REKLAMA

Zabili go, a on ciągle ucieka. Widzieliśmy film „John Wick 3”

Trzecia odsłona jednej z najlepszych serii akcji XXI wieku wprawdzie nie dorównuje poprzednikom, ale dla fanów gatunku i tej konwencji to nadal pozycja obowiązkowa.

john wick 3 recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Pierwszy „John Wick” pojawił się znienacka i od razu narobił dużo zamieszania wokół siebie. Reżyserzy David Leitch oraz Chad Stahelski (byli hollywoodzcy kaskaderzy) oraz Keanu Reeves tchnęli nowe życie w stare schematy kina akcji, ubierając je dodatkowo w stylowe i gustowne szaty. Komiksowe przerysowanie i umowność wewnętrznego uniwersum szły w parze z przepięknie skomponowanymi, artystycznymi kadrami i niemalże baletową choreografią scen walk i strzelanin. To nie jest kino dla wszystkich, ale niemała grupa widzów taką wizję kupiła. W tym i ja.

Twórcom udało się uniknąć „klątwy sequela”, który często bywa gorszy od pierwszej części. „John Wick 2” był porównywalnie dobry, jednocześnie poszerzając trochę spektrum świata przedstawionego o nowe miejsca i postaci.

„John Wick 3” poszerza uniwersum jeszcze bardziej, aczkolwiek tym razem te większe ramy nie wyszły serii na dobre.

Przede wszystkim, paradoksalnie, film wydaje się przez to o wiele bardziej… skromny. I to w negatywnym tego słowa znaczeniu. Niby John Wick ucieka, niczym zaszczuty pies, ulicami Nowego Jorku, przed polującymi na niego asasynami, po czasie trafia nawet do Casablanki, jak i również na Saharę, ale nie miałem wrażenia większego rozmachu.

Same sceny akcji, po raz kolejny perfekcyjnie skadrowane i skrojone niczym najlepszy garnitur, tym razem straciły cały swój „urok”. Nie ma w nich już tej samej kinetycznej energii ani baletowej maestrii. Oczywiście wynika to trochę z kontekstu fabularnego. Wick przez większość filmu bardziej się zatacza niż chodzi. Jest ranny, poobijany, wymęczony, obolały. Jest to ciekawy motyw, nieczęsty w kinie akcji. Ale po pierwsze, sekwencje bijatyk wydawały się jakby były nakręcone w zwolnionym tempie. No i w tym przypadku coraz trudniej mi było uwierzyć w to, że tak osłabiony, zmęczony i ranny Wick mimo wszystko jest w stanie pokonać każdego przeciwnika na swojej drodze. Jakkolwiek byłby on sprawny i jak bardzo liczny, John Wick, choćby był pół żywy, i tak zwycięży.

Niby wiadomo, że takie są prawidła gatunku, ale na tym poziomie zaczyna być to na tyle absurdalne, że powoli coraz trudniej zasłaniać się „konwencją”. Gdy w jednej ze scen tytułowy bohater (uwaga, spoiler) spada, na oko, z 10. piętra, i nadal żyje, to przyznam, że było to dla mnie trochę za dużo. A przypominam, że wszelkie nieprawdopodobieństwa z poprzednich dwóch części przyjmowałem bez zgrzytania zębami.

Nie ma więc tak wspaniałych sekwencji akcji jak poprzednio, mruganie okiem do widzów przypomina tym razem raczej marszczenie powiek – ale co w takim razie się udało? Twórcy w trzeciej odsłonie „Johna Wicka” o wiele odważniej zaczęli skłaniać się ku składaniu hołdu filmom Johna Woo, neo-westernom, pojawiają się mniej lub bardziej dosłowne cytaty m.in. z „Matriksa”. Sam John Wick jest też w tym świecie niemalże celebrytą, na którego co drugi zbir patrzy jak w obrazek.

Sceny bijatyk straciły trochę ze swojej wizualnej poezji na rzecz slapstickowej komedii fizycznej.

Wiadomo, że saga, która ma się rozwijać, w trzeciej odsłonie, musi zaprezentować nam niemało nowości. I w tej kwestii dzieje się niemało. Jeśli nie widzieliście dotąd scen, w których główny bohater zabija przeciwników za pomocą paska od spodni czy książki albo psów wykorzystywanych w walce jako bohaterów kina akcji czy pościgu przez miasto na koniu, bądź ninja na motorach, to z pewnością będziecie mieli na co patrzeć.

Tym bardziej, że reżyser, Chad Stahelski, po raz kolejny zadbał o to, by obrazy, które zobaczymy podczas seansu, były po prostu piękne. No, ale to już widzieliśmy w poprzednich odsłonach.

Szkoda, że tak oszczędnie postanowiono wykorzystać postać Halle Berry, która odgrywa istotną rolę w historii, ale na ekranie zobaczymy ją góra 15 minut.

REKLAMA

A sam John Wick, tym razem, z człowieka, który pała rządzą zemsty za śmierć swojego psa, został zmuszony do stania się negocjatorem, który niczym wytrawny polityk musi wypracować warunki swojej własnej egzystencji. Posągowy Keanu Reeves nadaje mu zresztą swoistej szlachetności, dając widzom miejsce na szersze interpretacje tej postaci, czyniąc z niego niemalże współczesnego Syzyfa kina akcji.

„John Wick 3” to, mam nadzieję, chwilowy spadek formy. Dla mnie nadal pierwsze dwie części pozostają poza konkurencją. Tym niemniej jednak życzę każdej serii tak, mimo wszystko, udanej trzeciej odsłony, bo to nadal znakomite i kapitalnie sfilmowane kino.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA