Remigiusz Mróz napisał książkę o... pisaniu książek. O pisaniu. Na chłodno - recenzja
Remigiusz Mróz przerywa milczenie. Najlepiej sprzedający się polski pisarz postanowił ujawnić, jakim cudem pisze książki tak szybko – prawda was zszokuje!
OCENA
Taki tytuł powinien mieć tekst o najnowszej książce Remigiusza, sądząc po tym, jak wiele pada pod jego adresem oskarżeń, iż „Remigiusz Mróz” to nie jedna osoba, a grupa autorów, wypuszczających książki na rynek w tempie ekspresowym. Prawda może się okazać jednak dla niektórych zbyt trudna do przełknięcia.
Plotek o źródłach płodności literackiej polskiego pisarza jest tak wiele, że autor sam postanowił się z nimi rozprawić. Przy okazji serwując nam jedną z lepszych książek o pisaniu książek, z jaką kiedykolwiek się zetknąłem.
O pisaniu. Na chłodno – Remigiusz Mróz ujawnia, jakim cudem pisze tyle książek.
Nie bez powodu napisałem, że nie każdy przełknie prawdę o „tajemnicy” sukcesu Remigiusza Mroza. Tkwi ona bowiem… w ciężkiej pracy.
Zaskoczeni? Ja nie. Ale sądząc po regularnie wyrastających wokół tematu teoriach spiskowych, większości krytyków (oraz kolegów i koleżanek po piórze) łatwiej jest uwierzyć w to, że książki Remigiusza pisze w istocie kilka osób niż w to, że ten człowiek po prostu zapi@#$!a.
„O pisaniu. Na chłodno” jest przede wszystkim opowieścią o tym, że chcąc się przebić na rynku wydawniczym w Polsce, trzeba pracować. Traktować pisanie jak każdą inną pracę zarobkową – ergo: posadzić tyłek w fotelu w określonych godzinach każdego dnia i pisać. Pisać. Pisać. Pisać.
Remigiusz nie omieszkał też przy okazji puścić małego „prztyczka” w stronę kolegów po fachu, którzy nie mogą pojąć, jakim cudem udaje mu się pisać tak szybko. Bardzo podobał mi się fragment rozmowy z jednym z pisarzy, który narzekał, że nie ma czasu pisać, a jednocześnie chwalił się, jak to obejrzał ciurkiem cały sezon nowego serialu na Netfliksie.
Kiedy najpoczytniejszy polski pisarz mówi o tym, jak pisać książki, ja słucham.
W swoim poradniku Remigiusz na start serwuje nam coś, czego wcześniej nigdzie nie serwował – porcję swojego życia prywatnego. W przeciwieństwie do wielu autobiografii, nie jest to jednak nachalna propaganda sukcesu czy też rzewna opowieść ukazująca autora jako kowala swojego losu, prącego do przodu mimo wszelkich przeciwności. Nie. Autobiograficzny wstęp raczej uzmysławia nam, z kim mamy do czynienia. Nie bożyszczem, stawiającym się na piedestale. Nie z urodzonym geniuszem, któremu wszystko przyszło łatwo. Ale ze zwykłym człowiekiem, który tytaniczną pracą doszedł do tego, co ma.
Wstęp książki „O pisaniu” zgrabnie przechodzi do części praktycznej. Tę część przeczytałem prawdę mówiąc z największym zaciekawieniem, bo do tej pory żaden z polskich pisarzy nie mówił tak otwarcie o tym, jak wygląda „przebijanie się” na naszym rynku wydawniczym.
Mamy tu więc demistyfikację debiutu, spory fragment o porażkach i odmowach, i jeszcze większy o tym, jak konkretnie rozwijała się kariera Remigiusza, kroczek po kroczku.
Dla początkującego pisarza, marzącego o choćby namiastce sukcesu Remigiusza, te fragmenty są w zasadzie bezcenne. To praktycznie blueprint tego, jak można postąpić, żeby spróbować zaistnieć na tym trudnym rynku – z zaznaczeniem, że może się nie udać, bo zmiennych w tym zawodzie jest zbyt wiele, by dało się osiągnąć sukces sprzedażowy postępując według instrukcji.
Remigiusz Mróz nie nauczy cię pisać.
Najbardziej w książce Mroza urzekło mnie to, co chwyciło mnie w przypadku „Jak pisać. Pamiętnik Rzemieślnika” Stephena Kinga (do którego zresztą Mróz często się odnosi) oraz książki „Zawód: Powieściopisarz” Murakamiego – Remigiusz mówi wprost, że nie da się nauczyć kogoś, jak pisać.
Można za to NAUCZYĆ SIĘ pisać. Jak? Receptura Mroza jest łudząco podobna do tej, którą zaserwował lata temu Stephen King: Czytać. Jeszcze więcej pisać.
