"Banshee" powraca z finałowym sezonem. Otwarcie czwartej serii udowadnia, że to wciąż jeden z najlepszych seriali
Mało jest takich seriali, których twórcy potrafią utrzymać wysoki poziom. Kolejne sezony zwykle są coraz gorsze, często nakręcone jakby bez pomysłu, bez tej pierwotnej ikry. Na szczęście, "Banshee", które właśnie powróciło z czwartym sezonem, jest inne. Trzy sezony tej produkcji to wciągająca akcja i świetni bohaterowie. A otwarcie czwartej serii zapowiada, że żadne zmiany się nie szykują i ta będzie równie dobra, co poprzednie.
Cieszy, że twórcy produkcji ruszyli z fabułą do przodu. Otwarcie czwartego i ostatniego sezonu "Banshee" przenosi widzów w czasie o dwa lata. A w miasteczku wiele się zmieniło. Teraz skorumpowaną mieściną rządzi Proctor, który... został burmistrzem. Po ostatnim nieudanym napadzie Lucas Hood zapadł się pod ziemię. Jego stanowisko przejął Brock Lotus, który niekoniecznie radzi sobie ze wszystkim, ale ma nieco inne metody zarządzania niż jego poprzednik. Carrie Hopewell próbuje ułożyć swoje życie na nowo. Chodzi na terapię, a nocami, cóż... jej dawne przyzwyczajenia wychodzą na jaw. Nikt nie wie, co się dzieje z Jobem.
Nie musimy jednak długo czekać, by ponownie spotkać Hooda. Do zarośniętego Lucasa, który stracił kontakt ze światem i rzeczywistością przyjeżdża niespodziewanie Lotus.
Ten wcale nie spodziewał się zastać w starym, rozpadającym się domku myśliwskim byłego szeryfa Banshee. Przyjazd w to miejsce związany jest z kolejną sprawą o morderstwo. W ciągu ostatniego roku w Banshee zginęły trzy młode dziewczyny. To w jaki sposób zostały zabite, sugeruje, że za ich śmierć odpowiada jedna i ta sama osoba. Czy z tymi morderstwami ma coś wspólnego Lucas Hood? Ostatnia ofiara była z nim kiedyś blisko związana...
Wydarzenia w mieście prowokują Hooda do powrotu do świata żywych. Już teraz możemy być pewni, że sporo namiesza w kolejnych odcinkach. A w tych niewątpliwie będzie się działo, bo na pierwszy plan wysuwa się nie tylko trzykrotne morderstwo, ale też porachunki neonazistów z ich byłym członkiem, który teraz służy w biurze szeryfa, a także ciemne interesy Proctora. Fabuła czwartego sezonu "Banshee" zapowiada się rewelacyjnie.
Nowa sprawa kryminalna i kontynuacja wydarzeń z poprzednich sezonów zagwarantują nam rozrywkę. A przynajmniej na to wygląda po pierwszym odcinku czwartej serii.
Choć będzie mi brakować "Banshee" cieszę się, że to ostatni sezon serialu. Produkcja ma szansę na to, co nie udaje się często innym tytułom - zostawić po sobie dobry smak i lekki niedosyt. Jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z losami bezimiennego szeryfa, nie zwlekajcie dłużej. Czwarty sezon zapowiada się tak dobrze, że choćby dla niego warto obejrzeć trzy poprzednie. A to, dzięki świetnie skonstruowanej intrydze, nie będzie wysiłkiem.