REKLAMA

Słyszę opinie, że 6. odcinek "The Last of Us" jest nudny. Przecież to bzdura

W sieci trafiłem na niemałą liczbę komentarzy, których autorzy przekonują, że 6. odcinek "The Last of Us" to najnudniejszy epizod z dotychczasowych - i w ogóle spadek jakości. Zawsze niezmiernie mnie dziwi, gdy chwila oddechu dla widzów i bohaterów (która - swoją drogą - służy postaciom i opowieści) jest bezrefleksyjnie sprowadzana do "nudy", bo przez dłuższy czas nikt do nikogo nie strzelił. Oczywiście każdy ma jednak prawo do własnej opinii, podzielę się zatem moją: to był kolejny świetny epizod. Spoilery!

last of us 6 serial opinia joel ellie hbo
REKLAMA

Joel i Ellie wydostali się z Kansas City, umknęli przed rebeliantami Kathleen i podążyli dalej - do Wyoming, gdzie przebywa brat głównego bohatera, Tommy. 6. odcinek "The Last of Us” pokazuje nam spotkanie braci, którzy nie widzieli się od dłuższego czasu. Wiele wydarzeń z przeszłości odbiło na Tommym swoje piętno - podobnie zresztą na Joelu, który przewartościował kilka spraw, zmienił swoje priorytety i obecnie skupia się przede wszystkim na zapewnieniu Ellie bezpieczeństwa.

Widzimy, że coś niedobrego dzieje się z Joelem - mamy tu do czynienia, rzecz jasna, z atakami paniki. Pierwszy raz dostrzegamy objawy w momencie, w którym Joel i Ellie wychodzą z chaty pustelników. Gdy bohater dowiaduje się, że w kierunku, w którym zmierzają, znajduje się "rzeka śmierci", a Tommy może być martwy, widzimy, jak chwyta się za klatkę piersiową. Sytuacja powtarza się, gdy Tommy odmawia wyruszenia z Ellie i Joelem w drogę, bo wkrótce urodzi mu się dziecko. Raz jeszcze mężczyzna musi zmierzyć się ze scenariuszem innym niż ten, który zakładał - i ewidentnie sobie z tym nie radzi. W bohaterze rośnie strach - o to, że sobie nie poradzi, że nie uda mu się ochronić dziewczyny, bo przecież nie jest już tak sprawny, jak kiedyś.

REKLAMA
The Last of Us

The Last of Us: 6. odcinek jest dokładnie taki, jaki być powinien

Intensywny 5. odcinek dał nam (i bohaterom) popalić, przyszedł więc czas - zgodnie z podstawowymi zasadami solidnej dramaturgii - na odrobinę wytchnienia, ciepła i optymizmu. Przeskok w czasie umożliwił zobrazowanie pogłębionej już relacji Joela z Ellie. Twórcy ponownie dają ich interakcjom więcej czasu, pozwalają nam dowiedzieć się o nich więcej; jestem fanem tego rodzaju przeplatania bardziej burzliwych i spokojniejszych epizodów. Gdy wyciszamy się wraz z postaciami i obserwujemy, jak nareszcie dane jest im zaznać względnej normalności, to, co przyjdzie później, siłą rzeczy zadziała na nas z większą mocą. Właśnie tak tworzy się fundamenty pod emocjonalny ciężar późniejszych wydarzeń.

W epizodzie pojawia się kilka dopisanych scen, rozmów lub fuzji nowych sekwencji, w których wykorzystano dialogi z materiału źródłowego, nie mamy tu jednak do czynienia z żadną większą różnicą, która w znaczący sposób wpływałaby na narrację, wewnętrzną drogę bohaterów czy, wreszcie, ducha całej historii. "The Last of Us" pozostaje w kluczowych sferach wierną adaptacją gry.

Kolejny raz aktorski popis należy do Pedro Pascala, który wraz z kolejnymi odcinkami - za pomocą rozmaitych niuansów - odsłania przed nami oblicza Joela, których nie znaliśmy. To świetny aktor, który dotychczas nie miał zbyt wielu okazji, by pokazać swą sztukę.

REKLAMA

W finale tego poruszającego trudne tematy i niezwykle emocjonalnego odcinka (o którym pisałem już nieco więcej w tekście podlinkowanym powyżej), ranny Joel spada z konia, a Ellie zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebuje swojego kompana. W grze wideo postać została ranna spadając na pręt, który przebił ją w identycznym miejscu, co serialowy nóż. Choć do sytuacji doszło na różne sposoby, cel tego zabiegu jest dokładnie ten sam - bohater przeżyje dzięki opiece Ellie, a to tymczasowe odwrócenie ról opiekun-podopieczna znacząco wpłynie na tę dwójkę. Nie ma wątpliwości: ten serial wciąż pisany jest co najmniej równie dobrze, co oryginał.

W 7. odcinku "The Last of Us" lepiej poznamy przeszłość dziewczynki i dowiemy się, w jakich okolicznościach została zarażona. Pewne elementy jego fabuły zostały zaczerpnięte z dodatku do gry studia Naughty Dog o podtytule "Left Behind". Premiera epizodu odbędzie się już 27 lutego o 3 nad ranem w HBO Max.

Piosenka z finału odcinka to cover "Never Let Me Down Again" zaśpiewany przez córkę Craiga Mazina, Jessikę.
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA