REKLAMA

Zasłużony upadek. Harvey Weinstein i jego wpływ na Hollywood

Odkąd jedna z najbardziej powszechnych tajemnic poliszynela w Hollywood wyszła na jaw, amerykańska Fabryka Snów, zmieniła się w prawdziwy koszmar dla Harveya Weinsteina. Nie ulega wątpliwości, że sobie na to zasłużył. 

Harvey Weinstein
REKLAMA
REKLAMA

Wszystko zaczęło się 5 października 2017. New York Times opublikował artykuł, w którym wskazywał na liczne przypadki, kiedy Weinstein, jeden z najpotężniejszych i najbardziej znanych producentów filmowych przełomu XX i XXI wieku, opłacał milczenie swoich ofiar molestowania seksualnego. Dodatkowo zastraszał wszystkich, którzy chcieli go oskarżać o niecne czyny.

Następnie, 10 października, New Yorker opublikował jeszcze mocniejszy tekst , w którym 12 kobiet, aktorek, publicznie wyznało, że padło ofiarami seksualnych napaści z rąk Weinsteina.

Były to m.in. Mira Sorvino, Rosanna Arquette i Asia Argento. To rozpętało prawdziwą lawinę szczerych wpisów i wyznań największych hollywoodzkich gwiazd. Otwarcie zaczęły  one nie tylko wyrażać swoje poparcie dla koleżanek po fachu, ale też opowiadać swoje historie molestowania - czy wręcz prób gwałtu - przez Harveya Weinsteina.

I choć nie jest to najistotniejsze w tej chwili, nie były to aktorki, które szukały na siłę rozgłosu. Do bycia molestowanymi przez Weinsteina przyznały się m.in. Angelina Jolie, Gwyneth Paltrow, Ashley Judd,  Cara Delevigne czy Kate Beckinsale.

Tempo i skala wydarzeń ostatnich 10 dni, absolutnie nie ma precedensu w całej historii Hollywood. Także dlatego, że branża filmowa istniała sobie dotąd jakby była w trochę innym wymiarze.

Fabryka Snów przez dekady była bańką oderwaną od rzeczywistości, w której panują inne zasady.

Mit Hollywood działa na wyobraźnię całego świata i przyciąga do siebie tysiące ludzi łaknących sławy, pieniędzy, luksusu i tworzenia filmów, które oglądać będą miliony. W samej tej idei nie ma nic złego. Nietrudno się domyślić, że w takich warunkach bardzo łatwo o wytworzenie patologii, docierania po trupach do celu, bądź wykorzystywania swoich pozycji.

Przypadek Harveya Weinsteina nie jest wcale nowy. Sądzę, że większość ludzi, która czyta, czy ogląda te wszystkie sensacje związane z hollywoodzkim producentem, nie jest specjalnie zdziwiona. Można być jedynie pozytywnie zaskoczonym faktem, że to w końcu wyszło na jaw i Weinstein został dotkliwie potępiony, wyśmiany i wysłany na zawodową banicję, odwrócili się od niego przyjaciele i odeszła od niego żona wraz z dziećmi.

Przez długie dekady wydawać się mogło, że Hollywood jest dumne z tego, że jest trochę odrębną krainą, w której można więcej niż w normalnym świecie z ogólnie przyjętymi zasadami moralnymi. Przypadki karier przez łóżko, przypadkowych (różne sytuacje mogą się wydarzyć, np. podczas mocno zakrapianej alkoholem i prochami imprezy u Jacka Nicholsona) czy nie, dla wielu są oczywistością. To poniekąd integralna część tego świata, którą się przyjmuje w pakiecie z resztą.

Nie twierdzę, że ten stan rzeczy jest w porządku, ale tak to sobie wymyśliło paru zakompleksionych facetów w garniturach, którzy jako pierwsi budowali podwaliny pod amerykański biznes filmowy i zaczęli zdobywać coraz więcej wpływów i władzy.

