Maciej Frączyk to facet, który kilka lat temu rozpoczął eksperyment z umieszczaniem filmików na jutubie i doszedł do budzącej szacunek liczby 100 milionów wyświetleń. Wikipedia wszystko zniesie, więc dowiadujemy się z niej, że Maciek jest również polską osobowością internetową, autorem książki i satyrykiem, jednak to premiera książki budzi naszą nieustającą ciekawość. Cóż takiego spec videobloga poskładał z liter?
Będąc znanym vlogerem, Frączyk prezentuje styl odmienny od Gracjan Roztockiego, dużo brakuje mu do Baśki Kwarc ale w swoich ulubionych kategoriach: film, muzyka, gry i książki jest nie do pobicia i ma wierną rzeszę odbiorców. Niektóre filmy wesołego chłopaka ozdobionego ramką okularów mają ponad milion odsłon, nad czym można jedynie pochylić się z szacunkiem, tym bardziej, że najbliższa konkurencja, choćby Krzysiek Gonciarz (Zapytaj Beczkę), Lekko Stronniczy, Rock & Rojo lub MultiGameplayGuy nigdy nie oczarowali tak licznej widowni.
Na czym polega sukces Frączyka? „Zeznania Niekrytego Krytyka” stanowią w gruncie rzeczy próbę odpowiedzi na to pytanie. W tym miejscu należałoby właściwie sfinalizować tekst jakąś zgrabną puentą i skierować potencjalnego odbiorcę do Zielonej Sowy, żeby rzeczone dzieło mógł w te pędy zakupić. Tylko wtedy konsument mógłby poczuć lub nie, co vlogerowi w duszy gra. O cztery ściany mózgownicy obija się jednak pytanie, kto miałby tym czytelnik być?
Czterdziestoletni facet nie potrzebuje porad odnośnie inwestowania w siebie, konieczności samodoskonalenia i wyboru właściwiej, życiowej drogi. Trzydziestolatek też zazwyczaj ma takie dylematy już za sobą. Może dwudziestolatek? Dobra, pokażcie mi dwudziestolatka, który z wypiekami na twarzy pochłania teks o tym, jak to Maciek zrobił dobrze, bo nauczył się przeklinać w sposób, który przydaje jego vlogom dynamiki, rytmiki i dodatkowej siły stricte humorystycznej. Naprawdę? Ojoj. To cudownie.
Tekst wzbogacają rysunki i kody QR, prowadzące do związanych z tematem treści.
Może gdyby Frączyk wypruł z siebie jakieś egzystencjonalne bebechy, byłoby ciekawiej? Postanowił jednak iść drogą dobrego wujka albo koleżki z podwórka, który zajechał pewnego dnia na swoją dawną dzielnię srebną strzałą, zebrał pałętające się tu i ówdzie dzieciaki, postawił kilka bronków i zaczął opowiadać, jak to fajnie odnieść sukces, realizować własne pasje i dzielić się z innymi bagażem doświadczeń.
Problem jest tego typu, że prawdy i sekrety, które Frączyk odkrywa przed zdumioną publicznością, znajdziemy w pierwszym z brzegu poradniku pod tytułem: „Sukces – to takie proste” lub „Milion dolarów – zdobądź go!”. Autor co prawda próbuje lżejszego podejścia, rzuca żarcikami w stylu kupy na patyku, czy niewinnych grypsów o długości siusiaka, ale niewiele z tego wynika. To brzmiałoby świetnie w grupie żulików okupujących ławkę w parku, być może w krótkim filmiku na jutubie, ale na książkę to za mało.
Frączyk nie raz wspomina, ze jest uparty i nie przejmuje się hejterami. To bardzo dobrze, bo pewnie dostanie jeszcze nie raz po oczach, zanim ludzie przestaną kopać „Zeznania Niekrytego Krytyka”. Może zresztą należą mu się słowa uznania za to, że napisał to, na co miał ochotę i raczej specjalnie się nie natężał. Chyba, że na kibelku, o którym też raczył wspomnieć.
Papierowa wersją książki jest do nabycia pod tym adresem, natomiast e-book można kupić na CDP.pl