12 lat chłopaki. 12 lat minęło od ostatniej części Szklanej Pułapki. Tłumacze nieźle przejechali się na pierwszej części, a pozostali trzymali się schematu. W ten sposób mamy cztery filmy akcji z czego tylko pierwszy ma jakikolwiek związek z tytułem. W każdej części rozrywkę zapewniał nam niezastąpiony twardziel Bruce Willis, w ostatnich minutach utytłany po uszy we własnej krwi i rzucający ostateczne: "Yipee-yi-yay, motherfucker".
Fabuła jest głupia. Oto mamy cybernetycznego terrorystę, który z bliżej nieokreśloną bandą hakerów i ludzi ogólnie złych… paraliżuje cały kraj (albo miasto, nie pamiętam :)). Na jego nieszczęście przebywa w tym samym mieście co John McClane, nieśmiertelny już bohater kina akcji. Film jeszcze na dobre się nie rozpoczyna, kiedy ten facet zaczyna tłuc i zabijać. A potem to już tak przez 2 godziny, z tym że więcej, szybciej i lepiej.
Może nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale John McClane jeszcze nigdy nie wyglądał tak dobrze. Wspominając poprzednie części cyklu, stwierdziłem, że stary, łysy, zmęczony i mający wszystko gdzieś Willis to jest właśnie to. Zwłaszcza, że nie brakuje mu ciętych odzywek i tego ironicznego uśmieszku na twarzy za jaki go pokochaliśmy. Kino akcji z rodzaju "Strzelec" z bezpłciowym, szalenie poważnym bohaterem wypada mizernie w porównaniu z którąkolwiek odsłoną Szklanej Pułapki. Dodatkową zabawę zapewnia młody haker, z którym McLane spędzi cały film. Nawiąże się między nimi sporo zabawnych sytuacji, które zwolennik serii z pewnością doceni. Koniec z samotnym ganianiem złych ludzi.
Szklana Pułapka 4.0, owszem, korzysta z nowoczesnych efektów specjalnych, ale jest to kino akcji w starym stylu, jakiego było mi właśnie trzeba. Nie ma tu gadżetów rodem z Mission Impossible III, jest tylko John McClane, jego mięśnie i niewiarygodna umiejętność przeżycia nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. Wciąż go kocham.
Nie mam żadnych zastrzeżeń do gry aktorskiej. Tzn. nie za dużo tu jej, bo tak w ogóle to chodzi tu o bieganie i zabijanie… Ale - Bruca wychwaliłem powyżej. Jest też Justin Long, czyli ofiara Smakosza, w roli młodego hakera Matta oraz córka McClane'a - Lucy grana przez Maly Elizabeth Winstead. Aktorka wcześniej występowała tylko w marnych horrorach pokroju Oszukać Przeznaczenie 3. Co ciekawe o rolę córki McClane'a ubiegało się dość sporo kandydatek w tym piosenkarka Britney Spears.
Nie spodobał mi się natomiast badguy. Thomas Gabriel odgrywany przez Timothy'ego Olyphanta to jakiś taki automat. Przez cały film towarzyszy mu ten sam uśmiech na twarzy i zupełnie brakuje mu tego czegoś co czyniłoby go naprawdę złym gościem. A badguy jest w kinie akcji niestety równie istotny co ten dobry.
Co ciekawe film jak na, bądźmy szczerzy, odmóżdżające kino akcji zebrał całkiem pozytywne oceny w zagranicznych serwisach i prasie. Negatywne opinie mówią zaś głównie o tym, że McClane stał się superbohaterem, wręcz terminatorem, którego kule się nie imają. Ale czy nie był już taki w trzeciej części, która oceniona została naprawdę słabo przez krytyków? I czy pierwszy wzięty z brzegu film akcji nie będzie pełen przesady tak jak wszystkie części Szklanej Pułapki? W kilku momentach miałem wrażenie, że twórcy nieco przesadzili, ale już po chwili mówiłem sobie: o to właśnie chodzi.
Ja zapraszam do kin wszystkich tych, którzy chcą zobaczyć stare, oldskulowe, dobre kino akcji z naprawdę zwariowanym bohaterem w roli głównej. Kino z jajami, jakiego potrzeba nam w wakacje po ciężkiej 10-miesięcznej tyradzie. Dobry dla rozrywki, kiepski na randkę.
Na koniec mały cytat z filmu:
Matt Farrell: Właśnie zestrzeliłeś helikopter samochodem!
John McClane: Skończyły mi się naboje.
Kto inny mógł to powiedzieć?