Choć „Diuna 2” znakomicie zarabia, a widzowie i krytycy prześcigają się w wychwalaniu filmu, wielu fanów prozy Franka Herberta ma Denisowi Villeneuve’owi co nieco do zarzucenia. Nierzadko słyszy się, że obraz spłycił materiał źródłowy, redukując wydźwięk i kastrując kilka wątków. Jak wskazuje spore grono odbiorców, niemało namieszano w dość kluczowej kwestii ostrzeżenia, jakie Herbert zawarł w postaci głównego bohatera pierwszych odsłon: Paula Atrydy.
Pod koniec „Diuny: Części drugiej” Paul nakazuje swoim zastępom Fremenów rozpocząć świętą wojnę, która ma wkrótce ogarnąć cały wszechświat. Protagonista przewidział nadciągającą falę przemocy i długo starał się jej uniknąć. Ostatecznie jednak przepowiednia, która doprowadziła księcia do objęcia przywództwa nad rdzennymi mieszkańcami Arrakis, okazała się zbyt potężną siłą - gdy zatem chłopak decyduje się napić Wody Życia, dostrzega, że jedyną drogą, której finał nie skończy się fiaskiem, będzie przyjęcie roli mesjasza. A zatem: podążenie za proroctwem. Motyw charyzmatycznego przywódcy i jego zwolenników leży u podstaw książkowej serii - zawarta w nim przestroga została jednak, jak przekonuje choćby jeden z autorów „Collidera”, rozmyta.
Paul i lady Jessica korzystają z przepowiedni, by przetrwać - niepozbawieni, rzecz jasna, zastrzeżeń co do tej ścieżki (gównie względem zaciekłości Fremenów i intensywności ich wiary). W powieści Paul ostatecznie zauważa, że jego wysiłki mające na celu powstrzymanie dżihadu są bezcelowe; odgrywa rolę Lisa al Gaiba, by pomścić zamordowanego ojca i odebrać tron Szaddamowi IV. Triumf Paula nad wrogami kończy pierwszy tom „Diuny” - twórca sprawił, że ten nagły finał, który sugerował rozwój konfliktu na znacznie większą skalę, podważał czerpanie pełnej satysfakcji z tego zwycięstwa. W końcu prawdziwa wojna miała dopiero nadejść, a spełniająca się wizja zapowiadała śmierć wielu miliardów istnień.
Sequele rozwiewają wątpliwości: mesjańska figura stająca na czele armii fanatyków okazała się punktem zapalnym tragedii. Społeczeństwo Fremenów zaczęło się psuć, rozkładać za sprawą władzy. Siostra Paula - regentka - pogrążyła się w szaleństwie. Miliardy istot w całym Imperium straciło życia. Prorocze wizje obciążyły Paula wiedzą oś straszliwej przyszłości, z którą nie chciał się mierzyć, ale która musiała nadejść.
Czytaj więcej o Diunie w Spider's Web:
Diuna: Część druga spłyca najważniejszy wątek książki? Fani tłumaczą
Trzy pierwsze książki ilustrują jedną z bazowych koncepcji całej „Diuny”, czyli niebezpieczeństwa związane z poddaniem się charyzmatycznym przywódcom. Najpierw poznajemy Paula jako bohaterskiego, sprawiedliwego księcia i nie dziwimy się, że chce walczyć o swoją sprawę; rozumiemy też, dlaczego nie chce stać się dla Fremenów symbolem. Z czasem jednak jego wpływy rosną, a niewolnicze oddanie Fremenów pozbawia go resztek ograniczeń, otwiera za to przed nim nowe możliwości. W połączeniu z szansą na wielkie zwycięstwo, kompozycja impulsów i okoliczności wywołuje w nim coś, czego nie jest w stanie opanować. Jak to powiedział sam Herbert: „Podstawowa zasada Diuny brzmi: strzeżcie się bohaterów! Znacznie lepiej polegać na własnym osądzie i swoich błędach”.
Oczywiście Herbert nie opisał swojego przekazu w sposób dosłowny - z jednej strony wewnętrzne monologi Paula wyrażały jego obawy przed dżihadem, z drugiej koncept wykorzystania przepowiedni Fremenów do własnych celów cały czas majaczył na horyzoncie. Książka ilustruje ciemną stronę Paula akcją, nie zaś banalną ekspozycją opisową lub dialogową, dlatego też czytelnik nie mógł być niczego pewnym.