I już. Żadnej magii, muzy, natchnionych uniesień i innego snobizmu, tak często forsowanego w poradnikach pisania stworzonych przez innych polskich twórców.
„O pisaniu. Na chłodno” nie jest książką, z której można nauczyć się pisać. Pewnie, znalazło się tam kilka porad językowych, praktycznych, kilka uwag odnośnie samej metodologii pisania książki (planować, czy nie planować, oto jest pytanie…), ale w gruncie rzeczy Remigiusz Mróz w tej książce mówi „nie nauczę cię pisać, ale pokażę ci, jak możesz nauczyć się sam”. I ja to bardzo szanuję.
Nie obyło się bez potknięć.
Choć pochłonąłem przedpremierowego PDF-a od wydawcy w zasadzie w jednym posiedzeniu, nie mogę powiedzieć, żeby książka w 100 proc. mnie kupiła. Mam dwie uwagi.
Po pierwsze, „O pisaniu. Na chłodno” aż zanadto przypomina „Jak pisać. Pamiętnik Rzemieślnika”. Można to tłumaczyć nieskrywanym uwielbieniem autora dla Stephena Kinga, o którym zresztą przeczytamy na kartach „O pisaniu”, ale dla mnie, znającego „Jak pisać” na wylot, książka Remigiusza zdała się wręcz bliźniaczo podobna.
Identyczna jest struktura (najpierw autobiograficzny wstęp, potem kilka porad), identyczny jest wydźwięk (pisania nie da się nauczyć, a muza to mit), nawet niektóre akapity brzmią jak ledwie parafraza słów Mistrza.
Żeby nie było: absolutnie nie posądzam tutaj Remigiusza o plagiat (zaznaczam, bo pewnie co niektórzy gotowi byliby wyciągnąć taki wniosek z moich słów). Twierdzę tylko, że „O pisaniu” to momentami aż nazbyt bezpośrednie przekazanie dalej nauk Stephena Kinga i można było ten wpływ lepiej zakamuflować. Choć pewnie jeśli ktoś nie czytał książki Kinga, to niczego takiego w książce Mroza nie zauważy.
Drugą wadą jest natomiast fakt, iż z pewnością znajdą się tacy, którzy zapytają, czy Remigiusz Mróz aby na pewno słucha swoich własnych rad. No bo w „O pisaniu” czytamy na przykład o tym, żeby nie wplatać na siłę researchu do fabuły książki i o tym, jak istotna jest drobiazgowa redakcja. Tymczasem dwa koronne zarzuty wobec prozy Remigiusza Mroza to właśnie nachalne, encyklopedyczne wstawki i brak należytej redakcji.
Trochę szkoda, że Remigiusz nie odniósł się w tym poradniku do tych zarzutów. Bo nie da się ukryć, że często w jego książkach mamy nadpodaż informacji, a redakcja – delikatnie mówiąc – kuleje. Co tylko dowodzi tego, że pomimo najszczerszych chęci mordercze tempo pracy może mieć czasem negatywny wpływ na efekt końcowy.
Dla kogo jest „O pisaniu. Na chłodno”?
Nie dla wszystkich. Obstawiam, że akurat ta książka Mroza nie sprzeda się jak cykl o Chyłce, w milionach egzemplarzy. To pozycja przede wszystkim dla innych twórców. Od siebie dodam, że zwłaszcza tych twórców, którzy uważają, że w Polsce nie da się odnieść takiego sukcesu, a Remigiusz Mróz jest tylko aberracją.
Na pewno będzie to też łakomy kąsek dla wszystkich psychofanek Remigiusza, złaknionych szczegółów z jego życia osobistego. Mróz nadal zręcznie strzeże swoich tajemnic, ale na kartach „O pisaniu” odsłania się znacznie bardziej, niż przy jakiejkolwiek wcześniejszej okazji.
Coś czuję, że po publikacji tej książki zawrze w polskim środowisku książkowym.
Nie mam wątpliwości, że krytycy nie zostawią na Remigiuszu suchej nitki. Podobnie jak niektórzy pisarze, niepotrafiący odnaleźć się w rzeczywistości, w której pisarz wydaje więcej niż jedną książkę rocznie.
Aktualizacja: na reakcję środowiska nie trzeba było długo czekać. Nie minęła godzina od ogłoszenia premiery książki i WTEM:
„O pisaniu. Na chłodno” podzieli książkowy światek. Na tych, którzy uważają, że Remigiusz „nie ma prawa pisać o pisaniu, bo sam nie potrafi tego robić” (to cytat, nie moje zdanie) i tych, którzy pochłoną „O pisaniu” po wielokroć, robiąc notatki i biorąc sobie cenne rady do serca.
Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy i ogromnie się cieszę, że mogłem przeczytać ten poradnik przedpremierowo.
Książka trafi do księgarń 28 listopada.
Fotografia tytułowa: Mikołaj Starzyński