REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

3. najpopularniejszy film w historii Netfliksa doczekał się kontynuacji. "Nie otwieraj oczu: Barcelona" to dzieło niepotrzebne

"Nie otwieraj oczu: Barcelona" to kontynuacja trzeciego najpopularniejszego filmu w historii Netfliksa. Niestety, poszerzająca uniwersum produkcja w reżyserii braci Alexa i Davida Pastorów raczej nie zachwyci fanów oryginału.

14.07.2023
19:21
nie otwieraj oczu barcelona recenzja opinie netflix horror
REKLAMA

Nie oszukujmy się: przed twórcami filmu "Nie otwieraj oczu: Barcelona" nie stało zanadto wymagające zadanie. Debiutujący przed pięcioma laty oryginalny film w reżyserii Susanne Bier był wprawdzie jednym z Netfliksowych rekordzistów (ponad 282 mln godzin wyświetlania w serwisie), ale przy okazji okazał się również do bólu przeciętnym dreszczowcem sci-fi, który wypadał bardzo blado na tle innego, w pewnym sensie zbliżonego tematycznie straszaka z 2018 roku (zgadza się, mam na myśli świetne "Ciche miejsce"). Teraz wystarczyło tylko nie napisać niczego gorszego, utrzymać poziom i tym samym zadowolić pokaźne grono odbiorców, być może przyciągając kolejnych. Niestety, "Barcelona" - jakkolwiek z pewnością będzie cieszyć się sporą popularnością - to obraz rozczarowujący. Bo Bier zrobiła lepiej niemal wszystko.

Przypomnę: w nakreślonej przez twórców rzeczywistości tajemnicze kreatury dziesiątkują światową populację. Pewne jest tylko jedno - gdy ktokolwiek na nie spojrzy, umrze. W pierwszym filmie z uniwersum Malorie (Sandra Bullock) musi uciekać z dwójką dzieci w dół zdradliwej rzeki - do jedynego miejsca mogącego zapewnić im schronienie. By mieć szansę na przeżycie, uciekinierzy muszą - rzecz jasna - odbyć całą podróż z zasłoniętymi oczami.

W "Nie otwieraj oczu: Barcelona" - bez obaw, nie zdradzę zbyt wiele - głównym bohaterem jest Sebastian (Mario Casas). Mężczyzna walczy o przetrwanie przemierzając opustoszałe ulice Barcelony. Gdy jednak udaje mu się zawiązać niełatwy sojusz z innymi ocalałymi i podjąć próbę opuszczenia miasta, nieoczekiwanie pojawia się... kolejne, złowieszcze zagrożenie.

Czytaj także:

REKLAMA

Nie otwieraj oczu: Barcelona. Recenzja filmu Netfliksa

Bracia Pastorowie zaaplikowali do tego apokaliptycznego uniwersum wątek religijny, zadając pytanie o przeznaczenie Sebastiana - jest pasterzem, czy może jednak wilkiem? Niestety, niewiele z tego zagadnienia wynika. Bohater ma swoją teorię na temat doprowadzających do samobójstwa stworzeń, początkowo wydaje się też dość interesujący (jego postrzeganie świata jest przecież dość... nietypowe), ale z czasem okazuje się nieprzekonujący - napisano go jakby w pośpiechu, nie zwracając uwagi na szereg niekonsekwencji. W ogóle bohaterowie w nowej odsłonie wydają się nieprzemyślani, naszkicowani bardzo powierzchownie. To spory problem: losy Bullock i spółki potrafiły przejąć. Tym razem nie obchodził mnie zupełnie nikt. 

REKLAMA
Nie otwieraj oczu: Barcelona

"Barcelona" próbuje mówić coś o żałobie i żalu, ale robi to w sposób zupełnie bezbarwny, prześlizgując się po powierzchni tematu i nie wydobywając z niego nic więcej poza garścią truizmów. To tragedia na najbardziej podstawowym poziomie - wbrew sugestiom, że wywołane utratą bliskich urazy psychiczne mogą doprowadzić do wykolejenia zdrowego rozsądku, utraty zmysłów czy nawet radykalizmu ideologicznego. Twórcy nie dają nam tego odczuć. Więcej tu słów niż uwiarygadniających je obrazów.

Wszystkie towarzyszące "jedynce" tajemnice, zagadki i nieoczywistości zniknęły. Film nie robi nic, by zgłębić podjęte tematy, by zbudować coś ambitniejszego na wątku ślepej wiary. Co więcej, wbrew zapewnieniem wcale nie rozwija mitologii uniwersum - w żaden sposób nie rozbudowuje wspomnianych stworzeń, nie mówi o nich zupełnie nic nowego. Koniec końców otrzymujemy kolejną, przeoraną przez post-apo opowieść o tym, że największym wrogiem ludzi są inni ludzie. Tak, wiemy. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA