REKLAMA

Nie, wcale nie jest super. "Zeus. Jest super" - recenzja sPlay

Aż trzy lata przyszło nam czekać na nowy krążek reprezentanta łódzkiej sceny hiphopowej, Zeusa. Po rewelacyjnym "Zeus. Nie żyje" na nowy album rapera czekałem jak na chyba żadną inną płytę, jednak to wcale nie zbyt wysokie oczekiwania są przyczyną rozczarowania jego najnowszym dziełem. 

Nie, wcale nie jest super. Zeus. Jest super - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA
zeus jest super

Na pierwszy rzut oka z "Zeus. Jest super" wszystko jest w jak najlepszym porządku. Album jest zróżnicowany, podkłady są melodyjne i łatwo wpadają w ucho, technicznie raper wypada bardzo przyzwoicie, a teksty, choć może nie wybitne, to są całkiem zgrabne. Ale coś w tym wszystkim nie gra. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nowa płyta łódzkiego artysty jest zwyczajnie przekombinowana i - momentami - przesadzona. Zabawę muzyką i eksperymenty oczywiście jak najbardziej popieram, jednak w tym wypadku zbyt często to po prostu nie brzmi dobrze.

Nie ma przecież nic złego w sięgnięciu po inspiracje popem czy muzyką dyskotekową, pod warunkiem jednak, że na inspiracji się kończy. W "Jest super" jest inaczej. Odpowiedzialny za realizację muzyki Łukasz "Rogini" Robakiewicz stworzył w przeważającej większości bity chwilami wręcz przerażająco kiczowate, przywodzące na myśl podkłady, na których śpiewa Sylwia Grzeszczak, Liber czy zespół Weekend. Nie pomagają tu też egzaltowane refreny Justyny Kuśmierczyk, wciśnięte do co drugiego kawałka nie wiadomo po co. Zeus dwoi się i troi, żeby swoją techniką cokolwiek z tej kakofonii uratować, ale jego wysiłki są zagłuszane przez totalnie niehiphopowe, fatalne produkcje. Owszem, wpadają w ucho, ale co z tego, skoro Ona tańczy dla mnie też. Nieco lepiej pod kątem muzycznym prezentują się takie kawałki jak ODP.2 z ciekawą gitarą stanowiącą motyw przewodni czy folkowy Siewca, ale to niestety za mało.

Nie lepiej jest niestety w warstwie tekstowej. Wszechobecny banał - bądźmy dobrymi ludźmi, troszczmy się o innych, nie bierzmy udziału w wyścigu szczurów - to element, który w zupełności wystarczyłby, żeby nisko ocenić utwory Zeusa, a to przecież wcale nie koniec ich mankamentów. Tak samo, a może jeszcze bardziej, irytuje nachalność i mentorstwo, z jakimi raper próbuje nam sprzedać wszystkie te truizmy. A na domiar wszystkiego, są jeszcze irytująco tkliwe. Szczerze mówiąc, niekiedy czułem się głęboko zażenowany tym, czego słucham. Miałbym niemały problem, usiłując wskazać różnicę między niektórymi utworami Zeusa a, dajmy na to, Ważne Mezo.

To nie tak, że po płycie "Zeus. Jest super" oczekiwałem, że wybrzmi dokładnie tak, jak "Zeus. Nie żyje", albo, że będzie utrzymana w takim samym klimacie. Przeciwnie, wszelkie nowości i eksperymenty przyjmuję zwykle z otwartymi ramionami. Gratuluję raperowi, że udało mu się wyprostować swoje życie i jest teraz szczęśliwy, jednak gdy mówił o bólu i smutku, brzmiał szczerze, wiarygodnie i mocno. Teraz, afirmując świat i siebie, brzmi niestety jak niedoświadczony kleryk, który odpowiedzi na egzystencjalne tematy szuka w twórczości Paulo Coelho albo Jasona Hunta.

REKLAMA

Przesłucham "Zeus. Jest super" kilka razy i nie udało mi się odkryć w niczego, co wydałoby mi się choć trochę interesujące. Znalazłem za to sporo rzeczy, które budzą zakłopotanie i zawstydzenie oraz są bolesne dla uszu. Nie wiem, komu mógłbym tę płytę polecić. Mało tego - nie wiem, czy w ogóle da się ją komukolwiek polecić.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA