W piątek odbyła się polska premiera animacji Czerwony Żółw - na naszych łamach możecie przeczytać recenzję tego świetnego filmu. Studio Ghilbli, które jest częściowo odpowiedzialne za wyprodukowanie Czerwonego Żółwia, ma na swoim koncie wiele rewelacyjnych animacji. Oto osiem z nich.
Spirited Away – w krainie bogów z 2001 roku
Có można powiedzieć oryginalnego o filmie, który jest arcydziełem? Już podczas mojego pierwszego seansu Spirited Away (lata temu gdy wsiąkałem bez reszty w opowiadaną przez Miyazakiego historię) wiedziałem, że oglądam coś wyjątkowego. I to nie tylko w kategorii "film animowany". Dla mnie Spirited Away to jeden z najlepszych filmów wszech czasów. Stanowi idealne podsumowanie całej twórczości Miyazakiego oraz dokonań studia Ghibli.
Tym filmem Miyazaki ostatecznie udowodnił, że jest najlepszym twórcą animacji w dziejach kina. Jest w Spirited Away miejsce na motyw przygody i odkrywania magicznego świata; jest też zabawa, ale nie brak i melancholii oraz kontemplacji nad życiem. No i te wszystkie stwory, które oglądamy... Z jednej strony zakorzenione w starożytnej wschodniej mitologii, ale z drugiej kompletnie oryginalne, fascynujące, odwołujące się do pierwotnych duchów natury.
Księżniczka Mononoke z 1998 roku
Kolejne arcydzieło filmowe, za którym stoi mistrz Hayao Miyazaki. Księżniczka Mononoke była jednym z pierwszych filmów anime które oglądałem. W dodatku seans zafundowałem sobie jako dzieciak, pomiędzy filmami Disneya, dlatego dzieło Studia Ghibli z miejsca wżarło się w moją psychikę dojrzałością, innością, bezkompromisowością. Zaczarowało mnie obcą mitologią wschodu oraz pokazało, że animacje mogą być tworzone głównie z myślą o dorosłym widzu. Bo Mononoke to nie jest film dla całej rodziny. Porusza poważne tematy, opowiada o utracie niewinności, przewijają się też tam wątki związane z seksualnością. Pełno w nim przemocy, krwi, mroku, scen rodem z horroru (nawet dziś, gdy wracam do tego filmu, to kilka sekwencji nadal wprowadza mnie w niepokój).
Przede wszystkim jest to jednak mistrzowsko narysowana i opowiedziana historia będąca krzykiem w obronie środowiska. Krzykiem, który dziś jest nawet bardziej potrzebny niż 20 lat temu.
Grobowiec świetlików z 1988 roku
Długo zbierałem się do siebie po seansie Grobowca świetlików. Pomimo kolejnych lat które mijają od czasu, gdy widziałem go po raz pierwszy, nadal mało który film robi na mnie takie wrażenie. Jeden z najbardziej smutnych i sugestywnych filmów pokazujących piekło wojny, ale nie w ujęciu makro, tylko mikro – pomiędzy bratem i siostrą, próbujących przeżyć, gdy świat wokół jest piekłem.
Nausicaa w dolinie wiatru z 1984 roku
Wśród fanów studia Ghibli krąży teoria, że Nausicaa rozgrywa się w tym samym uniwersum co Laputa – zamek w chmurach. Świadczy o tym dość spójny świat przedstawiony, steampunkowa maszyneria i podobny charakter i poetyka obu filmów. Dla mnie Nausicaa i Laputa to po prostu kapitalny dyptyk science-fiction z elementami baśni przygodowej. Technicznie Nausicaa nie jest filmem Ghibili jako, że studio oficjalnie powstało rok po premierze filmu, ale ekipa (wraz ze stojącym na jej czele Hayao Miyazakim) pozostała ta sama, tak więc nie ma co się czepiać szczegółów.
Nausicaa zachwyca kapitalnym tempem oraz pomysłami na fakturę kostiumów i design statków oraz pojazdów, z których korzystają bohaterowie. W dodatku umieszczenie akcji w odrealnionym świecie, w którym technologie przyszłości mieszają się z tworami przeszłości sprawiają, że film ten jest jednym z ciekawszych pozycji science-fiction w historii kina.
Mój sąsiad Totoro z 1988 roku
Mój sąsiad Totoro to chyba najbardziej uroczy film jaki kiedykolwiek widziałem. Za każdym razem, gdy do niego wracam, czuję się jakbym wracał do domu i do bezpiecznej krainy dzieciństwa. Sam stworek jest po prostu hipnotyzujący i z miejsca stał się wizytówką nie tylko studia Ghibli, ale i całej japońskiej animacji. Choć jest to film kierowany głównie do dzieci, to wyróżnia go niezwykła mądrość, która z finezją została zasklepiona w pozornie przyjemnej historyjce o dwóch dziewczynkach, które przyjeżdżają z miasta na wieś i tam poznają magiczne stworzenia. Jednak w tle animacji zaszyta jest dość smutna opowieść z dużą dozą optymizmu. Totoro uczy nas wszystkich, bez względu na wiek, jak radzić sobie ze smutkiem i przypomina, że zawsze, nawet po najgorszej burzy, wychodzi słońce.
Księżniczka Kaguya z 2013 roku
Księżniczka Kaguya, w reżyserii Isao Takahaty, to jedna z najpiękniejszych animacji jakie kiedykolwiek widziałem. Od strony wizualnej to po prostu dzieło sztuki, tak filmowej, jak i rysunkowej. Styl animacji, oparty jest na ręcznie kreślonych obrazach, pastelach, kredach, świecówkach. W dobie animacji komputerowej po prostu olśniewa i wprowadza powiew świeżości.
Powrót do marzeń z 1991 roku
Powrót do marzeń, czyli kolejny film Isao Takahaty to jeden z tych nielicznych przedstawicieli japońskiej animacji, który pokazuje, że “bajki” mogą poruszać też o wiele bardziej dojrzałe tematy. I nie chodzi tu wcale o wielkie dramaty, horrory, brutalność i ogromne tragedie. Powrót do marzeń to na film obyczajowy. Opowiada o młodej kobiecie, która spędza urlop na wsi, gdzie zaczyna wspominać swoje dzieciństwo. Nie ma tu żadnej magii, mistycznych stworków – jest za to kameralna atmosfera, sielskie widoki japońskiej wsi i sentymentalna podróż pełna radości, ale też i kontemplacji. Powrót do marzeń to idealny przykład na to, że mniej znaczy więcej.
Laputa – podniebny zamek z 1986 roku
Laputa - podniebny zamek to jeden z najlepszych filmów przygodowych jakie widziałem. Jego perfekcyjna kreska, mistrzowsko obrazująca wyobraźnię Miyazakiego do dzisiaj robi niesłychane wrażenie. Tempo Laputy jest znakomicie wyważone i przemyślane, co tylko udowadnia, że filmy studia Ghibli to nie są zwykłe bajki dla dzieci, tylko pełnoprawne dzieła sztuki filmowej, które traktują widza na poważnie. Nawet jeśli dostarczają mu tylko (albo aż) zapierającą dech rozrywkę, pełną znakomitych scen i z wciągającą fabułą.