Do niedawna takie rzeczy uchodziły wszystkim płazem. Producenci wykorzystywali swoją władzę i wytworzyli mechanizm, w którym kobiety były przedmiotem i gdy chciały dostać jakąś rolę albo w ogóle zaistnieć, to czasem musiały się pogodzić z tym stanem rzeczy. Akceptować to, że ktoś taki jak Harvey Weinstein będzie je obmacywał bądź składał niemoralne propozycje.

Nie jestem kobietą i nie miałem styczności z takimi zachowaniami, ale też nie oszukujmy się - takie traktowanie kobiet nie dotyczy tylko branży filmowej.

Smutne to i przykre, ale nasza cywilizacja ciągle jednak jest pod pewnymi względami na tyle prymitywna, że takie sytuacje można spotkać w ogóle w całej branży kulturalnej. Ale też w biznesie, wojsku, służbie zdrowia, małych i wielkich korporacjach – słowem wszędzie! Przykład Hollywood i Harveya Weinsteina jest tyleż obrzydliwy, co dość wdzięczny, bo idealnie pasuje do nagłośnienia w mediach i dotyczy tych naprawdę wysokich sfer.

Niestety, wkład Weinsteina w światową kinematografię od ponad 20 lat był olbrzymi. Zbudowane przez przez niego i jego brata Boba studio Miramax odegrało wielką rolę w sprowadzaniu dobrego europejskiego kina do Ameryki na przełomie lat 80 i 90 (za pośrednictwem Miramaxa Amerykanie mogli u siebie oglądać m.in. "Trzy kolory" Kieślowskiego).

Odkrył on dla świata Quentina Tarantino, z którym pracował już od jego debiutu, czyli "Wściekłych psów".

Później razem zrobili "Pulp Fiction" i całą resztę filmów Quentinta. Również Kevin Smith wypłynął dzięki Weinsteinowi. Podobnie jak Wes Anderson, Ben Affleck, Matt Damon i wielu innych. Weinstein szybko stał się królem niezależnego kina, z którego zrobił świetnie prosperujący przemysł. Przy okazji wspinając się na szczyty hollywoodzkiej drabiny i zdobywając niezliczone ilości Oscarów. Praktycznie każdy aktor chciał pracować z Weinsteinem.

Nie twierdzę oczywiście, że każdy kto miał z nim do czynienia zdawał sobie sprawę z jego zachowań względem kobiet. To oczywiste, że zapewne większość jego znajomych, współpracowników czy przyjaciół znała go z pozytywnej strony, jako świetnego producenta i być może równego gościa. Nawet jeśli słyszeli jakieś plotki na jego temat, to znając meandry tej specyficznej branży, wcale nie musieli w nie od razu wierzyć.

Dlatego ja szczerze ufam reakcji Quentina Tarantino, który pisze, że jego serce się łamie, gdy dowiaduje się o tych wszystkich okropnościach, których dopuszczał się Weinstein. Jak pisałem wcześniej, Miramax praktycznie zbudował karierę Tarantino i wyciągnął go na światło dzienne.

Podobny jest przypadek Kevina Smitha, który wprost pisze:

Niektórzy jednak poznawali mroczną stronę współpracy szefem Miramax.

Po ostatnich wyznaniach kobiet molestowanych przez Weinsteina, także wielu aktorów zaczęło przytaczać historie, w których przyznawali, że "coś tam słyszeli" o zachowaniu producenta. Trudno reagować na korytarzowe plotki, ale pokazuje to, że filmowy światek zdawał sobie sprawę z reputacji, która bocznymi kanałami ciągnie się za Weinsteinem.

Brad Pitt już w połowie lat 90. gdy był jeszcze w związku z Gwyneth Paltrow i ta zwierzyła mu się z nieodpowiedniego zachowania producenta, kategorycznie dawał mu znać, by przestał postępować w ten sposób z aktorkami. Ale jak widać same ostrzeżenia na nic się nie zdały.

Kilka lat temu, podczas ogłaszania nominacji do Oscarów w 2013 roku, komik i twórca m.in. "Family Guya", Seth McFarlane, pozwoli sobie na dość dosadny żart, będący zarazem komentarzem pod adresem niewłaściwych zachowań Weinsteina.

