REKLAMA

Chińska mafia urzędowa vs. pozbawiona uczuć Brytyjka. "One Child", recenzja sPlay

"One Child" - ministerial od stacji SundanceTV - jedna z ciekawszych premier ostatnimi czasy oraz jeden z niewielu seriali tak dobrze opisujących chory oligarchiczny system panujący w Chinach. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że to niezwykle wciągające case study, opisujące rzeczywistość lepiej niż niejedna książka poświęcona systemowi politycznemu panującemu w Państwie Środka. "One Child" cierpi jednak na brak wyrazistości głównego bohatera, który podejmuje ważne decyzje bez mrugnięcia okiem. Niemniej, to wciąż warty obejrzenia thriller polityczny traktujący o skazaniu na śmierć niewinnego człowieka.

Chińska mafia urzędowa vs. pozbawiona uczuć Brytyjka. „One Child”, recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Serial spokojnie wprowadza widza w akcję, pokazując najpierw młodego chińskiego DJa, który będąc świadkiem morderstwa - spowodowanego przez syna jednego z wysoko postawionych urzędników - sam staje się oskarżonym a potem skazanym na śmierć. Następnie ciężar wydarzeń zostaje przeniesiony do Londynu. Tam poznajemy 22-letnią studentkę astrofizyki - Mai Ashley (Katie Leung) - która dowiaduje się od chińskiej dziennikarki, że jej biologiczna matka z Guangzhou (Chiny), próbowała się z nią skontaktować w sprawie skazania jej syna, rodzonego brata Mai. Dziewczyna po rozmowie z rodzicami postanawia odwiedzić rodzinę w Azji. W kontaktowaniu się z matką i bratem, Mai ma pomóc dziennikarka. Walka ze złym systemem ma się zacząć.

one child recenzja

Problem tylko w tym, że serial choć świetnie wygląda w teorii, nie wykorzystuje potencjału. Pomysł na fabułę jest świetny, dawno lepszego nie widziałem, ale wykonanie woła o pomstę do nieba. Głowna bohaterka, od której w zasadzie wszystko zależy, wydaje się być na początku bardzo naturalną osobą, której łatwo uwierzyć już od pierwszych minut. Podobnie sprawa wygląda z jej otoczeniem, rodzinami przyszywaną i biologiczną. Mimo, że aktorzy mogli dawać z siebie wszystko na planie, to nie miało to znaczenia, ponieważ scenariusz zakładał, że ludzkie wybory są oczywiste i pozbawione emocji. Gdy Mai przyjeżdża do swojej matki w Chinach, oczekuje najwyraźniej, że ta ostatnia swoje malutkie mieszkanie przystroi w barwy brytyjskie, a córkę będzie nosić na rękach mimo, że syn za trzy tygodnie zostanie skazany na śmierć. Jakimś cudem jednak studentka, mimo ostrzeżeń rodziców o niemieszanie się w cały ten polityczny bałagan, postanawia odwiedzić brata w więzieniu. Mai od razu widzi w chłopaku bliską osobę (w przeciwieństwie do biologicznej matki) i postanawia zrobić wszystko, żeby go uwolnić, mając w nosie przyszywanych, kochających ją rodziców.

ebfbe6a0-7508-11e4-a1ce-4d27405fcaaf_One-Child-17

Główna bohaterka wydaje się być chorągiewką na wietrze, która w sekundę rzuca wszystko i nie myśli nad jakimikolwiek konsekwencjami swoich działań. Co więcej, jak na studentkę astrofizyki wydaje się być raczej mało rozgarniętą osobą, która od samego początku nie zwróciła uwagi na podstawowe pytanie, czyli co jej obecność w Chinach zmieni. Znajomość planet miałaby pomóc w uratowaniu brata? Nawet przyszywany ojciec bohaterki zwraca na to uwagę, ale ona niczym się przejmuje - ma przecież misję do spełnienia...

REKLAMA
one child serial

Pierwszy akt miniserialu kuleje na każdym kroku, ale już drugi sprawdza się znakomicie. Akcja wyrywa do przodu i nadchodzi kulminacyjny moment, kiedy Mai musi stanąć oko w oko z urzędniczą mafią. Następuje zwrot w akcji, w którym główna bohaterka dostaje możliwość zmiany status quo, co zresztą czyni, ale bardzo nieludzko i bez żadnego zastanowienia. Dziewczyna czuła ciężar misji, więc może dlatego życie innych (równie niewinnych co jej brat) ludzi nie za bardzo ją interesowało. O ile fabuła zasługuje zewsząd na potępienie, o tyle realizacja serialu już nie. Praca kamery, ujęcia, zatrzymanie się na ważnych momentach jak relacje Mai z biologiczną matką (które dzieliła bariera językowa) robiły wrażenie. Nie rozumiem jednak, dlaczego z głównej bohaterki uczyniono strasznie papierową postać, której kolejne decyzje mogą widza co najwyżej irytować. Może i gdzieś po cichu, podczas oglądania liczy się na to, że wszystko ułoży się dobrze, ale trudno kibicować komuś, kto wydaje się tak bardzo nieludzki. Prawie jak system, z którym Mai walczy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA