"Banshee" to przemoc. To seks, mordobicia i pistolety. Serial Davida Schicklera i Jonathana Troppera jest jednym z najbardziej dynamicznych, brutalnych i przerysowanych tworów, które ocierają się o komiksową stylistykę, jaki chyba przyszło mi oglądać. Kolejne sezony "Banshee" nie są gorsze od poprzednich, choć przyznam, że finał trzeciej serii zwala z nóg i nie jestem przekonana, że w tym przypadku będzie to określenie pozytywne.
Po ostatnim odcinku "Banshee" zaczynam zastanawiać się, czy w fabule palców nie maczał sam George R. R. Martin, bowiem jak tak dalej pójdzie, to całe miasteczko opustoszeje.
Bohaterowie padają jak muchy, a Banshee z epizodu na epizod zaczyna się przemieniać w pył. Finału trzeciej serii nie da się chyba nazwać inaczej jak totalną rozpierduchą, podczas której prawie wszystko, co mogło zostać zniszczone, zostało zdewastowane.
Dziesiąty odcinek choć wyjaśnia wiele spraw i zamyka pewne rozdziały w życiu bohaterów, zostawia nas też z niewiadomymi.
Co dalej z Lucasem Hoodem? Jak poradzi sobie Carrie? Gdzie jest Job i jakie niebezpieczeństwo towarzyszy jego życiu? Na jakich zasadach współpracować będą ze sobą Kai Proctor i jego siostrzenica?
Na rozwiązanie tych wszystkich wątków musimy poczekać do serii czwartej i nie zdziwię się, jeśli ostatniej. Kolejny sezon "Banshee" ma mieć mniej odcinków, co sygnalizować może, że twórcy po prostu chcą odpowiedzieć na niewiadome i sprawnie zakończyć cały serial. Po finale ostatniej serii nie byłoby w tym nic dziwnego - dodawanie w nieskończoność kolejnych wątków i coraz bardziej spektakularne bijatyki mogłyby zniszczyć to, co Schickler i Tropper stworzyli z pomocą aktorów, odgrywających świetnie wykreowane postaci.
Ostatnie wydarzenia serialu ocierają się już o pewną groteskowość i przesadę, przez co nieco opadły moje emocje.
O ile złapanie lidera Czerwonych Kości i zemsta za to, co zrobił Hoodowi wciągnęły mnie bez reszty, podobnie jak przygotowanie przez paczkę przyjaciół ich skoku życia, o tyle pokłosie rabunku i kolejne przepychanki Kaia Proctora już mniej. Jedna z bardziej fascynujących i ciekawych kobiet, Rebecca ponownie będzie trzymana pod kloszem i jej dalsza współpraca z wujem zapowiada się dużo mniej intrygująco. Irytuje i nudzi też fakt, że Proctorowi po raz kolejny udało się uniknąć prawdziwej kary za swoje występki, co po prostu zaczyna być coraz bardziej niedorzeczne.
Choć początkowo czułam się rozczarowana, że czwarty sezon "Banshee", który zobaczymy w przyszłym roku, będzie krótszy, co może nieść za sobą wspomniane konsekwencje, teraz właściwie oddycham z ulgą.