Ej Netflix, nie darujemy ci tej nocy. Nie prześpimy jej przez twoje seriale

Umówmy się, tak właśnie działa Netflix. Zalewa swoich użytkowników takimi ilościami treści, żeby nie mieli czasu na nic innego. Na platformę ciągle wpadają jakieś nowości - tak oryginalne, jak i na licencji. Jest tego tyle, że serwis nawet nie informuje o wszystkich premierach i subskrybenci muszą je odkrywać na własną rękę. Tak było w mijającym tygodniu, bo przecież we wtorek do usługi bez żadnych zapowiedzi wpadło "U Pana Boga w Królowym Moście" - najnowsza odsłona kultowej serii polskich komedii, która jeszcze do niedawna gościła w kinach.

To w ogóle dobry czas dla użytkowników Netfliksa, którzy cenią sobie rodzime produkcje. Platforma co chwilę dodaje do swojej biblioteki kolejne polskie tytuły. Ten rok zaczęła od "Wzgórza psów" i "Kibica", a w tym miesiącu prócz "U Pana Boga w Królowym Moście" dorzuciła jeszcze "Simonę Kossak" i "Zgon przed weselem". Coś pominąłem? Na pewno, ale chodzi mi o to, że dostajemy mnóstwo zrealizowanych w naszym kraju filmów oraz seriali i w najbliższym czasie to się nie zmieni.

Już w przyszłym tygodniu na Netfliksie pojawi się "Tylko jedno spojrzenie". To już trzecie starcie Polaków z prozą Harlana Cobena. Tym razem rodzimi twórcy opowiadają historię Grety, która musi zmierzyć się ze swoją przeszłością i załatać dziury w pamięci, aby uratować męża przed jego mrocznymi sekretami. Wszystko przez to, że pewne szokujące zdjęcie ujrzało światło dzienne.

Jak to już w podobnych serialach bywa, tak i w "Tylko jednym spojrzeniu" nie zabraknie trzymającej w napięciu fabuły i zaskakujących zwrotów akcji. Netflix ma w rękach pewny hit. Skąd to wiadomo? To przecież polska produkcja, więc w naszym kraju ma zagwarantowaną wysoką oglądalność. Na rodzime tytuły zawsze tłumnie się rzucamy. Jakby tego było mało, zainteresowanie tytułem na pewno podbije nazwisko autora oryginału. Na adaptacje książek Harlana Cobena łasi są użytkownicy platformy z całego świata.

"Tylko jedno spojrzenie" zadebiutuje na Netfliksie już w przyszłą środę. Razem z nim na platformie pojawi się wyczekiwany "Lampart" - serialowa adaptacja powieści, którą w latach 60. na ekrany przeniósł już Luchino Visconti. I zrobił to po mistrzowsku. Jeśli streamingowa produkcja będzie chociaż w połowie tak dobra jak film, wszyscy oszalejemy na jej punkcie. Tak czy siak, z seansem włoskiej produkcji również nie będziemy na pewno zwlekać.

Skoro Netflix już się zdecydował, żeby w przyszłą środę wypuszczać dwa seriale, których oglądania nie odłożymy do weekendu, teraz powinien dostarczyć wszystkim swoim użytkonikom zwolnie z pracy lub szkoły. W końcu w czwartek trzeba będzie odespać zarwaną dla tych tytułów nockę.

Więcej o nowościach Netfliksa poczytasz na Spider's Web: