Wszystko za sprawą filmu akcji "Wolf Warriors 2", który na samym tylko chińskim rynku zarobił niewiarygodne 800 milionów dolarów!
Chiński rynek filmowy prężnie rozwija się od dekady. Z roku na rok tamtejszy przemysł kinowy staje się coraz bardziej potężny i bogaty. Notuje przy tym kilkudziesięcioprocentowe wzrosty. Każdego dnia w Chinach powstaje ok. 30 nowych kin. Roczne zyski ze sprzedaży biletów już w 2015 roku zbliżały się do liczb amerykańskiego box office’u.
I choć nadal Hollywood jest najbardziej ekspansywnym rynkiem filmowym globalnie, to w miniony weekend (25-27 sierpnia 2017) nastąpił przełom, który rozpoczyna zupełnie nowe rozdanie w branży.
Oto sequel przeboju chińskiego kina akcji, "Wolf Warriors 2", po miesiącu od swojej premiery zarobił, w samych tylko Chinach, ponad 800 milionów dolarów.
Jest to absolutny rekord wszech czasów, nie tylko dla samych Chin, ale też pod kątem wpływów, które dany film wygenerował w jednym kraju.
Pamiętajmy, że są jeszcze "Gwiezdne Wojny VII: Przebudzenie Mocy", które w Ameryce zarobiły ponad 930 mln dolarów na przełomie 2015 i 2016 roku, ale po pierwsze, wpływy amerykańskie zliczają razem USA i Kanadę. Po drugie, "Wolf Warriors 2" ciągle zarabia spore pieniądze, nie jest więc wykluczone, że i granicę 900 milionów dolarów przebije bez zadyszki.
Dla porównania wystarczy wspomnieć o tym, że pozostałe rynki filmowe na świecie są w stanie wygenerować maksymalnie ok. 200 milionów dolarów. Są to rynki w Niemczech, Francji, Japonii i Wielkiej Brytanii.
I tak np. najbardziej kasowy film wszech czasów w Japonii, animacja "Spirited Away", zarobiła w tamtejszych kinach 250 milionów dolarów. We Francji komedia "Jeszcze dalej niż północ" wyśrubowała parę lat temu rekordowe ok. 160 milionów dolarów.
Pamiętajmy, że wszystko rozkłada się wedle skali. Chiny są nieporównywalnie większym społeczeństwem niż jakiekolwiek inne na kuli ziemskiej. Od kiedy tylko tamtejszy rynek kinowy zaczął się rozwijać, kwestią czasu było nadejście momentu, w którym stanie się on największym na świecie.
Te liczby naprawdę robią wrażenie. Ponad 800 milionów dolarów z jednego kraju to kwota wręcz porażająca pod każdym względem. Co więcej, zdaje się, że tak naprawdę chiński rynek filmowy dopiero zaczął się rozpędzać.
W zeszłym roku cały świat patrzył z uwagą na to, jak film "The Marmaid" tworzył historię i stawał się najbardziej kasowym chińskim filmem wszech czasów. Obraz ten w zaledwie dwa tygodnie od premiery zarobił ponad 400 milionów dolarów. Ostatecznie jego wynik kasowy w ojczyźnie to ponad 520 milionów dolarów!
Rok wcześniej przeładowana efektami specjalnymi epopeja fantasy zdołała zarobić rekordowe wówczas 382 miliony dolarów. Na 2018 rok planowany jest sequel "Monster Hunt" i należy się spodziewać, że pobije on kolejne rekordy.
W tym roku Chiny dorobiły się aż trzech wielkich przebojów. Poza "Wolf Warriors 2", do kin weszła także kontynuacja przygodowej opowieści "Jouney to the West", która zarobiła ponad 230 mln dolarów. Podobną kwotę, ponad 250 milionów dolarów, wygenerowała najnowsza produkcja z Jackie Chanem w roli głównej, czyli "Kung Fu Yoga".
Wraz z kosmicznymi wpływami, rośnie także globalna pozycja Chin na arenie filmowej, które krok po kroku zaczynają wykupować Hollywood.
W 2016 roku chiński gigant Dalian Wanda Group wykupił za ponad 3 miliardy dolarów studio Legendary Entertainment, które dało światu takie filmy jak "Mroczny Rycerz", "Jurassic World" czy "Interstellar".
