REKLAMA

5 nieznanych slasherów, które musisz zobaczyć

Nic tak nie robi dobrze na apetyt jak porządny slasher z fruwającymi wnętrznościami i odrąbanymi kończynami. Wszyscy jednak znamy klasyki gatunku jak "Halloween", "Teksańska masakra piłą mechaniczną" i "Piątek 13-go". Chyba zgodzimy się co do tego, że to filmy ponadczasowe, które co roku można oglądać w noc Halloween. Za tymi głośnymi produkcjami, kryją się w cieniu mało znane, krwawe historie utrwalone na taśmie filmowej, które również zasługują na waszą uwagę. Jeżeli jesteście fanami slasherów, to istnieje bardzo duża szansa, że podane poniżej tytuły już znacie. Dla wszystkich niezaznajomionych z tym gatunkiem, może to być jazda bez trzymanki.

5 nieznanych slasherów, które musisz zobaczyć
REKLAMA
REKLAMA

"Happy Birthday To Me" (1981)

Niektóre z mniej znanych horrorów, powodują u przeciętnego widza jedynie grymas wyrażający politowanie. Ci sami widzowie oceniają następnie film notami 1/10. W większości przypadków to dosyć racjonalne podejście, ale slashery mają to do siebie, że są filmami tanimi, kiczowatymi, bazujący na utartych schematach i papierowych postaciach. Zdarza się więc, że prawdziwe perełki, klasyki gatunku giną w oceanie negatywnych ocen i są pogardzane przez masowego odbiorcę. Tak właśnie stało się z "Happy Birthday To Me", filmem autorstwa J. Lee Thompsona ("Działa Navarony").

Fabuła tego slashera skupia się na Virginii Wainwright (Melissa Sue Anderson), która należy do grupy najpopularniejszych i najbogatszych nastolatków nazywających siebie "'Top Ten". Ta niepozorna dziewczyna kryje w sobie mroczną tajemnicę, na której efekty nie trzeba będzie długo czekać. Jak można się po takim filmie spodziewać, nastolatkowie giną jak muchy, a bezwzględny morderca pozostaje na wolności. Zbliżają się jednak 18-te urodziny Virginii i wszystko wskazuje na to, że oprawca zostanie na nich poznany. "Happy Birthday To Me" buduje napięcie w zasadzie od samego początku i pod względem scenariusza stoi na naprawdę dobrym poziomie. Ba, w swoim czasie ten film był hitem (szczególnie w Kanadzie), z czasem dzieło Thompsona zostało zapomniane.

A szkoda, bo "Happy Birthday To Me" oferuje rozrywkę na wysokim poziomie. Nie brakuje groteskowych scen śmierci, hektolitrów krwi i przeczucia, że morderca jest tuż za plecami.

"Curtains" (1983)

Kolejne dzieło z lat 80-tych i raczej mało znany klasyk slasherowy. Znakiem rozpoznawczym tego filmu stała się zapadająca w pamięci maska oprawcy, który mordował aktorki starające się wystąpić w filmie "Audra". Niestety z powodu ich śmierci i wyprutych flaków, nie udaje im się osiągnąć celu. Uwaga widza skupia się na jedynej żyjącej bohaterce, czyli Samancie Sherwood (Samantha Eggar), która po spędzeniu chwilki w instytucie dla obłąkanych, postanawia z niego uciec. W "Curtains" nie o Samanthę jednak chodzi - gdyż ta jest typową zagubioną postacią ze slashera - ale o mordercę z sierpem w ręce i niepowtarzalny klimat filmu, który przeważnie przejawia się w dziwnych ujęciach i strasznie brzydkiej aparycji mordercy.

"Silent Night, Deadly Night" (1984)

Święty Mikołaj z morderczym instynktem? To musiał być strzał w dziesiątkę, prawda? Z marketingowego punktu widzenia zdecydowanie tak. Wokół "Silent Night, Deadly Night" 30 lat temu było bardzo głośno, z prostego powodu - świątobliwa, cudowna postać uśmiechniętego dziadka z Północy została zbrukana. Święty Mikołaj zamiast rozdawać prezenty zaczął zabijać w dosyć brutalny sposób, niewątpliwie z czerwonym mu do twarzy, ale chyba nie o taką czerwień chodzi rodzicom i ich dzieciom.

Historia "Silent Night, Deadly Night" nie jest właściwie o tym Świętym Mikołaju, ale o 18-letnim psychopacie (Robert Brian Wilson jako Bill Chapman), który jako dziecko był świadkiem morderstwa własnych rodziców. Nieszczęśliwie się złożyło, że morderca miał na sobie wdzianko Mikołaja, co utknęło bardzo mocno w pamięci małego Billy'ego.

"The Burning" (1981)

Letni obóz nad rzeką/jeziorem? Nie, to się nie może dobrze skończyć. W 1981 roku bracia Weinstein zaprezentowali typowy slasher ze zdeformowanym psychopatą, który uwziął się na obozowiczów. "The Burning" to film pełen klisz, ale ogląda się go wyśmienicie, a scena masakry na tratwie jest wciąż - po ponad 30 latach - uważana za jedną z najlepszych wśród slasherów. Warto odnotować, że przy "The Burning" pracowały takie osobistości jak Tom Savini i Brad Grey ("Rodzina Soprano").

Film Boba i Harveya Weinsteinów opowiada historię Cropsy 'ego, byłego opiekuna obozowiczów, który padł ofiara okrutnego żartu i został poważnie poparzony. Jak zwykle w takich historiach bywa, Copsy po latach postanowił swoje żale i złość wyładować na niewinnej młodzieży. Morderca na swoje narzędzie zbrodni wybrał... nożyce!

"Hatchet" (2007)

REKLAMA

Absolutnie kiczowate dzieło, będące zbieraniną klisz, utartych rozwiązań i beznadziejnej gry aktorskiej. Czy z tego wynika, że od "Hatchet" należy trzymać się jak najdalej? Wprost przeciwnie. Adam Green - reżyser filmu - wykorzystał wszystko co najlepsze w slasherach i w najpodlejszej formie podał w swoim dziele. "Hatchet" skupia się na zdeformowanym Victorze Crowleyu, który wymachuje swoją siekierą na lewo i prawo zabijając turystów, którzy trafili w nieodpowiednie miejsce, o nieodpowiednim czasie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA