REKLAMA

Prawdopodobnie najbardziej mdły film tego roku. "Transcendencja" - recenzja sPlay

Cokolwiek złego słyszeliście o filmie "Transcendencja" - to wszystko prawda. Reżyserski debiut Wally'ego Pfistera jest skrajnie nieinteresujący, wypełniony mniejszymi i większymi błędami oraz pozbawiony czegokolwiek, co byłoby w stanie go uratować. 

"Transcendencja" - recenzja sPlay
REKLAMA

Żałuję czasu, który poświęciłem na seans tego filmu, żałuję pieniędzy, które wydałem na bilet i kalorii, które wchłonąłem wraz z popcornem. "Transcendencja" z Johnnym Deppem to prawdziwa męczarnia: kino nudne, niestrawne, pretensjonalne i głupawe. Jakichkolwiek przemyśleń nie starano by się w nim przemycić, na poziomie intelektualnym są równie skomplikowane i odkrywcze co zadania na egzaminie gimnazjalnym. Poruszą co najwyżej kogoś, kto nigdy nie poświęcił nawet chwili na refleksje na temat relacji człowieka i technologii, oraz kierunku, w którym to zmierza lub może zmierzać.

REKLAMA

Historia w skrócie prezentuje się tak: Will Cater (Depp) to znany i niezwykle ceniony naukowiec, specjalizujący się w zagadnieniach związanych ze sztuczną inteligencją. Jego opus magnum ma być pierwszy na świecie komputer, obdarzony ludzką inteligencją oraz empatią, nad stworzeniem którego pracuje. Choć wśród kolegów po fachu jego działania budzą uznanie, nie brakuje i takich, którzy obserwują je z trwogą i dla dobra ludzkości postanowią wyeliminować Catera. Postrzelony i otruty przez ekstremistów naukowiec tuż przed śmiercią transferuje swoją wiedzę i uczucia do pamięci komputera. Will staje się czymś na kształt boga, wiecznie spragnionego wiedzy i potęgi.

I ta historia nawet nie brzmi źle. Okej, nie jest przesadnie oryginalna, ale mógł wyjść z tego naprawdę przyzwoity film. Niestety, w "Transcendencji" nic nie gra, od aktorstwa po ociężałe tempo narracji. Udało się Pfisterowi zebrać gromadkę niezłych aktorów - poza Deppem występują tam między innymi Morgan Freeman, Kate Mara, Rebecca Hall czy Cillian Murphy - ale równie dobrze mogliby grać tam nowicjusze, bo żadna z gwiazd nic wybitnego nie pokazuje. To znakomici profesjonaliści, jednak tutaj wypadają bez wyrazu.

REKLAMA
Transcendencja 1

"Transcendencja" plącze się w poruszanych przez siebie wątkach, w którym możemy odnaleźć motywy  z "Her", "Terminatora" albo "Matrixa", czy nawet "Golem XIV" Stanisława Lema oraz "Nie mam ust a muszę krzyczeć" Harlana Ellisona. To jeden wielki bałagan na poziomie konceptualnym i realizacyjnym, nie wnoszący do dyskusji nic nowego, który na dodatek źle się ogląda. Szczerze mówiąc nie wiem, czy ten film może się komuś podobać. Być może przypadnie do gustu miłośnikom klasycznego sci-fi oraz bezkrytycznie oddanym fankom urody talentu Johny'ego Deppa. Choć i tu nie mam pewności.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA