Kocham Daft Punk jak dwóch własnych braci, których nigdy nie miałem (dowód: last.fm). Zespół w całym swym niecodziennym wizerunku ma jednak jedną sporą wadozaletę - do studia wchodzi, kiedy ma wenę i ochotę. Czyli... sporadycznie.
Jeśli Daft Punk rusza w trasę koncertową, to raz na kilka lat, ale takiej trasy się nie zapomina. Wyobraźcie sobie zespół, który na potrzebę trasy bierze swoje kawałki i miesza je... tworząc nowe kompozycje. Tak powstał między innym rewelacyjny Alive 2007.
Od tego czasu nie mieliśmy okazji zbyt często rozkoszować się geniuszem francuskich muzyków. Wprawdzie wielu ich naśladowców z prawie równie dobrym Justice na czele w międzyczasie wydało kilka płyt, ale jednak Daft Punk jest tylko jeden.
Francuzi w 2010 roku stworzyli rewelacyjny soundtrack do filmu Tron: Legacy udowadniając, że dobra muzyka jest w stanie odratować każdy film (a z Daft Punkiem nowy Tron się nawet... podobał?). Wcześniej był wspomniany Alive, ale ostatnią całkowicie nową i nieinspirowaną niczym płytę wydali w... 2005 roku. Mowa o Human After All, która dzielnie kontynuowała szlak wytyczony przez Homework (1997) i Discovery (2001). Wszyscy spodziewali się kontynuacji tradycji wydawania nowej płyty co cztery lata, ale 2009 zaskoczył nas jedynie niepokojącym milczeniem.
I wreszcie, 8 lat po Human After All, królowie french house'u (delikatnie wzbogacanego elementami electro) powracają. Nowa płyta o tytule "Random Access Memories" zadebiutuje już 21 maja tego roku. Znajdzie się na niej 13 utworów. W sieci znalazł się już krótki wycinek promocyjny, po którym dość szybko można się zorientować, że rozczarowania nie będzie. Na wszelki jednak wypadek, gdyby ktoś musiał się przekonywać, załączam dziesięciogodzinną wersję.