Kto się obudził? KRRiT krytykuje TVP, ale oberwało się też TVN-owi. Nie zostawili suchej nitki
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wykorzystała powyborczy sezon ogórkowy na przeanalizowanie starych materiałów stacji TVP i TVN, po czym dopatrzyła się w nich nierzetelności. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby zobaczyć, że nic wielkiego z tych upomnień nie wyniknie. Bo Polacy wierzą tylko „swoim” mediom, a te drugiej strony uważają za kłamliwe.
KRRiT to organ konstytucyjny mający za zadanie stać na straży wolności słowa, dbać o interesy odbiorców i samodzielność nadawców oraz zapewnić otwarty i pluralistyczny charakter radiofonii i telewizji. W praktyce od dawna słychać jednak głosy, że ciało, składające się z członków powołanych przez Sejm, Senat i Prezydenta RP, od dłuższego czasu bardziej interesuje się politycznym interesem rządzących niż statutowymi kompetencjami. W zależności od sympatii politycznych rozmówcy zapewne można by usłyszeć skrajnie różne opinie na temat jakości KRRiT w okresie rządów różnych partii, ale ogólna opinia na temat tej instytucji w większości przypadków byłaby jednakowo zła.
Dlatego część środowiska dziennikarskiego z pewnym zdziwieniem przyjęła odpowiedź Krajowej Rady na skargi dotyczące dwóch materiałów „Wiadomości” TVP.
Pierwszy dotyczył procedowania przez Senat ustawy o wyborach korespondencyjnych, a drugi nierównego traktowania kandydatów i braku odpowiedniej informacji o złożeniu podpisów przez Małgorzatę Kidawę-Błońską i Szymona Hołownię w Państwowej Komisji Wyborczej. Jak podaje portal Onet, w obu przypadkach KRRiT uznała zasadność skarg i wezwała nadawcę publicznego do „rzetelnego ukazywania wydarzeń i zjawisk”.
Członkowie rady równie krytycznie odnieśli się jednak też do rozmowy z prof. Magdaleną Środą przeprowadzonej przez byłą już dziennikarkę TVN-u, Justynę Pochanke na antenie TVN 24. Jak informuje TVP Info, w jej trakcie pojawiły się nieprawdziwe i nierzetelne informacje na temat znajdującym się na sejmowej wokandzie projekcie nowelizacji ustawy o planowaniu rodziny. KRRiT postanowiła więc przypomnieć stacji o obowiązku moderowania rozmowy przez dziennikarza.
Oczywiście nikt nie ma złudzeń, że obecna aktywność KRRiT poprawi jakość mediów w Polsce. Bo przecież sama ma sporo za uszami.
Dość powiedzieć, że wszystkie trzy analizowane sprawy dotyczą materiałów z kwietnia bieżącego roku. W realiach współczesnych mediów żyjących w ciągłym pościgu i niemal z dnia na dzień mowa o sprawach niemal prehistorycznych. W takim tempie procedowania nad pojawiającymi się skargami nawet ich wnioskodawcy zdążą do tego czasu zapomnieć o sprawie. Nie wspominając o tym, że po drodze pojawi się kilka a może nawet kilkanaście innych materiałów godnych skrytykowania.
Przez kilka ostatnich miesięcy mieliśmy przecież do czynienia z okresem kampanii wyborczej, w trakcie której pojawiły się olbrzymie wątpliwości co do rzetelności i obiektywizmu przedstawiania kandydatów w mediach publicznych. Co z tego, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przyzna za pół roku rację skarżącym, że część materiałów tego czy innego nadawcy była nierzetelna? Dawno jest już po wyborach i nikomu taki komunikat się realnie nie przyda.
Nawet gdybyśmy mieli uwierzyć jako odbiorcy mediów, że KRRiT jest ciałem w pełni wolnym i suwerennym od wpływu polityków, to sposób działania tego organu przypomina realia poprzedniej epoki. Inna sprawa, czy można w ogóle ufać radzie, która w swoim najnowszym stanowisku (z lipca bieżącego roku) krytycznie odnosi się do spadku Polski w rankingach Reporterów bez Granic i Freedom House? I nie jest to bynajmniej krytyka wymierzona w odpowiedzialne za to media, ale w obie organizacje tworzące wspomniane plebiscyty. Bo przecież w Polsce mamy dostęp do dużej liczby kanałów i szerokiej oferty programowej. Tak jakby tylko o to chodziło w jakości systemu medialnego. KRRiT z jednej strony krytykuje więc dwie największe (obok Polsatu) stacje telewizyjne w kraju, a z drugiej udaje, że wszystko jest świetnie.
Schizofrenia w ocenie polskich mediów udziela się też odbiorcom, którzy uważają „swoje” media za prawdomówne, a „ich” media za kłamliwe.
O problemie przebywania w bańkach medialnych mówi się już od kilku lat, a cały problem pogłębił się wraz z rosnącą popularnością serwisów społecznościowych. Nie ma przypadku w tym, że o upomnieniu KRRiT wobec TVP przeczytamy na Wyborczej i w Onecie, a o krytyce TVN-u na stronach internetowych TVP Info i Do Rzeczy. Czytelnicy dostaną więc informacje potwierdzające ich wcześniejsze zdanie o mediach drugiej strony. I wszystko zostanie po staremu, bo przecież liczba osób sięgająca z otwartą głową po gazety czy programy telewizyjne stojące po przeciwnej stronie ideologicznego sporu jest niewielka.
I nie jest bynajmniej wezwanie do jakiegokolwiek medialnego symetryzmu. Brutalizacja języka debaty publicznej jest faktem, więc jakiekolwiek zetknięcie z wrogo nastawionymi do siebie materiałami wymaga dużej odporności psychicznej. Trudno nie reagować na widok treści propagandowych czy obrażających konkretne grupy społeczne. Przygotowany przez Instytut Dyskursu i Dialogu raport dotyczący przedstawiania obu kandydatów walczących w II turze wyborów prezydenckich w trzech największych programach informacyjnych TVP, TVN-u i Polsatu pokazuje zresztą, że zrównywanie „Wiadomości”, „Wydarzeń” i „Faktów” na bazie pobieżnej analizy byłoby błędne.
Bo choć wszystkie telewizje pokazywały Andrzeja Dudę i Rafała Trzaskowskiego mniej więcej po równo, to sposób w jaki o nich mówiono był skrajnie różny. I niestety „Wiadomości” przodowały w przekazach jednoznacznie pozytywnych (wobec kandydata Zjednoczonej Prawicy) i jednoznacznie negatywnych (wobec jego przeciwnika). Pozostałe dwa programy były zdecydowanie bardziej wyważone. Pytanie, ile osób faktycznie zapozna się z takim szczegółowym raportem i nie odczyta z niego z góry upatrzonego przekazu pt. „TVP kłamie” albo „TVN oszukuje”. Obawiam się, że niewiele.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.