę nieźle, jakkolwiek obserwowanie przekonującej Fox samo w sobie było interesującym doświadczeniem.

5. Film Dale'a jest tysiąckroć lepszy niż spin-off „Piły”, więc jeśli planowaliście się wybrać na „Spiralę”, to po prostu sobie odpuśćcie i poświęćcie te dwie dychy na „Aż do śmierci”. Więcej wrażeń, satysfakcji i sensu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA