REKLAMA

Twórcy mają rację, film o Tomaszu Chadzie jest potrzebny. Ale nie podoba mi się sposób, w jaki „Proceder” opowiada o Polsce

W zeszły piątek „Proceder”, film o raperze Tomaszu Chadzie, zadebiutował w polskich kinach. Mam poczucie – a miałem też nadzieję - że obraz o ulicznym hip-hopie jest potrzebny. Niestety twórcy tak bardzo zagalopowali się w tym, co chcą powiedzieć, że nie zastanowili się nad tym, jak się za to zabrać.

proceder
REKLAMA
REKLAMA

Jednym z największych kłamstw, jakie można usłyszeć jest zwrot: życie pisze najlepsze scenariusze. To nieprawda. Najlepsze scenariusze piszą doświadczeni scenarzyści i ludzie z bożą iskrą, naturalnym talentem do snucia opowieści. Biografie są bowiem punktem wyjścia do historii. Surowe życie, nawet jeśli w nagłówkach prasowych czy wpisach na Wikipedii wygląda imponująco, przecież składa się z tak wielu często trudnych do intelektualnego poskromienia elementów, iż trudno jest zamknąć je w ramy ciekawej i pełnej zwrotów akcji opowieści.

Twórcy „Procederu” pozornie odrobili tę lekcję.

Wzięli na stół życie Tomasza Chady, podzielili je na ważne okresy, pokazali burzliwe relacje z kobietami, trudną sytuację materialną, związki z szajką złodziei samochodów. „Proceder” dokonuje karkołomnego wysiłku pokazania życia rapera w jego złożoności, wkłada do filmowego worka wiele elementów, ale jednocześnie stara się pokazywać tło polityczno-społeczne jego działań.

W jednej z pierwszych scen film przedstawia nam chłopaka, który w pracy pakuje talerze. Gdy opowiada o tym kolegom, przyznaje, że robi to za głodową stawkę. Jednocześnie tło rozmowy młodych ludzi sugeruje, że mimo trudnych warunków i braku perspektyw chcą oni zostać w Polsce i nie podoba im się pomysł, aby opuszczać kraj w pogoni za chlebem. „Proceder” właśnie tak chce usytuować swojego bohatera, pokazać, że miejsce, z którego startował nie otwierało przed nim wielu perspektyw.

W pełni zgadzam się z twórcami „Procederu”, że uliczny hip-hop zupełnie niesłusznie pomijany jest przez poważnych dziennikarzy i opiniotwórczy mainstream – co zresztą podkreślone zostało na końcu filmu. Jasne, w tym gatunku wiele jest gangsterki, sporo mizoginii, nieokrzesania, ale gdy połączymy go ze środowiskiem, z którego wyrasta, możemy go ciągle nie lubić, a nawet nie szanować, ale być może będziemy w stanie w końcu go zrozumieć. Osiedla skorodowane patologią, brakiem perspektyw, dziedzicznym bezrobociem – tak często rodzi się uliczny rap. Pokazanie gleby, z której wyrasta specyficzna mitologia braterstwa (Brat bratu bratem), niechęć do policji (Numer na farta) i wielkie marzenia (Żyć aż do bólu), to przedstawienie niewygodnej prawdy o zapomnianych grupach społecznych. „Proceder” ma ambicje, aby pokazać tych, którzy przegrali wielką grę zwaną transformacją i niejako w bonusie zostali również zapomniani i niewygodni dla mitu przemian ustrojowych.

Niestety, sztuka ta się nie udaje i – podobnie jak reszta filmu - aby być strawną, wymagałaby wielu szlifów.

Wszystko przez wyjątkowo ciężką rękę scenarzystów. Rozumiem, że zaangażowanie do prac Rafała Wosia, jednego z najbardziej zajadłych krytyków transformacji ustrojowej ma swoje uzasadnienie, bo zapewne dzięki jego wiedzy można było silniej i intensywniej pokazać, co w III Rzeczpospolitej nie wyszło i w konsekwencji doprowadziło do marginalizacji chłopaków takich jak Tomasz Chada. Jednocześnie brakuje tutaj jakiejkolwiek finezji. Zamiast pokazywać ludzkie historie, często referuje się je. Gdy młody Chada rozdziela pieniądze z pensji matki i układa je na kupkach „światło”, „mieszkanie” i tak dalej, a w dłoni zostaje mu 100 złotych, to widz doskonale rozumie ciężar tej sceny. Bohater nie musi dodawać, że „nie wystarczy do pierwszego”.

Słuszna idea i nowe, interesujące spojrzenie zostały tu położone przez ciężko ociosany scenariusz.

Widać to nie tylko w wątkach politycznych i społecznych, ale również w tych wszystkich momentach, gdy potrzebna jest odrobina subtelności. Gdy trzeba pokazać rozterki bohaterów, trudne momenty i wybory, przed którymi stają. Nie pomaga tu też obsada, bo niestety ani Agnieszka Więdłocha, ani Anna Matysiak nie poradziły sobie, gdy emocje wynikające w dużej mierze z temperamentu filmowego Chady wstrząsały ich związkami. Na ich obronę powiem, że scenariusz i praca kamery nie ułatwiały tego zadania.

film proceder class="wp-image-345668"

Na oklaski zasługuje jednak Piotr Witkowski, który wcielił się w Tomasza Chadę. Chociaż jest to aktor nieznany jeszcze szerzej, to duże wrażenie zrobiło na mnie, jak wszechstronnie potrafił portretować postać tak złożoną. Należą mu się ogromne brawa, bo to on, mimo niezbyt udanego scenariusza dał radę pokazać ludzką stronę swojej postaci. W obsadzie znaleźli się również Jan Frycz i Gabriela Muskała, a także Krzysztof Kowalewski, ale ich role są marginalne, a szkoda.

REKLAMA

„Proceder” to film zmarnowanych szans.

Miał okazję, aby pokazać to, o czym często dzisiaj zapominamy. Mógł przypomnieć, co Polsce nie wyszło, dać głos ludziom, którzy często znikają z radarów opinii publicznej. Niestety, ostatecznie dostaliśmy obraz, który nie potrafi zapanować nad tym, co sobie założył. Udane drobiazgi, takie jak scenografia, kilka niezłych aktorskich kreacji i niezłe tempo nie przysłaniają rozczarowania. I chociaż warto próbować pisać i robić filmy o tematach niewygodnych, to na przełom, który otworzy nam oczy, będziemy musieli jeszcze poczekać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA