„W pewnym momencie osiągnęliśmy poziom absurdu” - rozmawiamy z ekspertką o kanonach piękna i ciałopozytywności
Kanony piękna zmieniają się w zależności od epoki, a nawet dziesięciolecia. Kulturoznawczyni z Uniwersytetu SWPS mówi nam o tym, w jaki sposób się tworzą i jaką rolę w ustanawianiu obecnych standardów urody odgrywa ruch body positive.

Kanony piękna zarówno kobiet, jak i mężczyzn, podlegają nieustannym negocjacjom. Są płynne i zmieniają się wraz z kontekstem historycznym. Jak zaznacza dr Małgorzata Bulaszewska z Uniwersytetu SWPS gdybyśmy w starożytności Claudię Schiffer postawili obok figurek Wenus paleolitycznych, uroda supermodelki nikogo by nie zachwyciła. Wtedy bowiem zwracano uwagę na potencjał rozrodczy. W cenie były więc obfite piersi i szerokie biodra.
Kiedyś mogliśmy mówić o wzorcach piękności dotyczących całych epok historycznych. W Średniowieczu największymi wartościami było cierpienie, asceza i umartwianie się, przez co ideałem kobiecej urody były chudziutkie, eteryczne kobiety. Jeśli przyjrzymy się obrazom Petera Paula Rubensa, zauważymy, że w Baroku było już inaczej. Jego modelki zgodnie z duchem ówczesnego hedonizmu, charakteryzowały się bowiem pełnymi kształtami. Dzisiaj te kanony ulegają bardziej dynamicznym przemianom i musimy o nich myśleć w kategoriach dziesięcioleci.
Niezwykle istotny wpływ na kształtowanie się kanonów piękna mają media, reklama i popkultura. Im częściej oglądamy w nich dane wzorce, tym bardziej przyswajamy je kulturowo. Stają się one ideałami, do których chcemy dążyć. Od dłuższego czasu mamy do czynienia z kilkoma obowiązującymi kanonami urody. Przyglądając się modnym aktualnie sylwetkom, dr Bulaszewska wskazuje na wręcz wychudzoną postać Ani Rubik, wysportowane figury Anny Lewandowskiej i Ewy Chodakowskiej, a także krągłości Kim Kardashian.
Wpływ body positive na kanony piękna
Moja rozmówczyni podkreśla, że duża w tym zasługa działań spod znaku body positive. Ruch ten narodził się niemal ćwierć wieku temu. Według jego założeń ludzie powinni zdać sobie sprawę, że obowiązujące wzorce piękności nie są realistyczne. Za cel stawia sobie m.in. zdrowe pogodzenie się ze sobą, dostrzeżenie irracjonalności własnych kompleksów i uświadomienie, że wygląd nie powinien mieć wpływu na naszą samoocenę.
Ruch body positive rośnie w siłę. Coraz częściej piętnuje się wszelkie przejawy body shamingu, a także zwraca uwagę na kwestie zdrowotne powiązane z takim, a nie innym wyglądem. Według dr Bulaszewskiej dzieje się tak, ponieważ jako społeczeństwo stajemy się bardziej świadomi:
Coraz więcej popularnych marek i znanych osób promuje ideę ciałopozytywności. Pojawiają się kampanie reklamowe ze zdjęciami kobiet bez retuszu, a artystki w swoich dziełach otwarcie mówią o body shamingu, jakiego doświadczyły. Dobrym tego przykładem jest wydany niedawno utwór Ewy Farnej zatytułowany po prostu „Ciało”, który w warstwie lirycznej, słowami piosenkarki, „mówi o akceptowaniu zmian na ciele, na jakie nie mamy wpływu”. W klipie do niego zobaczymy panie o różnych sylwetkach, rozmiarach czy „niedoskonałościach”.
Krytyka ciałopozytywności
Jednakże jest to tylko jedna strona medalu. Założenia ruchu body positive stają się obiektem krytyki zarówno ze strony osób publicznych, jak i anonimowych internautów. Dr Bulaszewska dostrzega problem w odbieraniu idei ciałopozytywności przez część społeczeństwa. Według niej w jej komunikacji zatraca się kwestia zdrowotności:
O wiele bardziej krytycznie do sprawy podeszła w zeszłym miesiącu Agnieszka Kaczorowska. W swoich mediach społecznościowych napisała, że zapanowała „moda na brzydotę” i wspomniała o „wycieczce zgarbionych nastolatek, chowających się na zdjęciach za swoimi włosami czy rękoma”. Post aktorki spotkał się z mocną krytyką zarówno ze strony internautów, jak i innych osób publicznych. Szybko więc przeprosiła, każdego kto poczuł się jej słowami urażony. Tym samym był to klasyczny przykład non-apology.
Dr Bulaszewska nie zgadza się z wpisem Agnieszki Kaczorowskiej. Nie może powiedzieć, że zapanowała „moda na brzydotę”, bo przecież nikt nie chce być brzydki. Jest jednak grupa ludzi, na których może to działać w sposób, jaki opisała w swoim poście aktorka. Jeżeli pojawia się szufladka pozwalająca nam się ukryć i nic ze sobą nie robić, chętnie bowiem z niej korzystamy.
Agnieszkę Kaczorowską najbardziej zaskoczyło, że tej „modzie na brzydotę” ulegają również osoby publiczne. Według niej influencerzy powinni stanowić wzór, do którego ludzie chcą dążyć. Jednakże coraz częściej swoją postawą promują podejście ciałopozytywne, co może być odbierane jako zachęta, aby przestać dbać o swój wygląd. Dla dr Bulaszewskiej jest to zbyt jednoznaczna ocena sytuacji. Wszystko zależy bowiem od tego, do czego dany internetowy celebryta dąży.
Co po body positive?
Kulturoznawczyni posiłkuje się przykładem Macademian Girl, która swego czasu przeszła zaskakującą przemianę. Bardzo długo nazywano ją „kolorowym ptakiem polskiej blogosfery”. Przed aparatem zawsze była perfekcyjnie wystylizowana. Potrafiła się malować przez dwie godziny. Również kiedy pracowała jako prezenterka „Pytania na śniadanie”, występowała w pełnym makijażu i wymyślnych strojach. Teraz na swoim kanale na YouTube pokazuje się w o wiele bardziej naturalnej stylizacji. Promuje w ten sposób ciałopozytywność i dbanie o, jak sama to nazywa, kobiecą energię.
Zdania na temat ciałopozytywności w przestrzeni publicznej są bardzo podzielone. Według dr Bulaszewskiej tak będzie jeszcze przez jakiś czas. Prawdopodobnie kłótnie o założenia body positive potrwają do przyszłej dekady, kiedy to pojawi się nowy ruch. Popkulturę najbardziej bowiem przeraża nuda. Dlatego jeśli jakaś moda trwa już zbyt długo, to po prostu zaczynamy szukać innych wzorców. Tak z pewnością będzie również w tym wypadku.