W taki sposób branża radziła z tym problemem, który wówczas jeszcze był zamiatany pod dywan. Dziś w końcu, rosnąca w siłę pozycja kobiet - także w branży filmowej - internet i social media, które sprawiają, że ludzie nie czują się tak do końca osamotnieni w swoich krucjatach i m.in. przypadek Billa Cosby’ego, najwyraźniej ośmieliły poszkodowane osoby, by i one wyszły z cienia.

To naprawdę wielka rzecz. Pokazuje bowiem, że powoli ta bańka zaczyna pękać.

Jest to też wyraźny sygnał, że nikt, bez względu na swoją pozycję, nie może czuć się bezkarny i liczyć na to, że coś takiego jak molestowanie seksualne pozostanie wstydliwą tajemnicą i traumą na lata.

A reakcja całej branży i zwykłych ludzi na wydarzenia ostatnich dni jest wręcz wzorowa. Kobiety otrzymują wsparcie, a Weinstein został praktycznie zniszczony zawodowo. Nie trzeba było długo czekać na to, aż zostanie wyrzucony ze swojej własnej firmy, The Weinstein Company. Jego nazwisko zniknie też ze wszystkich nadchodzących produkcji TWC, choć z tym już nie do końca się zgadzam, bo przecież pracował przy nich.

Harvey Weinstein nie jest też już członkiem Akademii Filmowej. Uzasadnienie jego wyrzucenia z jej szeregów, to moim zdaniem najlepsze podsumowanie całej sytuacji i mam nadzieję, znak, że jest szansa, by sytuacja kobiet w Hollywood w końcu uległa poprawie.

To mocne słowa, bo Hollywood trochę bije się w pierś. Branża przyznała się do winy za całą sytuację, polegającą na ignorowaniu i tolerowaniu tego typu zachowań przez lata.

Stanowi to, być może, niezwykle ważny punkt zwrotny w tej branży, bo przecież Akademia mogła równie dobrze odżegnać się od Weinsteina. Zrobić z niego kozła ofiarnego, na którym skupia się obecnie cała wina i uwaga świata. Zamiast tego, usunięcie Weinsteina posłużyło jako okazja do zajęcia konkretnego stanowiska. Przyznania się do błędu i skrywania patologii przez lata, ale też zapowiadając koniec owych praktyk.

Szkoda, że trwało to tak długo, ale widać, jak pisałem wcześniej, jako cywilizacja nie jesteśmy zbyt pojętnym uczniem. Trochę za wolno łapiemy pewne kwestie, ale lepiej późno niż wcale.

Cała ta sytuacja jest dla mnie obrzydliwa i smutna. Jako człowiek, mężczyzna i fan kina jestem zniesmaczony i poruszony tym, że lubiane przeze mnie aktorki, musiały przejść przez tak, delikatnie rzecz ujmując, nieprzyjemne sytuacje. Jest mi wyjątkowo smutno, że osoba z takim wspaniałym dorobkiem jak Harvey Weinstein nie tylko dopuszcza się takich okropności, ale też przez nie, właściwie z dnia na dzień, cały ów dorobek zostawia w gruzach.

REKLAMA

Ale to poniekąd też wina przyzwolenia środowiska. Gdyby Weinstein wiedział, że jego zachowanie nie przejdzie, bądź prędzej czy później wyjdzie na światło dzienne, to parę razy by się zastanowił, czy w ogóle warto. A przez 20 lat branża sprawiała, że czuł się nietykalny.

A fakt, że to wyszło akurat teraz, gdy Weinstein ma już 65 lat i raczej większość swojego życia i kariery za sobą, z pewnością daje wielu satysfakcję i ulgę. Ale w jego przypadku niewiele się zmieni. On już swoje przeżył i zrobił. Miejmy tylko nadzieję, że ta cała burza medialna przyniesie rzeczywiste i pozytywne skutki.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA