REKLAMA

"Wataha" kończy się zbyt szybko - recenzja sPlay

Mówi się, że niedosyt jest lepszy od przesytu. Ta stara prawda znalazła potwierdzenie w serialu "Wataha", który skończył się trochę za szybko, a finałowy odcinek, wbrew oczekiwaniom, wcale nie zamknął wszystkich wątków. Ale dzięki temu nie zdążyłem się nim znudzić, zaś furtka do drugiego sezonu jest otwarta na oścież. 

„Wataha” kończy się zbyt szybko – recenzja sPlay
REKLAMA

W tekście pojawiają się spoilery dotyczące fabuły serialu "Wataha" i jego zakończenia

REKLAMA

Sześć pięćdziesięciominutowych odcinków to dość, by opowiedzieć ciekawą, wielowątkową historię. I to się w "Watasze" udało, ale wiadomo jak to jest - apetyt rośnie w miarę jedzenia i chciałoby się więcej i więcej. Finał nie wyjaśnia wszystkiego, ba, można wręcz powiedzieć, że stanowi coś w rodzaju wprowadzenia do nowej, wielopoziomowej intrygi. Czy kiedyś dane nam będzie ją przeżyć, w postaci kontynuacji "Watahy"? Póki co nic na ten temat nie wiadomo, jednak jeśli miałbym obstawiać, powiedziałbym "tak".

Serial jako całość uważam za naprawdę udany i za jakiś czas chętnie obejrzę go jeszcze raz, jakkolwiek ostatni odcinek jest nieco rozczarowujący. Wolałbym, aby ta historia była bardziej zwarta i zamknięta, nie urywała się tak nagle i nie porzucała bohaterów zastygłych w rozkroku. Coś tam się niby klaruje, poznajemy kilka odpowiedzi, ale wciąż więcej jest pytań, z których najważniejsze brzmi: co dalej? Nie jestem finałem usatysfakcjonowany, równie dobrze mógłby to być środkowy odcinek całego sezonu. To trochę tak, jakby "Detektyw" skończył się na przedostatnim odcinku - niby już wszystko wiadomo, ale jednak brak ostatecznego rozwiązania.

Rebrow jest ścigany i trudno mu się będzie wyplątać z kłopotów. Kalita i Cinek przejmują Bieszczady. Szajka przemytników, której członkami są wysoko postawione osoby, działa w najlepsze i próbuje opanować sytuację. Tak z grubsza kończy się "Wataha". To nie jest dobre zakończenie dla miniserialu, przynajmniej o ile nie jest on tylko wstępem do czegoś większego.

wataha fixed 2

To w zasadzie główny zarzut, jaki mam do "Watahy". Uważam, że jest to serial znakomicie zrealizowany, ze świetną muzyką, rewelacyjnymi ujęciami i fantastycznymi krajobrazami, z wieloma intrygującymi postaciami oraz bardzo sprawnie poprowadzoną fabułą. Nie tylko bez wstydu, ale wręcz z dumą można go pokazywać na Zachodzie. Nawet jeżeli to jeszcze nie jest poziom wspomnianego "Detektywa", "Breaking Bad" czy "House of Cards", to nie zapominajmy, że jest cała masa innych popularnych produkcji, którym też wiele można by zarzucić - jak "Blacklist", "Skorpion" czy chociażby "Arrow", na tle których "Wataha" wcale nie odstaje.

Niektórzy po tym polskim serialu od HBO najwyraźniej spodziewali się arcydzieła, gdy tymczasem otrzymaliśmy tylko - albo aż - dzieło bardzo dobre. Niepozbawione wad, ale przy tym takie, które wypada korzystnie nie tylko w porównaniu do "Klanu" albo "Pierwszej miłości", lecz per se. I bardzo byłbym rad, gdyby powstawało u nas więcej tak jakościowych produkcji.

REKLAMA
wataha fixed

Jako że "Wataha" kończy się tak, a nie inaczej, nie pozostaje nic innego, jak czekać na drugi sezon. Nikt z HBO oficjalnie się jeszcze na ten temat nie wypowiedział, oby więc nie było to czekanie na Godota.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA