Wczoraj na iTunes pojawił teledysk U2 do piosenki The Miracle (of Joey Ramone). Klip jest strasznie nudny, wtórny (bardzo przypomina Echoes) i – w przeciwieństwie do tekstu – trochę za mało skupia się na Joey Ramone, a za dużo na Irlandczykach wyginających się w rytm własnej piosenki. To jednak mało ważne wydarzenie w porównaniu do (powiedzmy) przeprosin Bona za wpychanie siłą ich albumu "Songs of Innocence" użytkownikom iTunesa.

Nie będę już się znęcać na "Songs of Innocence", swoje zdanie na temat albumu wyraziłem już kiedyś, natomiast zdziwiły mnie trochę przeprosiny lidera U2 świadczące o jego megalomanii. Bono i spółka w Facebookowym wywiadzie odpowiadali na pytania fanów, wśród nich pojawiła się prośba (2:29) o nie publikowanie więcej albumu na iTunes, który byłby automatycznie ściągany na urządzenia użytkowników. Jak była reakcja Bono? "Uups... przepraszam za to" oraz słowa świadczące chyba o niezrozumieniu tematu. Bono chyba nie mógł znieść myśli, że ktoś mógłby nie chcieć słuchać materiału, który przygotowywał z zespołem przez kilka ostatnich lat.
//
Tak doświadczonym muzykom najwyraźniej nie przeszło nawet przez myśl, że kogoś może ich muzyka po prostu nie interesować. Może wydać się niektórym, że odpowiedź Bono na pytanie fana jest szczera, ale ja znajduję w niej mnóstwo cynizmu, ironii i nadmuchanego ego. Muzyk używa w odpowiedzi szczególnie irytującego stwierdzenia "a dash of self-promotion". To tak na serio? Przy 26 milionach pobraniach płyty od czasu premiery i kontrakcie z Apple (szacowanym na 100 mln dolarów)? No chyba komuś się poprzewracało w głowie...
W samym udostępnieniu swojego krążka za darmo, rzecz jasna. trudno widzieć coś złego. Wpychanie ludziom płyty na siłę, to już inna kwestia, bardziej drażliwa, chociaż wciąż nie tragiczna, wystarczy go po prostu usunąć. Jednak "przeprosiny" od Bono są całkowicie niepotrzebne i wydają się trochę bezczelne. Nie wiem, może to kryzys wieku średniego.