REKLAMA

Wszystko, co chcieliście wiedzieć o kapitalizmie, ale baliście się zapytać. Oceniamy "Szefa roku"

W "Szefie roku" pokochacie Javiera, ale znienawidzicie Bardema. Hiszpański kandydat do Oscara właśnie trafił na ekrany kin. Z naszej recenzji dowiecie się, czy warto obejrzeć komedię, w której reżyser nie tylko chce nas rozbawić, ale ma też coś do powiedzenia na temat kapitalizmu.

szef roku premiera recenzja javier bardem
REKLAMA

Przyjazny gbur, rodzinny hulaka, miłościwy wyzyskiwacz i uczciwy manipulant – tak w skrócie można opisać Julio Blanco. Właściciela fabryki wag poznajemy kiedy przemawia do swoich pracowników, rzucając tekstami wyjętymi z coachingowych podręczników dla menadżerów w korporacjach. Za chwilę będziemy stopniowo odkrywać jego prawdziwą twarz, która kryje się pod zapewnieniami podwładnych, że ich problemy są jego problemami, a ich zmartwienia jego zmartwieniami.

Firma Blanco ma szansę zdobyć nagrodę dla najlepszego biznesu, a tytułowy "Szef roku" zrobi wszystko, aby tak właśnie się stało. Fernando Leon de Aranoa ma jednak zamiar postawić na drodze swojego bohatera mnóstwo przeszkód. Chce bowiem, abyśmy poznali jego prawdziwe oblicze, kiedy będzie musiał mierzyć się z protestującym pod fabryką zwolnionym pracownikiem, gdy stażystka zacznie go szantażować, czy jeden z podwładnych przestanie sprawdzać się w pracy z powodu nieuchronnego rozwodu.

REKLAMA

Szef roku - recenzja komedii z Javierem Bardemem

Blanco wszystkie problemy przyjmuje z kamienną twarzą niczym tytułowy "Poważny człowiek". Nawet nie podnosi głosu, kiedy wsadzi dłoń w odchody niezadowolonego pracownika. Co najwyżej lekko zasłabnie, gdy dowie się, że stażystka, z którą ma romans, jest córką bliskich znajomych. Przyjmuje kolejne ciosy, robiąc dobrą minę do złej gry. Aranoa nie ma jednak zamiaru bawić się naszymi przyzwyczajeniami, jak to robili bracia Coen we wspomnianym filmie. Jego bohater znosi to wszystko, bo już ma w głowie plan, jak wydostać się z tarapatów. Jego głównym zadaniem jest utrzymanie równowagi w życiu, dlatego tak ważnym symbolem staje się tu zepsuta waga przed jego fabryką, a Temida z wagą w ręku jako symbol sprawiedliwości zostaje ośmieszona.

Szef roku - premiera - zwiastun

Protagonista musi manipulować innymi. On dobrze zna sekrety ludzi ze swojego otoczenia i jest gotów użyć ich przeciwko nim, kiedy zajdzie taka potrzeba. Łączy w sobie wszystko, co najgorsze w kapitalizmie. Aranoa krytykuje tutaj system, pokazując go jako opartym na wyzysku. Chociaż Blanco wydaje się zmartwiony rozwodem pracownika i często wspomina, jak ich ojcowie wspólnie polowali, to w pewnym momencie jego rzekomy przyjaciel powie mu wprost: nasi ojcowie nie polowali razem, a mój ładował twojemu strzelbę. Główny bohater mówi o istocie ciężkiej pracy, a nagle okazuje się, że fabrykę odziedziczył po ojcu. Takich przykładów można mnożyć, bo dla niego równowaga zostanie odzyskana, kiedy znowu będzie miał nad wszystkim i wszystkimi kontrolę, gdy jego będzie na wierzchu. Kłamie, oszukuje, wykorzystuje biedniejszych, aby osiągnąć swój cel.

Szef roku - kochając Javiera, nienawidząc Bardema

REKLAMA

Trudno Blanco polubić, a jednak mu kibicujemy. I kto mógłby lepiej wcielić się w tę postać niż Javier Bardem? Przecież pamiętamy jakie wrażenie na nas wywarł, gdy mordował w "To nie jest kraj dla starych ludzi". On jak nikt inny dobrze wie w jaki sposób sprzedać ambiwalentnych bohaterów. Dlatego uwodzi nas łobuzerskim uśmiechem, kiedy knuje kolejne intrygi i rozbawia, gdy styka się z następnymi problemami. Aranoa pozwala mu nas czarować i wychodzi mu to znakomicie. W końcu panowie dobrze się już znają. Do tej pory, łącznie z "Szefem roku" zrobili wspólnie cztery filmy - poprzednio "Kochając Pabla, nienawidząc Escobara".

Wydaje się jakby reżyser i aktor rozumieli się bez słów. Ten drugi doskonale wie, czego oczekuje ten pierwszy, bo zarówno sama narracja jak i występ Bardema grają w jednym rytmie. Pozwalają nam stopniowo odkrywać kolejne warstwy opowieści i niuanse bohatera. Dlatego chociaż mamy do czynienia z lekką komedią, to po seansie już nigdy nie zechcecie na prośbę szefa zostać w pracy po godzinach, a tym bardziej myśl o jego nowym Mercedesie nie będzie koić psychiki, gdy wasz Golf trójka znowu nie zechce odpalić.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA