„Parasite” zasłużył na wszelkie wyróżnienia, bo to film, który opowiada o najbardziej palących problemach świata
„Parasite" zgarnął najważniejsze filmowe wyróżnienie. To o tyle ważne, że koreański obraz twardo stąpa po ziemi, pokazując jedno z najważniejszych wyzwań współczesnego świata.
Nagrody Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej rozdane. Złośliwi powiedzą, że zwycięstwa w poszczególnych kategoriach, poza drobnymi wyjątkami, zostały przyznane bez zaskoczeń i niespodzianek. Znowu optymiści pewnie docenią, że część nagrodzonych filmów była społecznie zaangażowana, jak „Parasite”, „Joker” czy „Gorący temat”. A jednak obranie tej jaśniejszej, bardziej pozytywnej strony medalu, prowadzi do wniosków przynajmniej mało optymistycznych.
Zauważenie i czterokrotne nagrodzenie filmu „Parasite” z całą pewnością nie powinno być rozpatrywane tylko z perspektywy filmowego rzemiosła.
6 nominacji i 4 zwycięstwa dla koreańskiego filmu opowiadającego o tym, do czego prowadzi bieda i jak wyglądają napięcia między tymi będącymi na początku i końcu kapitalistycznego łańcucha pokarmowego jednostkami, to też sygnał, że to, co czujemy podskórnie, zostało zauważone również przez elity filmowego świata. „Parasite” to z jednej strony trzymający w napięciu thriller z zauważalnymi elementami komedii, z drugiej jednak jest to przypomnienie i wyrzut sumienia.
Obraz w reżyserii Bong Joon-ho portretuje bowiem rodzinę z nizin społecznych, która w zasadzie codziennie musi walczyć o przetrwanie. Wytworzyło to w niej coś na kształt szóstego zmysłu, który pozwala im zwietrzyć okazję i wykorzystać ją do swoich celów. Można powiedzieć, że ciągłe starania o utrzymanie się na powierzchni uodporniły ich, wyrobiły spryt i zdolność do przetrwania. A że świat nie traktuje ich dobrze, muszą na co dzień korzystać ze swojej operatywności. Doskonale pokazuje to jedna z początkowych scen, gdy pizzeria unika płacenia za wykonaną pracę, bo ta miała być niechlujna. Nie ma znaczenia, czy rzeczywiście taka była. Ważne, jak bohaterowie zareagowali na tę niedogodność.
Nic więc dziwnego, że gdy trafia im się okazja na stały zarobek, to nie ma chyba podłości, której by nie zrobili, aby osiągnąć swój cel.
I chociaż to filmowe dzieło okrasza zło humorem, trochę komediowo pokazując zaradność nizin społecznych, jednocześnie uwypuklając, jak bardzo niemoralne się zachowują, to ich motywacja jest doprawdy upiorna. Wszystkie te okropieństwa bohaterowie robią tylko dlatego, aby móc dostać stałą pracę. Aby móc ogrzać się trochę w świetle ludzi bogatszych od nich. Czy bieda to ich wybór, czy kwestia społecznych uwarunkowań?
Na to film jednoznacznie nie odpowiada, ważne jest jednak, że tak sportretowane napięcia, które swoją kulminację mają w finale, pokazują, jak bardzo oddalone są od siebie światy biednych i bogatych. Ci pierwsi robią wszystko, aby zbliżyć się do tych drugich, drudzy z kolei pogardzają biednymi. Tyle, że nie jest to pogarda wyuczona, a podskórna, pojawiająca się już na poziomie fizycznym.
Wszystko to ma pokazać, że te ogromne dysproporcje społeczne są czymś, co trwale wrosło już w społeczną tkankę i zmusza ludzi do działań oraz zachowań niemal instynktownych.
Z tej perspektywy „Parasite” wydaje się filmem bardzo odważnym, a jego wyróżnienie (choć może na wyrost jest powiedzenie, że to wybór polityczny) to ciąg dalszy dyskusji, której mocnym akcentem była książka Thomasa Piketty’ego zatytułowana „Kapitał w XXI wieku”. Francuski ekonomista, chociaż nie tylko on, badał rosnące nierówności społeczne, najsilniej widoczne w biednych krajach świata. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to trend globalny, choć akurat Korea Południowa ma największe nierówności majątkowe ze wszystkich krajów rozwiniętych.
Ciekawe, że jednocześnie „Parasite” ścierał się w kategorii Najlepszy film z „Jokerem”, również poruszającym temat napięć społecznych. W filmie Thodda Philipsa ci najbogatsi dystansują się od biednych mas zupełnie inaczej niż w zwycięskim „Parasite”. „Joker” figurą Thomasa Wayne’a punktuje raczej to, że najbogatsi są w stanie ustalać reguły gry, jednocześnie nie zważając na to, jak w jej ramach będą funkcjonować słabsi uczestnicy.
W gruncie rzeczy oba filmy pokazują wrażliwość i otwarcie się na te same problemy.
Znamienne, że to, co pokazano w „Jokerze” i w koreańskim obrazie, ma swój finał, gdy sytuacja dla głównych bohaterów staje się nie do zniesienia i w konsekwencji prowadzi do wybuchu, chociaż na chwilę wstrząsającego wykreowanym światem. Obie wizje są wariacją na temat rewolucji, która wybucha i może, chociaż tak jak w filmie „Parasite” – nie musi – odcisnąć ogromne społeczne piętno. Czy w naszym świecie odciśnie, komik, który już wielokrotnie krytykował hollywoodzkie środowisko, ma wątpliwości, sugerując hipokryzję gwiazd, w kontekście imigrantów pracujących za głodowe stawki, również w domach filmowców.
Ja jednak jestem przekonany, że obecność obu, świetnych zresztą filmów gronie nominowanych, to sygnał. Skoro nawet tak oderwana od rzeczywistości grupa jak amerykańska branża filmowa, zauważa problem i nie musiało dojść do spektakularnego poruszenia, jak na przykład w przypadku ruchu #MeToo, to być może jesteśmy o krok od globalnej dyskusji o nierównościach. Do tego przecież potrzeba zmiany myślenia, a do tego niezbędna jest intensywna praca wyobraźni. A kto zna się lepiej na wyobraźni niż właśnie filmowcy?