„Cities of Last Things” to znakomite studium genezy przemocy. Recenzujemy nowy film dostępny na Netfliksie
Uwielbiam takie filmowe niespodzianki. Netflix nieczęsto raczy nas dobrymi filmami oryginalnymi, a gdy na takowy natrafimy, to okazuje się on niepozorną perełką ukrytą gdzieś głębiej. To jest właśnie przypadek „Cities of Last Things”.
OCENA
![Cities of Last Things recenzja netflix](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2019%2F07%2FCities-of-Last-Things-recenzja-netflix.jpg&w=1200&q=75)
Bohaterem filmu jest Zhang Dong-Ling, który na samym początku filmu... ginie. Zgodnie z naukami Hitchcocka, to jednak tylko rozgrzewka przed prawdziwym filmowym mięsem.
„Cities of Last Things” opowiadane jest bowiem od tyłu, wedle odwrotnej chronologii zdarzeń.
Film podzielony jest na trzy segmenty, z których każdy opowiada o przełomowych momentach w życiu Zhanga, stopniowo odsłaniając motywacje jego działań z wcześniejszych segmentów (czyli późniejszych wydarzeń, jeśli mielibyśmy trzymać się tradycyjnej chronologii).
Ta zabawa z czasem stanowi jednocześnie mocną i słabą stronę „Cities of Last Things”. Z początku powoduje u widza zwyczajne zdezorientowanie. Jako że najpierw obserwujemy na dobrą sprawę koniec opowieści o życiu Zhanga, pewne wątki zdają się niejasne, reguła przyczyna-skutek też wydaje się być mocno kulawa i enigmatyczna. Niektóre wydarzenia zdają się naciągane i chaotyczne. Dopiero później, w miarę cofania o kilkadziesiąt lat, zaczynamy w pełni łączyć kropki. Oczywiście ma to swój logiczny sens, wywodzący się z tej konstrukcji narracyjnej, ale siłą rzeczy przez to „Cities of Last Things” może łatwo „zgubić” bądź zniechęcić do siebie część widowni.
A byłaby szkoda, bo mamy tu do czynienia z bodaj najlepszym (jak na razie) filmem Netfliksa 2019 roku.
„Cities of Last Things” to ambitna i porywająca opowieść o genezie przemocy. O tym, jak pewne zdarzenia w życiu modelują nasze osobowości.
Twórcy zadają pytania o naturę zła, skąd ono się bierze, na ile jest wypadkową doświadczeń, życiowych dramatów i porażek, a na ile tkwi ono w naszych genach niczym zły demon, który tyko czeka, by się uwolnić z zamknięcia. Zło i przemoc niczym fatum potrafią unosić się nawet nad dobrym człowiekiem i każdego pchnąć w otchłań mroku.
![Cities Last Things netflix](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/splay/2019/07/Cities-Last-Things-netflix-1024x596.jpg)
Odwrócona chronologia sprawia, że jesteśmy w stanie wyraźnie wyłapać w historii Zhanga te decydujące momenty, kluczowe zdarzenia, które stały się punktami zwrotnymi w jego życiu i ukształtowały jego przyszłe „ja”. Gdybyśmy oglądali tę historię wedle normalnej chronologii, owe punkty zwrotne nie wybrzmiałyby w pełni z taką samą siłą.
Opowiadanie tej historii od tyłu nie jest więc pustym formalnym „bajerem”, tylko naprawdę ważnym tworzywem filmu.
Reżyser Wi Dong Ho znalazł naprawdę naprawdę mocną i atrakcyjną formę dla filozoficznych rozważań, nie popadając przy tym ani w teatralne przejaskrawienie, ani w tani melodramatyzm.
„Cities of Last Things” to o tyle imponujące dzieło, że do tego wszystkiego zręcznie przeskakuje pomiędzy gatunkami. Wspomniane przeze mnie wcześniej trzy segmenty filmu, rozgrywające się na odległych czasowych płaszczyznach, różnią się od siebie tonalnie.
![Cities Of Last Things film netflix](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/splay/2019/07/Cities-Of-Last-Things-film-netflix-1024x497.jpg)
Część pierwsza rozgrywa się w przyszłości, w roku 2049, kiedy to Zhang jest starszym mężczyzną. Reżyser rozwija wówczas przed nami neo-noirowy thriller w dystopijnym świecie, w którym ludzie są jeszcze bardziej samotni oraz ogarnięci manią na punkcie młodości.
Część druga, rozgrywająca się współcześnie, to już klasyczny dramat sensacyjny, natomiast część ostatnia to niemalże teatr dwóch aktorów w ujęciu klasycznego melodramatu. Te różnice gatunkowe są widoczne, ale na szczęście reżyser i scenarzysta rozrysowali je dość smukłymi liniami, tak więc przejścia pomiędzy nimi zdają się płynne i tworzą spójną całość.
Dobre oryginalne filmy na Netfliksie to rzadkość. Szkoda więc, że gdy już serwis ma w swojej bibliotece takowy, niewiele robi, by go promować (nie znalazłem polskiego zwiastuna na YouTubie) czy chociażby nadać mu polski tytuł. Trochę to straszne i smutne, gdyż zawsze wydawało mi się, że serwisy streamingowe pozwalają właśnie na o wiele lepsze i łatwiejsze podsuwanie ludziom filmowych perełek, na które niekoniecznie łatwo byłoby namówić potencjalnego widza w kinach. Cóż... tym bardziej w takim razie polecam waszej uwadze „Cities of Last Things”, bo to jeden z tych nielicznych filmów Netfliksa, które szkoda przegapić.