A jednak Denis Villeneuve stwierdził, że zachowanie przestrzeni interpretacyjnej przyniosła Herbertowi skutek odwrotny od zamierzonego:
Miał poczucie, że czytelnicy źle go zrozumieli. Powiedział, że napisał „Mesjasza Diuny” po to, by przeciwstawić się mylnemu wyobrażeniu wielu odbiorców - ponoć znaczna ich część odniosła błędne wrażenie, iż Paul to prawdziwy, nieskazitelny bohater.
By uniknąć problemów z interpretacją tego, co opowieść krytykuje oraz ewentualnych dwuznaczności, Villeneuve postanowił zmodyfikować historię, wprowadzając element sceptycyzmu względem proroctw wśród Fremenów (mają oni wiele okazji, by wyrazić pogardę dla proroctw oraz obawy przed manipulacjami i zniewoleniem). Były one wyrażane głównie przez postać Chani, a zmiana zakończenia jej wątku w tej odsłonie również miała wzmocnić drugą perspektywę, czyli obraz Paula jako zdrajcy. Przyjęcie przez niego roli mesjasza w jej oczach (i - z założenia - również w oczach widza) demaskuje jego żądzę władzy.
Wbrew sprzeciwowi Villeneuve’a wobec nadmiernego polegania na dialogach, obraz opiera ciężar obaw właśnie na nich. Takie podkreślanie niebezpieczeństw mesjanizmu nie pozostawia miejsca na dwuznaczność.
Długi opór Paula kończy się nagłą zmianą zdania, co w filmie przypomina zwykłą niekonsekwencję w pisaniu postaci - motywacja nie wygląda zbyt przekonująco. W książce książę długo waha się z decyzją, a prorocze wizje nieustannie go prześladują. W końcu to nieprzewidziana próba zabójstwa zmusza go do wypicia Wody.
Tymczasem w filmie punktem przełomowym jest moment, w którym Feyd-Rautha rozbija jedną siczę Fremenów - wielkiej społeczności, która posiada sprzęt zdolny zestrzeliwać pojazdy Harkonnenów. Był to czas, w którym sam Paul wszedł w posiadanie broni atomowej. Strona, której kibicujemy, wydaje się zatem na siłach, by stawiać opór Harkonnenom - obraz sugeruje nam zresztą, że idzie im to świetnie. Jedno zwycięstwo Feyda-Rauthy w kontekście całej tej sytuacji nie wydaje się zatem niczym druzgocącym, a jednak to właśnie ono - jedyny pokazany na ekranie sukces przeciwników - skłania Pula do ucieczki w psychodeliczny sok z robaka i zlekceważenie wizji.
Można śmiało argumentować, że filmowe zmiany w Paulu wzmacniają ostrzeżenie Herberta, ale czynią je też płytszym. Autor naszkicował charyzmatyczną, wolno przekształcającą się postać, starając się jak najbardziej uwiarygodnić cały proces i pokazać, że niebezpieczeństwo może kryć się nawet w tak heroicznej figurze. Jak mówił pisarz: Paul był zgodnie z tradycją takich liderów, osobą uczciwą, godną zaufania, lojalną wobec ludu - kimś kogo każdy chciałby naśladować. Największa wada takich przywódców polegała - jego zdaniem - na tym, jak reagowali na nich pozostali. Bez względu na to, czy pokochany władca podejmował dobre, czy złe decyzje, jego zwolennicy zanurzali się w bezrefleksyjne i niewolnicze oddanie, wzmacniając ich rolę, a jednocześnie tworząc nowe struktury władzy, które przyciągają nowe jednostki.
Pokazując rozwój Paula w tak arbitralnym, jednoznacznie negatywnym świetle, drugi film osłabia bardzo istotny element całości: odurzającą charyzmę i bohaterstwo, które zespalają Atrydę i Fremenów. Z kolei zaszczepiając w nich sceptycyzm, Villeneuve redukuje ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, jakie niosą za sobą porwane przez dyktatora legiony. Paul i proroctwo są tu cały czas negowani, kwestionowani, poddawani w wątpliwość - zdaniem sceptyków tak silny opór w szeregach Fremenów wprowadza bałagan i osłabia obraz fanatyzmu rozlewającego się na całe zastępy, który ostatecznie naszkicował Herbert. Film staje się przez to płytszy, bardziej dosłowny, a w efekcie - mniej wiarygodny.