REKLAMA

„The Flash” wrócił z drugim sezonem i w tempie błyskawicy został moim ulubionym serialem o herosach

Finał pierwszego sezonu „The Flash” oglądało się jak hollywoodzki film akcji. Świetne efekty specjalne, pompatyczna muzyka, sceny doskonale grające na uczuciach widzów – rewelacja. Nie oczekiwałem jednak, że producentom uda się zachować podobnie wysoki poziom przy pilocie drugiego sezonu. Zostałem mile zaskoczony.

The Flash wrócił z drugim sezonem w tempie błyskawicy
REKLAMA
REKLAMA

Pilot drugiego sezonu „The Flash” nie jest oczywiście tak efektowny i trzymający za serce, jak finał pierwszej serii. Nie zmienia to faktu, że na tle nowych odcinków „Heroes”, „Arrow” czy „Agentów TARCZY”, młody mężczyzna w czerwonym stroju nie ma sobie równych. Zamaskowany heros zostawia konkurencję daleko w tyle, biegnąc w kierunku zupełnie nowego wątku i poszerzonej, wielowymiarowej wizji serialowego świata.

W pilocie drugiej serii „The Flash” jest więcej emocji, niż posiadał cały poprzedni sezon „Arrow”, razem wzięty.

Scena nagrania z Harrisonem Wellsem to świetna klamra spajająca wcześniejsze odcinki. Tak samo jedno z ostatnich ujęć pilota, pokazujących wszystkich przyjaciół i całą rodzinę głównego bohatera. No i ta muzyka w tle! Producenci „The Flash” przykładają to takich detali wiele uwagi, dzięki czemu kolejne odcinki po prostu chce się oglądać. Wszystko się tutaj klei, jest odpowiednie tempo i doskonały balans między nieco naciąganymi nerd-gadkami, walkami i emocjonalnymi tyradami.

the flash 2

Szkoda tylko, że pilot drugiego sezonu tak naprawdę mógłby być ostatnim odcinkiem poprzedniej serii. Ten częściej spaja zapomniane już wątki, niż nadaje nowe tempo opowieści. Oczywiście otrzymujemy solidny cliffhanger i zapowiedź czegoś naprawdę wielkiego, ale od razu czuć, że ten nowy zły, to nowe zagrożenie, jest jeszcze naprawdę daleko za horyzontem.

Dzięki tej bezpiecznej perspektywie scenarzyści mają czas, aby odpowiednio rozpisać i przedstawić widzom wszystkie postacie. No i robią to cholernie dobrze. Chociaż aktorka wcielająca się w Caitlin Snow nie grzeszy warsztatem, nie da się jej nie lubić. Cisco jak zwykle budzi olbrzymią sympatię. Joe West dalej jest ojcem, którego każdy chciałby mieć, z kolei Henry Allen… ojcem, którego każdy chciałby mieć.

To duże wyzwanie, stworzyć zamaskowanego herosa, który nie irytuje, który nie podejmuje głupich decyzji i który ma głowę na karku.

Podczas kiedy drużyna „Agentów TARCZY” plącze się pod własnymi nogami, z kolei tytułowy „Arrow” pojechał na miesiąc miodowy z ostatnią postacią żeńską, którą jeszcze nie zaciągnął do łóżka (uznajmy, że scena w czwartym sezonie miała miejsce pod pływem „ziół i alkoholi”), Barry Allen to super-bohater na miarę naszych potrzeb. Zabawny, pogodny, kiedy trzeba poważny i chwytający za serce – strzał w dziesiątkę.

the fl;ash 4
REKLAMA

Przyznam, że nigdy nie czytałem żadnych komiksów poświęconych Flashowi. Paradoksalnie, być może dzięki temu tak dobrze ogląda mi się telewizyjne widowisko. Nie wiem, kim są arcy-wrogowie bohatera ani jaka czeka go przyszłość. Wszystko jest dla mnie zaskoczeniem, w dodatku bardzo pozytywnym. Chociaż pseudonim „Zoom” nic mi nie mówi, już nie mogę się doczekać kolejnych odcinków. „The Flash” to mój numer jeden, przynajmniej do czasu premiery „Jessiki Jones”.

Boli mnie tylko jedno – problematyczny budżet. Moce Flasha wymagają stałego strumienia gotówki przeznaczanego na CGI. Tutaj nie wystarczy plastikowy łuk albo kilka ujęć z bronią palną. Po efektownym finale i wysoko zawieszonej poprzeczce, walka z pilocie drugiego sezonu wydaje się wręcz komiczna, gumowata. Trzymam kciuki za to, aby dalej było jedynie lepiej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA