REKLAMA

"Witajcie w Rosji"! Twórca Metro 2033 wychodzi z dusznego podziemia i robi to dobrze

Któż dzisiaj nie znałby "Metro 2033" Dimitra Głuchowskigo? Książka przerodziła się w całą serię, natomiast ta – w kompleksowe uniwersów, na które składają się również komiksy i świetne gry komputerowe. Głuchowski zdaje się chwilowo zostawiać podziemne moskiewskie metro zaprzyjaźnionym autorom, sam razem z książką „Witajcie w Rosji” wychodząc na powierzchnię. Ten powiew świeżości, i czystego powietrza czuć na niemal każdej karcie. 

„Witajcie w Rosji”! Twórca Metro 2033 wychodzi z dusznego podziemia i robi to dobrze
REKLAMA

„Witajcie w Rosji” nie ma nic wspólnego z serią Metro. Chociaż to zbiór opowiadań z pogranicza fantastyki naukowej, te są ściśle osadzone we współczesnym świecie i nawiązują do współczesnej Rosji. Co naprawdę mnie zaskoczyło, Głuchowski na kartach swojej najnowszej książki jest autorem niezwykle zabawnym, ironicznym i cynicznym. Podczas czytania czarny humor wręcz wylewał mi się z ekranu czytnika, obecny w niemal każdym z opowiadań.

REKLAMA
witajcie w rosji

Te są niezwykle różne i traktują o pozornie niezwiązanych ze sobą obszarach i wycinkach życia. To, co je łączy, to ciężkie, gęste opary absurdu unoszące się nad każdą z proponowanych przez Głuchowskiego fikcyjnych historii. Opary absurdu, które znane były również Polakom, żyjącym w czasach coraz rzewniej wspominanego okresu PRLu.  Absurdu, który w pewnej zmienionej, zaadaptowanej do nowego środowiska i nowych zasad formie istnieje po dziś dzień, w ogromnym kraju naszych wschodnich sąsiadów.

Chociaż nic tutaj nie jest nazwane z imienia, skryte pod płaszczem naukowej fantastyki, nawet czytając książkę bez okładki możemy łatwo rozpoznawać, do jakich zjawisk, do jakiego układu sił, do jakich społeczności, narodowości, obyczajów i absurdów nawiązuje Głuchowski. „Witajcie w Rosji” w zabawny sposób obśmiewa rzeczy, które zabawne już na pewno nie są, takie jak handel ludzkimi organami, szara strefa, „legalnie” przeprowadzane wybory, kulisy i absurdy władzy czy wykluczenie osób starszych. Każda z opowieści Głuchowskiego to gorzka pigułka prawdy, chociaż czytelnik może kołysać się od śmiechu, sądząc, że jego nie ma na tym zdjęciu. Jest jest, na pierwszym, drugim lub trzecim planie, ale wciąż jest.

Podczas rozpoczęcia przygody z „Witajcie w Rosji!” miałem wrażenie, jakoby Głuchowski bawił się w drugiego Mrożka. Po kilku opowiadaniach stwierdzam jednak, że autorowi znacznie bliżej do naszego cennego Pilipiuka, który również obśmiewa historię na lewo i prawo, z różnicą taką, że pod płaszczem powieści fantastycznej, nie fantastyki naukowej. Poważny, smutny, przygarbiony Dłuchowski, żyjący w ciasnych korytarzach moskiewskigo Metra, napisał coś zdumiewająco lekkiego, sympatycznego i ironicznego. Ogromna siła bije od tych opowiadań, chociaż nie są to karty przeznaczone dla tych, którzy chcą dowiedzieć się o Rosji czegoś więcej.

REKLAMA

„Witajcie w Rosji” to w głównej mierze banały. Podane w kapitalny sposób, radujące serce bądź zmuszające do przełknięcia gorzkiej pigułki, ale jednak banały. W sam raz na swobodną, letnią lekturę, która nie pozostawia na duszy wypalonych od żelaza liter, ale jedynie miłe wspomnienie i najprawdopodobniej kilka salw śmiechu. Świetna lektura, która z poprzednimi dokonaniami Głuchowksiego ma tyle wspólnego, co demokracja z Federacją Rosyjską. Podobieństw można się doszukiwać, lecz to po prostu nie to. Tak czy inaczej – autor dał się poznać z innej strony, a i jego nowe oblicze stanowi doskonałą odmianę od mrocznego balastu Głuchowskiego, powoli zamieniającego się w „twórcę jednego tematu”. Naprawdę polecam.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA