Jasona Stathama powinien znać każdy miłośnik niezobowiązującego kina akcji. Kiedy po raz pierwszy Guy Richie znalazł go wśród wielu innych młodych aktorów i umieścił w filmie Porachunki nikt nie spodziewał się, iż parę lat później będzie jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w tzw. rozpierduchach. ;) Kariera tego twardziela rozwijała się dosyć szybko i przez cały ten czas mogliśmy ujrzeć go w takich produkcjach jak Przekręt, Włoska robota, Revolver czy Transporter. Co prawda w większości filmy ze Stathamem w roli głównej ograniczały się do widowiskowych scen walk czy pościgów wypranych kompletnie z jakiegokolwiek porządnego scenariusza. Liczyło się tutaj tylko coraz więcej obitych mord bud guy'ów oraz wielkie wybuchy. Czyli więcej, wyżej, mocniej (chlubnym wyjątkiem był tu m.in. wspominany wcześniej Przekręt)
To tyle było by słowem wstępu. Teraz należy przejść do sedna sprawy, czyli kolejnego filmu, w którym zły gość, ściga jeszcze bardziej złych gości czyniąc przy tym pustki etniczne w narodzie złodziei i bandytów. Czasami napatoczy się jeszcze Bogu ducha winny cywil czy policjant. Otóż nie tak dawno (patrząc na premierę światową jak zawsze zaliczyliśmy wiekowy poślizg) w Polsce miało premierę wydanie DVD filmu Adrenalina, którym (muszę przyznać) warto się zainteresować, albowiem już bardzo dawno nie oglądałem tak rozluźniającej propozycji na piątkowy wieczór. Przyłączmy się, zatem do totalnej rozwałki.
Chev Chelios, płatny morderca na usługach mafii, budzi się pewnego ranka z ogromnym bólem w klatce piersiowej. Przy telewizorze znajduje płytę z napisem [i]fuck you[i/]. Po obejrzeniu dowiaduje się, że w czasie snu do jego krwi została wstrzyknięta trucizna zwana pekińskim koktajlem. Jeśli do serca nie będzie pompowana adrenalina to z upływem czasu przestanie bić. Nikt nie spodziewał się jednak tego, że ofiara stanie się łowcą i przed śmiercią wyruszy na małe polowanie. Odtąd Chev wie, iż musi utrzymać we krwi stały, wysoki poziom adrenaliny. Tak zaczyna się ta przygoda, reklamowana jako największa rozróba w historii Hollywood. Jedno jest pewne - napoje energetyczne będą miały największą darmową (czyżby?) reklamę, jaką świat widział.
Film, pomimo iż jest głupi aż do bólu, ogląda się bardzo przyjemnie. Śledząc zmagania Cheliosa bawiłem się naprawdę nieźle i przez cały czas trwania projekcji ani razu nie miałem okazji do odwrócenia wzroku od ekranu telewizora. Dialogi, chociaż proste, potrafią zmusić do pojawienia się banana na twarzy, zwłaszcza te z Amy Smart, czy rozmowa w Chińczykiem w windzie. Ogólnie nie dość, że film daje porządnego kopa, to jeszcze nie rzadko są powody do śmiechu.
Taylor z Neveldine wykonali kawał dobrzej roboty przenosząc własne pomysły na taśmę filmową. Podczas oglądania znajdziemy wiele ciekawych scen oraz ujęć, do których nie raz będziesz wracał. Praca kamery jest idealne, chociaż nie każdemu może przypaść do gustu. W każdym razie nie można nastawiać się do tej produkcji, jako do arcydzieła, ponieważ bardzo szybko się zawiedziesz.
Kolejnym, ogromnym atutem przemawiającym na korzyść filmu jest jego zakończenie. Nie będę tutaj zdradzał konkretów, aby nie psuć nikomu zabawy, ale muszę przyznać, że takiego zakończenia już dawno nie widziałem. Koniec ze schematami, koniec z hollywoodzkim happy endem. To trzeba zobaczyć. ;)
Komu polecić ten film? Ano wszystkim wielbicielom ostrej akcji na ekranie, miłośnikom lekkich, ale jednocześnie interesujących produkcji, oraz wszystkim tym, którzy pragną zrelaksować się przed kinem domowym po całym tygodniu ciężkiej pracy. Jeśli szkoda Ci kasy na zakup filmu, to pędź do najbliższej wypożyczalni. Naprawdę warto!