Christopher Nolan to bez wątpienia twórca wspaniałej trylogii o Batmanie i póki co, jedyny facet od Warner Bros., któremu udało się zrobić dobry superbohaterski film. Najwyraźniej jednak reżyser trochę za bardzo zapatrzył się we własne odbicie krytykując w dosyć obcesowy sposób marvelowskie sceny po napisach.

Gdy Warner Bros. spytał się Nolana i Snydera o dodanie dodatkowej sceny po "Man of Steel", Nolan skwitował tę prośbę słowami: "prawdziwe filmy tego nie mają". Po takim dictum - jako fanowi Marvela - pozostaje mi tylko głośno się zaśmiać. Nie sądziłem, że z Nolana to taki zabawny reżyser.

Filmowe uniwersum Marvela (MCU) było budowane właśnie na podstawie tych zaskakujących i zabawnych często scenach po napisach końcowych. Jeżeli szło się do kina na "Iron Mana" czy "Thora" albo jakikolwiek inny film z superbohaterami, wiedziało się, że trzeba wysiedzieć w fotelu do końca, bo później czeka nas coś "ekstra". James Gunn w "Guardians of the Galaxy" wykorzystał ten schemat w idealny i dowcipny sposób, sprowadzając do swojego filmu Kaczora Howarda. Marvel od Warner Bros. właśnie tym się różni, że podchodzi do swoich produkcji w bardzo różnorodny sposób, często nie na serio, puszczając oko do swoich fanów.
Nie twierdzę, że Warner Bros. ma iść tą samą drogą, wręcz przeciwnie, ciesze się, że "Batman v Superman: Dawn of Justice" będzie opierać się o mroczny komiks "The Dark Knight Returns" i WB aplikuje ten poważny i "urealniony" klimat do każdej produkcji. Nikt nie potrzebuje dwóch "Marvelów", chociaż nie narzekałbym tez specjalnie, gdyby i Warner Bros. trochę "wyluzował", szczególnie jeśli chodzi o filmy z Supermanem...
Jeżeli jednak słowa Nolana są prawdziwe, to świadczy to tylko o jego ułomności umysłowej i wybujałym ego, może nawet o zazdrości? Być może Christopher Nolan po prostu nie rozumie, że o ile w przypadku Batmana "realizm" i mrok się doskonale sprawdza, o tyle w przypadku innych superbohaterów już niekoniecznie, np. Flasha czy Shazam. I nie sądzę, że Warner Bros. zrobi "Flasha", "Green Lantern" i "Shazam" kompletnie na serio, to po prostu się nie uda, tak jak to się nie udało w "Man of Steel". Jeżeli taką produkcję Nolan nazywa "prawdziwym filmem", to naprawdę musi być z nim coś bardzo nie tak. Abstrahuję już w ogóle od tego, że podział na prawdziwe i nieprawdziwe filmy jest dziecinny. Co to w ogóle zresztą może znaczyć? Że "Guardians of the Galaxy" jest... no właśnie czym? Zbiorem animowanych kukiełek, nieprawdziwym filmem? Może James Gunn i Joss Whedon nie są prawdziwymi reżyserami?
Update: Christopher Nolan, w oświadczeniu dla Buzzfeed, zaprzeczył doniesieniom, jakoby określał filmy Marvela nieprawdziwymi. Guardian zamieścił odpowiednie wyjaśnienie dla całej sprawy, w którym czytamy, że Nolan powiedział do Snydera tylko tyle, że nie powinni oni "gonić innych filmów", ale pozostać wierni klimatowi "Man of Steel". Wynika więc z tego, że to Zack Snyder coś namieszał, źle zacytował, a Christopher Nolan nie jest niczemu winien.