Znacie ten typ fanów-wyznawców, co nie można złego słowa na ich ulubionego artystę powiedzieć. Pokoje mają poobklejane plakatami Taylor Swift i jak się przy nich wspomni o Nicki Minaj, to rzucają się na was z pięściami. Taka właśnie jest główna bohaterka "Roju", która zabije każdego, kto nie szanuje jej ukochanej piosenkarki Ni'jah.
Jeśli wspomnienie o toksycznym fandomie i tytuł "Rój" kojarzy wam się z Beyonce, trafiliście w dziesiątkę. Serial jest bowiem inspirowany tak życiem piosenkarki, jak i jej miłośnikami skupiającymi się pod nazwą Bey Hive. Janine Nabers i Donald Glover nawiązują do rzeczywistych wydarzeń i próbują nas przekonać, że wszystko, co oglądamy to prawda. Dlatego na początku każdego odcinka, zobaczymy planszę z napisem: "to nie jest fikcja. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób, żyjących lub nieżyjących, czy prawdziwych zdarzeń, jest zamierzone".
"Rój" to satyra na toksyczne zachowania fanów, niezdrową obsesję na punkcie gwiazd, podana w formie mrocznego thrillera psychologicznego. W serialu wchodzimy w umysł Andrei nazywanej Dre, która gotowa jest zabić, jeśli ktoś obrazi jej ulubioną piosenkarkę Ni'jah. Po śmierci siostry, jej psychika rozpada się, przez co główna bohaterka rusza w morderczą eskapadę po Stanach Zjednoczonych. Ku chwale ukochanej artystki przyjmuje różne tożsamości, a my patrzymy, jak brutalnie rozprawia się z każdym, kto gwiazdy nie szanuje.
Rój - recenzja nowego serialu Amazon Prime Video
Twórcy budują swoją opowieść z powidoków rzeczywistości, przerysowując ją do granic możliwości. Jest w "Roju" mnóstwo ironii w stylu braci Coen i bombastycznej groteski a la Quentin Tarantino. Niewiarygodne zwroty akcji, przekładają się na czarny jak smoła humor. Bo Dre nie cofnie się przed niczym, aby głosić ewangelię Ni'jah, a gdy już zabije nieprzychylną jej osobę, to musi coś zjeść. Kiedy w końcu trafi do jednego pomieszczenia ze swoją idolką, wgryzie się w nią, jak w zakazany owoc. Czym oczywiście narazi się na gniew fanowskiej społeczności.
Fabuła rozpościera się gdzieś pomiędzy opowieścią inicjacyjną a analizą fenomenu współczesnych gwiazd. Nabers i Glover skaczą po linii czasu swojej opowieści, mieszając ze sobą liczne gatunki i poetyki. Nie boją się zapuszczać w rejony oniryzmu, ani wytrącać nas z transu, serwując oderwany od reszty serialu odcinek w stylu dokumentu true crime. Otrzymujemy w ten sposób postmodernistyczny miszmasz, w którym tematyka i mrok "Euforii" przeplata się z publicystycznym zacięciem "Urodzonych morderców". Z tego właśnie w największym stopniu wynika drapieżny charakter produkcji.
Czytaj także:
"Rój" łączy w sobie sensacyjność Hollywood, z wrażliwością amerykańskiego kina niezależnego. Chociaż krwawych atrakcji tu nie brakuje, ważniejsze są relacje Dre z otoczeniem. Twórcy rozgrywają swoją opowieść na wysokich nutach, ale pozwalają im wybrzmieć, gdy spuszczają z tonu. Niby produkcja jest widowiskowa, ale jednocześnie pozbawiona zbędnej estetyzacji. Momentami wydaje się wręcz amatorska. Ziarno w obrazie nadaje jej surowości. Jak to już u Glovera ("Atlanta"!) bywa, wizualnie nie ma tu przypadków - wszystko jest przemyślane i bardziej efektywne niż efekciarskie. To serial skupiony na emocjach, intymny. Nawet jeśli ucieka w gatunkową przesadę, nie pozostawia na widzach suchej nitki.
Rój to na dobrą sprawę teatr jednej aktorki.
Dominique Fishback, która grała drugie skrzypce w "Ostatnich dniach Ptolemeusza Greya" czy "Judaszu i Czarnym Mesjaszu" tutaj ma okazję błyszczeć w głównej roli. Jej Dre to osoba młoda, ale doświadczona przez życie - bujająca w obłokach i twardo stąpająca po ziemi jednocześnie. Jest infantylna i naiwna, a jednak brutalna i przerażająca. Podobnych osobliwości w serialu nie brakuje. Bo świat przedstawiony poraża swoim kolorytem i wyrazistością epizodycznych postaci. W jednym z odcinków całe show kradnie Billie Eilish, jako liderka feministycznej sekty Eva. Piosenkarka uwodzi po prostu swoim złowieszczym uśmiechem i niepokojącym opanowaniem.
"Rój" podszywa się pod serial rozrywkowy. Ironicznym humorem i satyrycznym wymiarem przykrywa swoją prawdziwą naturę. Jego celem jest ciągłe żądlenie widza i rozdrapywanie powstałych w ten sposób ran. Albo obejrzycie go jednym ciągiem, albo odrzucicie po pierwszych minutach. Trzeciej opcji po prostu nie ma.
"Rój" obejrzycie na Amazon Prime Video.