Biografie znanych ludzi mają to do siebie, że są często ekranizowane. W celu rozreklamowania pewnej osoby wykorzystuje się mnóstwo technik realizacyjnych, aby w miarę realnie przedstawić historię poszczególnej postaci. Hollywood jest pełen tego typu produkcji. Niektóre z nich zahaczają o wielkie wydarzenia historyczne ("Aleksander"), a inne koncentrują się zupełnie na wielkich światowych osobistościach ("Aviator", "Frida", "Spacer po linie"). Jednakże są ludzie, którzy swoją uwagę skupiają na mniej znanych osobach, aby wykreować lub poprawić ogólną opinię na ich temat. Tak było z oscarowym "W pogoni za szczęściem" (głównym bohaterem był Chris Gardner), czy wydanym niedawno w Polsce na dvd "Biegając z nożyczkami".
Film opowiada historię Augustena Borroughsa i powstał na podstawie opublikowanych w 2002 roku pamiętników amerykańskiego pisarza. Augusten mieszka wraz ze swoją neurotyczną matką poetką oraz ojcem alkoholikiem na przedmieściach. Gdy jego rodzice po ciągnięciu sztucznego i nieudanego małżeństwa w końcu się rozwodzą, nastoletni chłopak zostaje odesłany do psychiatry, doktora Fincha, przypominającego wyglądem św. Mikołaja, a matka wyjeżdża, aby móc na nowo odszukać inwencję twórczą do wylewnego pisania poetyckich opowiadań. Augusten żyje tym samym na skraju nędzy w rozwalającej się wiktoriańskiej posiadłości u boku ekscentrycznej rodziny Finchów. To miejsce stanie się dla niego ciężką oraz absurdalną lekcją życia.
"Biegając z nożyczkami" jest historią opartą na faktach, więc ciężko jest tu kwestionować realność i atrakcyjność scenariusza. Jednak ja zauważam w nim parę niedogodności. Najbardziej rzucającym się elementem jest powierzchowność. Wszystkie skrywane i nierozwiązane problemy okazują się być spłaszczane do wątku skrywanego (na początku) homoseksualizmu głównego bohatera. Oczywiście wina pochodzi z rodzinnego środowiska chłopaka, gdyż brak tutaj autorytetu wśród ojcowskiego wychowania oraz nasilenie nadopiekuńczości matki, która dodatkowo wpajała mu jej styl życia, ubierania oraz myślenia. Oczywiście to jest logiczne, ale dalsze kłopoty Augustena nie jestem w stanie do końca zrozumieć. Reżyser nie przedstawił nam dokładnie analizy psychologicznej chłopaka, a szkoda, gdyż jego postać ma ku temu zamiary. Przykładowo, nastolatek nie chodzi do szkoły, mówiąc, że nie pasuje do tamtego towarzystwa. Zaakceptowałbym ten fakt, gdyby przynajmniej pokazano jego relacje z rówieśnikami wtedy, gdy tam jednak uczęszczał. Wizja Ryana Murphiego utwierdza nas jednak w przekonaniu, że Augusten robi to tylko dlatego, bo ma taki kaprys. Wygląda to jak dziecinne upraszczanie sytuacji.
Film jest sam w sobie atrakcyjny. Przykuwa uwagę poprzez gwiazdorską obsadę (Annette Bening, Alec Baldwin czy Gwyneth Paltrow), ale nie do końca zadowala ogólnym postępem fabularnym. Z jednej strony oglądamy dosyć ekscentryczną familię, w którą Augusten próbuje się dopasować, ale z drugiej jest to wszystko tak dziwacznie nierealne oraz potraktowane po macoszemu. Wiktoriański dom jest przepełniony mnóstwem różnorodnych osobowości, a scenarzysta skupią się jedynie na głównym bohaterze. Fakt, że oglądamy poszczególne zachowania innych osób, ale nie są one wystarczająco rozwinięte. Można by było pokusić się o stworzenie obrazu w stylistyce Roberta Altmana i wykreować tym samym wiarygodny obraz współczesnych przedmieść (gdzie każda osoba symbolizowałaby różne grupy społeczne), a "Biegając z nożyczkami" to tylko przeciętna opowiastka o nietypowych ludziach.
I to jest chyba jedyny punkt zaczepienia, w którym można by odnajdywać absurdy życia codziennego oraz zachowań różnych osób. W końcu mamy tutaj załamaną nerwowo poetkę, ojca alkoholika, leniwą i przykutą do telewizora podstarzałą matkę rodziny Finchów, psychiatrę o wyglądzie św. Mikołaja, czy wreszcie religijną morderczynię udomowionych kotów. W tym świecie przedstawionym jedynie sam Augusten wydaje się być jedyną normalną osobą pomimo, iż skrywa przed opinią publiczną swoją orientację seksualną i wchodzi w związek ze starszym od siebie mężczyzną (który na domiar złego jest również przybranym podopiecznym doktora Fincha). W tym wymiarze, reżyser stara się nas zarażać specyficznym humorem. Niestety, nie zawsze to działa. Jest tu zdecydowanie zbyt dużo absurdu wprowadzanego w nierównym tempie, co męczy widza.
Mimo wszystko, jestem w stanie pochwalić "Biegając z nożyczkami". Jest to może film stereotypowy jak na historię o zwariowanej rodzinie, ale pewne elementy w niewyjaśniony sposób kuszą i nie pozwalają przerwać seansu. Może dlatego, że szukamy złożoności wątków, logicznego odkrycia i wyjaśnienia niektórych sytuacji, a zamiast tego otrzymujemy produkcję prostą, poprawną, nieelektryzującą i ostatecznie zakończoną typowym hollywoodzkim happy endem. A oczekiwania były wyższe.
Opowieść o tym jak rodzina rujnuje człowieka w typowej hollywoodzkiej konwencji.