Ale chińskie przejęcie idzie o wiele dalej niż tylko zakupy studiów produkujących filmy. Dalian Wanda Group nabyło również drugą co do wielkości sieć kin w Ameryce, czyli AMC Theaters oraz kilka pomniejszych sieci i obecnie są właścicielami największej liczby ekranów na świecie.
Już teraz można powiedzieć, że hollywoodzki przemysł filmowy nie jest już amerykański, skoro Chińczycy mają w garści i studia filmowe i sieci kin, które te filmy potem wyświetlają.
Ale i to nie wszystko. Dalian Wanda Group jest także właścicielem Dick Clark Productions – firmy, która organizuje m.in. rozdanie Złotych Globów oraz American Music Awards. Jest w tym wszystkim potężna ironia – w chwili obecnej na amerykańskiej popkulturze największe pieniądze zarabiają właśnie... Chiny. Można powiedzieć, że Chińczycy pokonali Amerykanów ich własną bronią – pieniądzem. Jak się okazuje wszystko można kupić. Wystarczy mieć odpowiednio dużo pieniędzy.
Ponoć kwestią czasu jest moment, w którym Chińczycy wykupią wszystkie największe studia filmowe Hollywood.
Już w chwili obecnej prowadzone są poważne rozmowy na temat zakupu przez Chińczyków studia Paramount, które odpowiedzialne jest m.in. za niezwykle popularną w Chinach serię "Transformers".
Podejście do biznesu w wersji chińskiej jest dość interesujące. Budują majątek w obrębie swojego kraju, a potem inwestują go za granicą, powiększając swoje wpływy i zyski w postępie geometrycznym. Chińczycy nie mają potrzeby ani ambicji epatowania zachodu swoimi produkcjami. Chińskie filmy są dość hermetyczne i ... specyficzne. Przeznaczone głównie na tamtejszy rynek.
Nie trzeba wielkiej wiedzy filmowej, by gołym okiem dojrzeć, iż wszystkie te przeboje chińskich kin prezentują marnej jakości kino rozrywkowe.
Chiński widz jest jeszcze stosunkowo młody. Ma niewyrobiony gust i dopiero zachłysnął się filmowymi błyskotkami pełnymi wybuchów i efektów specjalnych.
Tamtejsze kino rozrywkowe, choć coraz lepsze od strony formalnej (głównie dzięki rosnącym budżetom produkcji), pozostaje o wiele bardziej bezduszne niż nawet najgorsze przykłady amerykańskiej popkultury filmowej. U Amerykanów czuć pasję, tradycję miłości do kina, nawet jeśli chodzi o obrazy niskich lotów. Chińczycy natomiast podchodzą do filmów o wiele bardziej mechanicznie, nastawiając się na czysty eskapizm i zagłuszenie wybuchami swojej, często szarej, codzienności.
Jest to też widz, który jest produktem współczesności. Zachodni kinomani od pokoleń dorastali w kulturze filmowej, razem z nią się zmieniali, uczyli swoich nawyków. Chińczycy natomiast stosunkowo od niedawna weszli na głęboką wodę doświadczeń filmowych.
Od strony biznesowej taki układ jest wręcz idealny. Chiny są samowystarczalne, gdyż nie potrzebują zagranicznych rynków, by zarabiać bajońskie sumy.
Nie muszą więc dostosowywać się do reguł gry, tylko mogą sobie pozwolić na to, by spisać te reguły na nowo i aby to reszta świata się do nich dostosowała.
Ameryka wyhodowała na swoim ramieniu naprawdę groźnego smoka, który wykorzystał okazję i szybko urósł na tyle, że zaczyna powoli zjadać swojego nauczyciela. Co istotne, zjada go w dość wyrafinowany sposób i w jakimś sensie nawet go poniża.
Można w końcu kogoś pokonać przez błyskawiczny nokaut, ale można też wykańczać, przeciwnika prowadząc z nim wytrawną grę, w której to ów przeciwnik sam zacznie się powoli poddawać.
Jest to o tyle bolesne dla Amerykanów, że kino od zawsze było ich najlepszym i największym towarem eksportowym i promocyjnym. Teraz to się zmieni, a my jako widzowie, będziemy musieli przyzwyczaić się do oglądania ponizszych logotypów przed większością filmów.