Dzieci potrzebują uśmiechów, nie maseczek - Doda nową królową koronasceptyków
Nowa fala pandemii koronawirusa daje się we znaki wszystkim Polakom i celebryci nie są tutaj wyjątkiem. Między narzekaniem na obostrzenia a dołączeniem do antyszczepionkowców jest jednak duża różnica. Coraz więcej wskazuje na to, że Dorota Rabczewska, znana też jako Doda, zmierza w stronę nieprzejednanych przeciwników maseczek i lockdownu.
W pierwszych miesiącach pandemii wielu polskich celebrytów podchodziło do zagrożenia z dużym lekceważeniem czy choćby brakiem zrozumienia. Doda wyróżniała się jednak na tle kolegów z branży mocną opinią o konieczności zachowywania dystansu społecznego i izolacji we własnych domach. Niestety, w ciągu ostatniego roku wiele się pod tym względem zmieniło. Od dłuższego czasu Dorota Rabczewska wykorzystuje bowiem swoją popularność nie do promowania ostrożnej postawy, a raczej poglądów zbliżonych do antyszczepionkowych.
W kilku różnych postach opublikowanych na przestrzeni ostatnich miesięcy Doda sugerowała, że pod płaszczykiem wprowadzanych obostrzeń władza znacząco ogranicza wolność obywateli. Krytykowała też noszenie maseczek i rzekome naukowe manipulacje (jej zdaniem COVID-19 wcale nie jest groźniejszy od zwykłej grypy). Najnowszy post zamieszczony na Instagramie artystki wprost odwołuje się do kwestii pandemii.
Doda „nie ma zamiaru dorzucać cegiełki do [koronawirusowego] obłędu”. Bo sama już dwukrotnie go przechorowała i się tym nie chwaliła.
Dorota Rabczewska podkreśliła, że w momentach choroby nie miała zamiaru użalać się nad sobą i straszyć fanów. W jej opinii jest bowiem znacznie więcej niebezpiecznych wirusów niż SARS-CoV-2, dlatego nie ma co robić z siebie kolejnych ofiar koronawirusowego obłędu. Oczywiście Doda ignoruje w tym miejscu fakt, że nie wszyscy przechodzą COVID-19 w ten sam sposób. Dla niektórych ta choroba ma lekki lub nawet bezobjawowy przebieg, ale dla innych jest śmiertelnie groźna. I to wcale nie tylko wtedy, gdy występują u nich choroby współistniejące.
Powyższą wypowiedź celebrytki można by uznać jeszcze za mieszczącą się w granicach debaty publicznej. Niekoniecznie trzeba się z Dodą zgadzać, ale w tym co mówi widać jakąś logikę. Rabczewska zresztą od dawna podkreśla, że nie jest koronasceptyczką i nie podważa istnienia wirusa. Gorzej sprawa wygląda jednak z zamieszczonym przez wokalistkę na Instastory apelem do polskich rodziców.
Dorota Rabczewska twierdzi, że dzieciom nie są potrzebne maseczki i izolacja, tylko uśmiech i miłość dziadków.
Nikt oczywiście nie podważa tego jak istotne dla młodych ludzi są kontakty z rówieśnikami i bliskość rodziców. Stawianie tego w opozycji do podstawowych zasad bezpieczeństwa epidemiologicznego jest jednak olbrzymim nadużyciem. Obecna sytuacja nie jest normą, do której przywykliśmy, co przecież nikogo z nas nie cieszy. Nauka zdalna i izolacja to dalekie od ideału metody (sam minister Czarnek bez oporów przyznaje, że nauczanie online jest nieefektywne), ale według wielu specjalistów duża ruchliwość uczniów i trudność w skutecznym wyegzekwowaniu od nich przestrzegania zasad bezpieczeństwa bezpośrednio przyczyniły się do wzrostu zachorowań w 2. fali koronawirusa.
Z kolei przedstawianie kontaktu z chorobą jako najlepszej metody na powstrzymanie pandemii pokazuje całkowite niezrozumienie tego, na czym polega masowy program szczepień. Ta metoda działa, co pokazują nowe badania mówiące o nawet 37 mln osób uratowanych przez 20 lat, dzięki szczepionkom. Nabywanie naturalnej odporności jest oczywiście ważne, ale szczepienia tylko w tym pomagają. Widać to na przykładzie niedawnych narodzin pierwszego niemowlęcia mającego przeciwciała COVID-19. Jego matka, będąc w 36. tygodniu ciąży, przyjęła szczepionkę. I nie ma chyba wątpliwości, że przy podejmowaniu decyzji o własnych dzieciach lepiej trzymać się podobnych faktów niż dziwacznych apeli celebrytek.