Ta produkcja odstraszy nawet umarlaka. Recenzujemy dostępny na Netfliksie serial „Black Summer”
Na Netfliksie wylądował cały sezon „Black Summer” stanowiącego prequel innego z seriali dostępnego na platformie, „Z Nation”. Przyznajmy bez ogródek – to produkcja, która odstraszy nawet umarlaka.
OCENA
Zombie w popkulturze od dekad mają się bardzo dobrze, choć gatunek równie dobrze mógłby umrzeć po „Nocy…”, „Świcie…” i „Dniu żywych trupów”, a i tak byłby spełniony. George Romero wycisnął z konwencji co tylko się dało, zostawiając światu spuściznę, z której do dziś czerpią garściami kolejne pokolenia twórców. Czasami wychodzi to lepiej, a czasami gorzej. „Black Summer” nie podpada pod żadną z wymienionych kategorii, bo robi to po prostu fatalnie. Poza dopuszczalną skalą.
Fabuła nie należy do oryginalnych. Świat opanowuje epidemia zombie, no i… ratuj się kto może.
I to w zasadzie tyle. W pierwszym odcinku widzimy sceny, w których ludzie w popłochu wybiegają z mieszkań, aby dostać się do jednej z wojskowych ciężarówek i wraz z mundurowymi udać się w miejsce mające być bezpiecznym schronieniem. Oczywiście nie każdemu to się udaje. Rodziny zostają rozdzielone, niektórzy giną, inni ocierają się o śmierć. Chaos.
W tym trwającym zamieszaniu poznajemy głównych bohaterów. Zbieranina najróżniejszych typów, od zbyt łatwowiernych staruszek, po nieuginających się przed nikim i niczym zabijaków. Rzeczą oczywistą wydaje się, że połączą się oni w grupki i będą wspólnie walczyć o przetrwanie, po drodze podejmując trudne decyzje, które nierzadko przeczą moralności. Strzelenie żywemu trupowi prosto w czaszkę to nic w porównaniu z tym, z czym będą musieli się zmierzyć.
Brzmi znajomo? „Black Summer” to nic innego jak zrzynka z „The Walking Dead”.
Słynny serial AMC, jak bądź początkowo wydawał się czymś naprawdę świeżym, tak z sezonu na sezon poziom produkcji zaczął coraz bardziej spadać. „Black Summer” czerpie z „The Walking Dead”, ale z tego schyłkowego momentu. Bierze od swojego starszego brata bliźniaka wszystko to, co najgorsze i próbuje spleść w całość.
Wymyślenie czegoś odkrywczego w gatunku fabuł o zombie, to rzecz niełatwa, ale odtwórstwo „Black Summer” jest nieznośne. Nie bez powodu zresztą skasowano dostępne na Netfliksie, a stworzone przez Syfy, „Z Nation”. Skądinąd znajomość wspomnianego serialu-matki nie jest konieczna do zrozumienia „Black Summer”. To dwie różne produkcje różniące się m.in. samą atmosferą. „Z Nation” było podane z przymrużeniem oka, podczas gdy prequel jest śmiertelnie poważny.
Serial Netfliksa nudzi od samego początku.
To tak naprawdę zlepek przemieszanych ze sobą motywów. Bohaterowie ukrywają się, uciekają, walczą, rozmawiają. Później tylko powtórzyć całą tę sekwencję czynności i tak do znudzenia. Może od czasu do czasu twórcy rzucą widzowi nieco bardziej smakowity fabularny kąsek, ale i tak wonie od niego schematyczną zgnilizną. „Black Summer” nie dostarcza za grosz dramatyzmu, nie czuć w tym ciężaru. Nawet potyczki z zombiakami (te swoimi zdolnościami przywołują obraz umarlaków z „28 dni później”) nie podnoszą za bardzo ciśnienia. Seans sprawia raczej, że puls widza zanika. To już lepiej od razu położyć się w grobie.